Uważam, że temat może być trudny do udźwignięcia przez audiofilskie forum ale pomimo tego spróbuję. :-)
Mam nieodparte wrażenie, że my, audiofile, uważamy sprzęt audio za coś bardziej skomplikowanego od technologi kosmicznych. Za coś w rodzaju połączenia kunsztu i elegancji, zegarków Patek-Phillipe oraz zaawansowanej myśli technicznej zaaplikowanej w myśliwcu F-35 Raptor. Konstruktorzy sprzętu audio, często porównywani są do japońskich mistrzów kowalstwa, wykuwających z tysięcy warstw metalu słynne miecze samurajskie.
My sami, świadomie lub mniej, pozycjonujemy jako wybrańcy, ci jedyni, którzy dostąpili wiedzy tajemnej, dotyczącej odpowiedniego doboru sprzętu audio, stając się przy tym, wraz ze wzrostem "doświadczenia audiofilskiego", posiadaczami nad-naturalnego słuchu oraz wysublimowanego gustu muzycznego.
Wszystko wiemy o audio najlepiej i słyszymy lepiej od 99.99% populacji ludzkiej. Mamy optymalnie dobrane zestawy audio. Żyjemy w przeświadczeniu, że jesteśmy kimś lepszym, ludźmi obcującymi z tzw" sztuką wyższą", kimś lepszym od kolekcjonerów znaczków, puszek po piwie lub samochodzików na resorach.
Skąd wynika ta audiofilska pycha? Skąd ten brak audiofilskiej pokory? Skąd ten brak szacunku dla wiedzy technicznej?
Przecież byle jaki spektorfotometr, komputer, aparat USG lub KTG, automat do lutowania układów scalonych, wysokościomierz laserowy, lub numeryczna obrabiarka CNC to technologia znacznie bardziej skomplikowana od zdecydowanej większości sprzętu audio.
Skąd więc ten audiofilski brak pokory?
P.S. I nie mówię, że zawsze ale, że b. często