Minęło trochę czasu, stałem się szczęśliwym posiadaczem Fidelio L2, a na gwiazdkę sprawiłem sobie DT990 PRO.
Nie sądzę, aby różnica grania pomiędzy DT990 PRO a Edition była znaczna. Niestety, słuchawki Philipsa są mało znane u nas, zaledwie jedna recenzja się ukazała. A szkoda.
Przez dwa tygodnie w czasie wolnym moim głównym zajęciem było porównywanie fidelio z DT990 PRO. Bejery musiały się wygrzać, jak zwykle pierwsze zetknięcie z nowymi słuchawkami było rozczarowujące.
Co do źródła, z jakiego je napędzam, to nie dysponuję dobrym, obecnie moje najlepsze to fiio X1 , najnowszy odtwarzacz i najtańszy, ma jednak funkcję daca. X1 podpięty jest do bardzo fajnego i ogólnie zachwalanego wzmacniacza projekt nostromo valentine. W planach mam zakup daca tej marki, nostromo5, mam nadzieję, że będzie grać lepiej od X1.
Nie potrafię opisywać swych wrażeń słuchowych, dlatego proszę o wyrozumiałość. Nie będę opisywał wyglądu słuchawek, w skrócie tylko powiem, że fidelio są piękne, cieszą oczy po prostu jako przedmiot codziennego użytku. Bejery także mają swój surowy urok, nie można ich nazwać jednak pięknymi.
Dźwięk... Gdy dwa tygodnie temu przyszły bejery, namiętnie ich słuchałem po kilkanaście godzin dziennie - w końcu były święta. Przyjemnie było na nowo odkrywać nagrania zapodane w innym sosie dźwiękowym.
Nie jestem do końca gotów do podjęcia się tego zadania opisania różnic, jednak spróbuję. DT990
grają szerzej, dźwięk jest pełny, nasycony, holografia jest lepsza. Basu jest więcej, nawet przy niskim natężeniu dźwięku, gdy słuchamy cicho, słuchać wyraźnie stopę perkusji. Dźwięki są zakrąglone, miękkie, przekaz może się podobać, ba, może wzbudzać zachwyt. Jednak tylko w muzyce rockowej, popowej, ogólnie rozrywkowej. A tej nie słucham wiele. Bardzo podoba mi się wokal podawany przez DT990 PRO, podobnie cudnie brzmią dźwięki fortepianu, wszystko to przyprószone jest nadmiarem basu, ale nie jest to w jakichś sposób uciążliwe. Sytuacja
dramatycznie pogarsza się, gdy włączam swe ulubione nagrania z kręgu free jazzu i free improv. Odbiór przestaje wywoływać zadowolenie, mina rzednie i zaczynam sobie zadawać pytanie : O co chodzi? Co jest nie tak?
Wiem ! Bejery niszczą prawdziwe dźwięki mojego ulubionego instrumentu, czyli perkusji. Na tym torze słychać jakieś bum, jest basowe bum, jednak żadną miarą dźwięk ten nie przypomina perkusji, gdzie jest uderzenie, pogłos, różna barwa, siła uderzenia muzyka przecież wyzwala różne dźwięki. Beyery to pomijają jako mało ważne i nieistotne.
Następuje przesiadka, zakładam fidelio L2. W pierwszej chwili zauważam, że obrys dźwięku jest ostrzejszy, jest jakby sztuczny, plastikowy. Dopiero po chwili wrażenie sztuczności mija. Ta różnica w dźwięku tych słuchawek zasadza się w tym, że fidelio bardzo wyraźnie obrysowuje kontury dźwięku, szczegółowość jest jak dla mnie imponująca w philipsach, bo w końcu mogę usłyszeć moją ukochaną perkusję. Do tego doszło z moimi gustami muzycznymi , że zacząłem słuchać nagrań tylko perkusji, np John Cage nagrał kilka ciekawych nagrań z perkusją , odniosłem jednak niejakie wrażenie, że w tych nagraniach ważniejszym instrumentem jest cisza...
Dość tych smętnych dygresji. Fidelio tracą swój urok w muzyce rozrywkowej, czyli w rockowej, bluesowej.
Gdy mamy szybkie tempo, ogólną nawalankę rodem z death metalu, którym też się czasem zachwycam, wybrzmiewanie dokładne perkusji staje się nieistotne. Tam liczy się co innego. Natomiast w jazzie, gdzie mamy tradycyjne trio: saksofon, bas i bębny, bardzo ważną staje się możliwość odróżnienia tych instrumentów.
W bejerach dźwięk się zlewa, robi się klucha, odróżnienie linii basu i uderzeń perkusji staje się niemalże niewykonalne. I ten brak naturalności w oddawaniu uderzeń perkusji jest przykry, bo cała reszta jest znakomita, holografia bejerów robi naprawdę duże wrażenie, ogólne ciepło i płynąca stąd przyjemność słuchania.
Kto wie, może przy lepszym torze, z daca nostromo 5 zabrzmią lepiej bejerki. Fidelio z kolei zapewniają soczysty, zwarty bas, niebywale precyzyjny, co przekłada się na wierniejsze oddanie dźwięków.
I tak nie jestem w stanie powiedzieć, które słuchawki są lepsze. Na pewno fidelio są ładniejsze, bardziej szczegółowe, bardziej analityczne, z lepszym basem, bo znakomicie kontrolowanym, jednak muzyka rozrywkowa brzmi całościowo ciekawiej na DT990 PRO. Jazz wypada lepiej na fidelio, jednak jeśli weźmiemy nagrania pozbawione rytmu wystukiwanego na jakichś bębnach, to beyerki pokazują swój urok. Fortepian w fidelio podawany jest za ostro, zbyt wysokie kontury go szkicują, nie wywołuje tyle przyjemności co w bejerkach, jednak po dłuższym odsłuchu zapominamy, jak fortepian brzmiał w bejerkach i nasza radość ze słuchania muzy w fidelio jest pełna i całkowita, nic nam nie przeszkadza, bo wszystko słyszymy podane w niezłej przestrzeni