Jaskrawy przykład tego paradoksu,że muzyka odtwarzana brzmi lepiej od tej na żywo to repertuar heavy-metalowy.
Bywam od czasu do czasu na koncertach z ostrzejszym graniem i jak chodzę tak już ze 20 lat,to na palcach jednej ręki mogę policzyć występy gdzie słychać było dobrą pracę akustyków.
Ciężki rock to niewdzięczny materiał do realizacji live,tu wypadkowa akustyki sali koncertowej,miejsca słuchacza,sprzętu nagłaśniającego i profesjonalizmu dźwiękowców musi być na najwyższym poziomie.W przeciwnym razie wychodzi...hałas.
Choć przyznam,że było kilka występów które zapamiętałem jako wybitne realizacje,np. Megadeth z katowickiego Spodka (chyba rok 2000),-było słychać na prawdę wyśmienicie,nie odnosiło się wrażenia że czegoś brakuje,do tego muzycy byli w wyśmienitej formie co złożyło się na wspaniałą ucztę koncertową dla miłośników cięższego grania.
W domu rock brzmi lepiej,jest więcej detali,można wsłuchiwać się w niuanse i gitarowe zawiłości,koncert ma przewagę jedynie w dynamice,z domowego stereo nigdy nie uzyskamy takiego rozmachu i impetu czym się właśnie taki repertuar na koncertach cechuje.