Niestety wzmacniacz PASS Labs INT-150 nie jest, w moim mniemaniu, wzmacniaczem stricte audiofilskim.
Audiofilskość kojarzy mi się z najwyższymi wymaganiami dotyczącymi wierności reprodukcji dźwięku, z analizą poszczególnych zakresów pasma, wielkością sceny dźwiękowej, czy z umiejscowieniem poszczególnych źródeł dźwięku. Zwykle, podczas rozmów lub recenzji, pojawiają się tego typu aspekty - ten ma lepsze basy, tamten lepsze wysokie a jeszcze inny większy wykop. Po tych kilku tygodniach korzystania z tego wzmacniacza jest mi dosyć trudno operować w.w kryteriami ale jednak spróbuję się do nich odnieść.
Tak się złożyło, że miałem okazję posłuchać ostatnio muzyki klasycznej na żywo, np z kilku metrów, w kameralnych warunkach. Czy siedząc przed zespołem zastanawiamy się nad poszczególnymi zakresami pasma? Ja o tym kompletnie nie myślę. Zwyczajnie słucham. Mam jednak kolejny raz pewne spostrzeżenia i to nie tylko do muzyki klasycznej, ale również do koncertów i innych gatunków muzycznych na jakich byłem. Nie jest to nic odkrywczego ale warto o tym wspomnieć.
1.Wysokie tony w naturze nie dominują. W przeciwnym razie chyba byśmy zwariowali od nadmiaru informacji a słuchanie muzyki byłoby zwyczajnie męczące.
2. Średnica odpowiada za 80% percepcji muzyki. To tam jest wokal, to tam są drgania strun gitary klasycznej lub mięcho gitary elektrycznej
3. Bas nie służy do masowania brzucha tylko do nadawania rytmu w muzyce. Owszem, kiedy trzeba walnąć to czasami walnie ale zwykle nie on ciągnie utwór tylko stanowi jego tło.
Mało odkrywcze? Owszem. Ale czy nie właśnie super wysokich, mocnego basu i sceny dźwiękowej po horyzont nie oczekujemy w nagraniach? Czy nie na to najczęściej czekamy?
Dlatego, po kilkunastu latach słuchania muzyki ze sprzętu grającego stosunkowo analitycznie chciałem czegoś innego, czegoś do słuchania a nie analizowania muzyki a jednocześnie czegoś co by nie nudziło.
Ale po tym przydługim wstępnie pora zająć się głównym tematem.
Nie chcę zbytnio skupiać się na kwestiach technicznych lub na budowie tego wzmacniacza, bo zwyczajnie na tym się nie znam i nie potrafię zinterpretować takich parametrów jak wzmocnienie 26db, lub dwie drabinki rezystorów odpowiadające za regulację głośności. Dla mnie, w sprzęcie audio, za wzmocnienie mogą być odpowiedzialne np. napakowane krasnoludki (Gapcio i Mędrek), regularnie trenujące na siłowni, a regulacja głośności polega na tym, że te krasnoludki wchodzą sobie po tej drabince lub z niej schodzą. :-)
PASS nie jest bolidem służącym do audiofilskich wyścigów. Słyszałem z innych konstrukcji niżej schodzący bas, lepsze pozycjonowanie źródeł dźwięków w przestrzeni lub większy wykop.
PASS Labs INT-150 gra raczej jak dobry gramofon, z dobrą wkładką MC i pre lampowym niż jak tranzystor.
Kiedyś miałem na testach KUZM-ę STABI S, z jedną z ich lepszych wkładek typu MC, i ten dźwięk trochę mi się z PASS-em skojarzył.
Nigdy nie mam wrażenia, że dźwięk reprodukowany przez PASS INT-150 jest „pochodzenia cyfrowego”. Jest to dźwięk soczysty, gładki i naturalny. Jest tak czasami naturalny, że łapię się na tym, że przy niektórych dźwiękach, że coś się dzieje w moim pokoju.
Wzmacniacz operuje przede wszystkim średnicą. Wokale Paula Simona, Leonarda Cohena lub Patricii Barber brzmią dla mnie bardzo naturalnie, z tym, że w niektórych sytuacjach, oprócz barwy i naturalności, mogę lepiej wyłapać emocje i artykulację. Wokal jest wystawiony trochę przed linię głośników i jest dosyć dobrze pozycjonowany w przestrzeni. Takie instrumenty, jak gitara klasyczna brzmią kapitalnie i barwnie. Na średnicy jest sporo informacji i dźwięki nie zlewają się z sobą. Nie wiem jak to określić ale dźwięki „pojawiają się szybko w przestrzeni” ale nie jest to „bicie po twarzy” słuchacza. Smyczki potrafią zakłuć w uszy tylko w wyjątkowych momentach. Zwykle słychać, że struny nie mają grubości 0,001 um ;-) tylko są znacznie grubsze. Nie jestem specem od fortepianu ale słyszę teraz więcej wagi tego instrumentu i działania pudła rezonansowego a nie tylko uderzenia młoteczków po strunach. Trąbka potrafi zagrać z ciepłem i z dużą ilością informacji ale potrafi też lekko ugryźć w ucho kiedy trzeba.
Wysokie częstotliwości, wszelakie przeszkadzajki, bimbajki i dzwoneczki stanowią tło muzyczne. Nigdy nie kłują w uszy i brzmią naturalnie i szlachetnie.
Bas reprodukowany przez PASS Labs INT-150 jest sprężysty i dobrze kontrolowany ale nie jest on „rysowany skalpelem”. Potrafi „walnąć po gębie” ale nie dominuje w przekazie i nie schodzi bardzo głęboko, co może być miłym rozwiązaniem przy relatywnie dużych kolumnach i średniej wielkości pomieszczeniach.
Scena dźwiękowa potrafi być szeroka ale PASS Labs INT-150 nie jest mistrzem w dokładnym układaniu instrumentów na scenie. Jest szeroko, początek lekko przed głośnikami, więcej miejsca mamy z tyłu. Wyobraźmy sobie warstwy, umiejscowione, jedna za drugą. Na każdej z warstw instrumenty nie są umieszczane w chirurgiczną dokładnością ale kolejna warstwa, z kolejnym instrumentem jest oddzielona od poprzedniej bardzo konkretnie. Daje do efekt bardzo dobrego odseparowania dźwięków od siebie. Dźwięki zwyczajnie się ze sobą nie zlewają.
PASS Labs INT-150 nie jest gigantem dynamiki. To nie jest przekaz taki jak z aktywnych głośników estradowych, które wytarmoszą słuchacza za kołnierz, walną z kolanka w żołądek i przebiją bębenki uszu pałeczkami od suschi. Wiem o czym piszę bo ostatnio słuchałem takich potworów JBL-a u mojego kolegi. Na koncert i niedługo? Świetne. Na dłużej? Sadomasochizm w czystej postaci :-) Zmierzam do tego, że czasami tej zadziorności brakuje ale przecież nie można mieć wszystkiego.
PASS Labs INT-150 - z czym nie zestawiać tego wzmacniacza? Nie zestawiać ze spokojnym sprzętem towarzyszącym. Focale na kewlarze, to, moim zdaniem, minimum przymilania się, bo inaczej będzie zbyt miło. Myślę, że kolumny tubowe, np. Klipsch-a, mogą być optymalnymi głośnikami (z moimi Heresy jeszcze nie sprawdzałem). Uważać też trzeba na źródła. Nie powinny z pewnością słodzić przekazu.
Uwaga też na poziomy wyjściowe napięcia. 2V na RCA to, moim zdaniem, zbyt mało i będziecie operować na górnych zakresach wzmocnienia w przypadku kolumn o skutecznosci ok 90db. Na szczęści w moim Benchmarku mam możliwość zmiany poziomu wyjściowego zarówno po RCA jak i XLR. Zaraz po włączeniu PASS potrafi być trochę krzykliwy i zaczyna grać dopiero po osiągnięciu optymalnej temperatury (ok 50C po ok 0,5h grania). Wspomina o tym również sam producent w materiałach technicznych.
Moc 150 W (ok 180 W w niezależnych pomiarach) przy 8 ohm jest wystarczająca do trzymania za pysk większości kolumn. Pierwsze 10W wzmacniacz oddaje w klasie A, potem przechodzi w klasę AB. Gdzieś czytałem, że PASS się grzeje. Owszem, jest ciepły ale nie tak gorący jak mój poprzedni wzmacniacz hybrydowy, nie tak gorący jak potrafi być końcówka KRELL-a serii FPB i zdecydowanie jest mniej gorący od konstrukcji PASS-a DYI projektu Son of Zen.
W przypadku tego ostatniego, krótkie dotknięcie radiatorów groziło oparzeniem. PASS Labs INT-150 jest raczej ciepły ale nie gorący i nie skłania do otwierania okna. Pilot jest bardzo solidny. Jest to ciężki kawałek aluminium, ze zbyt małymi przyciskami. Działa jednak dosyć pewne. Wyświetlacz, na którym są wyświetlane informacje o wzmocnieniu, balansie i źródle, jest czytelny i można go przyciemnić lub wyłączyć. Z tyłu kilka wejść na RCA i XRL oraz wyjście z Pre na końcówkę mocy. Z tylu znajduje się główny wyłącznik oraz terminale głośnikowe. W odróżnieniu od wczesnych wersji tego wzmacniacza można stosować zarówno widełki jak i wtyki bananowe. W pierwszych wersjach były tylko widełki i wzmacniacz był szerszy (48 cm). Wersje poźniejsze mają 43 cm szerokości i wygląd taki sam jak modelu PASS Labs INT-30A. Waga. Lekko poniżej 30 kg.
PASS Labs INT-150 to wzmacniacz grający bardzo naturalnie i soczyście. Przykuwa uwagę słuchacza do muzyki a nie do „audiofilskich fajerwerków”. Czy można lepiej? Na pewno można ale czy we wszystkich aspektach (SunAudio, końcówki Krella, Accu)?. Czy można "fajniej", w przypadku innego wzmacniacza zintegrowanego? Być może można ale tutaj już będzie znacznie trudniej, przynajmniej w stosunku do tego czego obecnie oczekuję od sprzętu audio. U mnie "banan" na twarzy się pojawia więc chyba jest OK :-)
Sorry za błędy i literówki. Jeżeli dla kogoś to zbyt dużo "poezji recenzenckiej i smęcenia" to "niech se poczyta" specyfikację ;-)))