Karolu,
masz rację, że zgromadzona wiedza w jednym miejscu, może być przydatna w przyszłości. Chociażby po to, aby podjąć decyzję - robić coś z zasilaniem, czy zostawić jak jest.
Moim zdaniem temat zasilania należy potraktować kompleksowo, a nie fragmentarycznie. Oczywiście jest to tylko głos w dyskusji i nie mam zamiaru nikogo zniechęcać do innej wersji. Pisząc kompleksowo, myślę o kablowym porządku od ściany do urządzeń bardziej w kategorii zjawisk fizycznych, niż dźwiękowych. Można zrobić to na kilka sposobów i według własnych możliwości.
Młodsi Koledzy pewnie nie pamiętają, ale sprawa zasilania pojawiła się w takiej skali dopiero w ostatnich kilkunastu latach. Warto zobaczyć urządzenia z lat 80-tych, 70-tych i wcześniejszych, tam nie zawsze był inlet IEC. Nie było także wielu przedmiotów, o które dzisiaj spieramy się. Takie rzeczy jak: gniazdka z karbonową ramką, rodowane wtyczki, zamrażane kable, listwy z know-how od NASA, kondycjonery, pierścienie antywibracyjne, złote bezpieczniki i wielu innych, to wszystko pojawiło się niedawno. Natomiast, ludzie słuchali muzyki od zawsze. Ktoś taki jak audiofil, był też od zawsze. Upraszczając, wnioskuję, że sprawa zasilania urządzeń nie była przeszkodą w uzyskaniu perfekcyjnego dźwięku w latach 80-tych, 70-tych i wcześniejszych.
Uważam zasilanie jako część całego systemu audio i w takim kontekście sam traktuję ten temat. Osobiście nie słyszę wielkiej różnicy między kablami i na bank, oblałbym ślepy test z sieciówek, ale nie przeszkadzało mi to w skompletowaniu dość rozbudowanego zestawu. Bardziej z troski o bezpieczeństwo i praktyczne zastosowanie używam markowe gniazdko w ścianie, które też nie wiem czy gra, ale pod względem konstrukcyjnym jest naprawdę bardzo solidne. W markowych przewodach zamieniłem obie końcówki na jeszcze lepsze, nie dlatego, że słyszałem coś więcej, a dlatego, że te pierwsze po prostu nie trzymały się należycie po wpięciu do urządzeń. Oprawienie kabli nowymi wtykami zapewniło doskonałe fizyczne połączenie. Ponad 50 kilogramów w kondycjonerze też nie kupiłem, bo lepiej grało, tylko zapewnia stabilne napięcie i w sytuacjach ekstremalnych chroni wszystkie urządzenia od przepięć i podobnych zdarzeń losowych.
Zasilanie i cała reszta bajerów w naszym hobby, ma nam sprawiać radość. Jeśli przy tym uzyskamy poprawę jakości dźwięku, no to czego chcieć więcej. Nie ważne czy będą to solidnie DIY, czy super-hiper marki, ważne abyśmy spojrzeli na zagadnienie szerzej, mieli jakąś koncepcję, ogarnęli to wszystko w całość i co najważniejsze, nie oczekiwali spektakularnych efektów. Bo podobnie jak z książką, sposób jej oprawienia nie zmieni treści.