Majkel-to jak podsumowales sluchawki K-1000 w swojej kiedys recenzji! to ideal tego co powinni audiofile wiedziec o tych wspanialych sluchawkach,miales jedna uwage ze bas troche byl za slaby, ale wierz ze z moim Carym 300SEI(300B) jest go wystarczajaco duzo,nie ma kompletnie brumienia,cisza calkowita,dlatego tak sie dziwie jak inne wzm brumia ,np.P.Ryka ile musial pozmieniac w swoim wzm ,prawie caly, aby byl cichy,Leben dalej brumiacy Paculy ktory tuningowal go wielokrotnie i byl zamowiony nowy specjalnie dla niego od wlasciciela tej firmy i brumil i robi mu to teraz rowniez!a moj Cary 300SEI ideal ,cisza jak makiem zasial,to chyba nirwana dla sluchawek dynamicznych,mam nadzieje ze kiedys jakis "MET" w Polsce zrobicie i przyjade ze swoim sprzetem i posluchacie!Co jest lepsze K-1000 czy Stax 009 to nie wiem, bo to zalezy od preferencji sluchacza,ja lubie bardzo to co reprezentuje 009 i podoba mi sie ich granie, ale mam to wszystko w K-1000 ktore o drobine sa jednak lepsze!
Recenzja Majkela;
4. Walory użytkowe i podsumowanie.
AKG K1000 to urządzenie do słuchania muzyki na zasadzie podobnej do słuchawek, bo umieszczane na głowie, ale to de facto małe głośniczki szerokopasmowe bardzo bliskiego pola o ambitnej konstrukcji przetwornika. Pomysł ten w połączeniu z impedancją 120 omów, czyli znacznie wyższą niż przeciętnych słuchawek, i niską skutecznością, predestynuje je do używania ze wzmacniaczami głośnikowymi lub słuchawkowymi o sporym zapasie napięcia i umiarkowanej wydajności prądowej. Najlepiej byłoby zrobić coś stricte pod nie, bo proporcje wydajności prądowej do napięciowej potrzebnej K1000 są znacznie mniejsze niż głośnikom. Stąd pewnie się wspomina o klasie A. Push-pull głośnikowy przy małych zmianach prądu na wyjściu będzie grał blisko obszaru zniekształceń skrośnych. Po prostu należy się spodziewać, iż będą one duże. W aplikacji szytej na miarę nie będzie tego problemu jeśli się odpowiednio dobierze elementy.
Wygoda użytkowania z jednej strony jest duża, gdyż słuchawki są lekkie, wspierają się o czaszkę na czterech poduszeczkach, dodatkowo rozsuwanych oraz na samoregulującym się pałąku. Ten jak się ureguluje, to nie próbuje się odregulować jak w K601 na przykład. Ponadto uszy w żaden sposób nie są oddzielone od świeżego powietrza, ani nic się z nimi nie styka. Jest pewien problem ze stabilnością K1000 na mojej głowie, więc muszę ją trzymać w miarę pionowo. Mam proste i przez to nieco śliskie włosy dla materiałów użytych na pałąk i poduszki nad przetwornikami. Dość ważny jest sweet spot ustawienia ich na głowie dla otrzymania pełnowartościowego odbioru, stąd wspominam o ich tendencjach do przechylania się, ewentualnie przesunięć.
Dźwiękowo K1000 są czymś jedynym w swoim rodzaju ze względu na prezentację dźwięku stereo, który precyzją i jakością holografii nie odbiega od głośnikowego hi-endu. Brakuje rozciągnięcia pasma w dół do pełnej satysfakcji oraz wynikającej z tego potęgi, która czasem by się przydała. Dynamika i równowaga tonalna pomijając lewy skraj pasma to najwyższa półka słuchawkowa w sensie jakości, ale niekoniecznie magii. Tu podobno mają coś do powiedzenia starsze przetworniki z miękkiego tworzywa i rzeczywiście zdarzyło mi się słyszeć coś, co użytkownicy kolumn kojarzą głównie z topowymi monoblokami lampowymi jako warunkiem koniecznym, albo przynajmniej wydaje mi się, że to było to. K1000 wydają się lubić gęste formaty, ponieważ z CD nie są absolutnym królem rozdzielczości, choć czuć ich oddech na najlepszych pod tym względem słuchawkach, np. Sennheiserów HE90 albo nawet Grado PS1000, ale z gęściejszym formatem dostają skrzydeł i zamieniają się w prawdziwy mikroskop muzyczny, który nie pokazuje jedynie wycelowanego wycinka, a cały spektakl, dając radość z syntezy i analizy dźwięków.
5. Potyczki z konkurentami.
W odniesieniu do Grado PS1000, co już wspominałem, mają znacznie mniej basu, ale poprzez swoją dokładność i prezentacyjny minimalizm wydający się lepszym. Niestety nie schodzą do poziomu generowania tętnień na przykład z czwartego utworu albumu Raz, Dwa, Trzy - Dwadzieścia Lat, CD 1. Samo wejście pozwala się delektować fajnym niskim basem oraz jego zachowaniem w akustyce sali koncertowej, a później uzupełnia sekcję rytmiczną w sposób dość znaczny. Przesiadka na K1000 daje reakcję - co jest grane?! Gdzie jest stopa?
Na Grado wszystko jest nieco większe, ale na zasadzie większego rozpostarcie w poziomie i pionie, natomiast w kwestii głębi i trójwymiarowości holografii mamy do czynienia z "normalnym poziomem słuchawek wysokiego lotu", czyli wyraźnym spłaszczeniem prezentacji. Grado mają dwa słyszalne piki na charakterystyce częstotliwościowej - jeden na niższym sopranie, drugi na wyższym basie. Ten pierwszy bardziej się ujawnia, gdyż Beyerdynamiki T1 są od nich równiejsze. Tonalnie są dość podobne do K1000, ale mają lepiej rozciągnięty dół. Dźwięk jest lekko miększy i gęściejszy na dolnej średnicy, tyle że nie gęściejszy od informacji, bo tych na AKG jest tam więcej, tylko od jakby dodanych współbrzmień, bo tak to chyba lepiej nazwać, niż pogłosów. To jest dla mnie jakiś obcy element w dźwięku, który też powoduje, że T1 potrafią czasem być mdłe. Jak im dać wysokiej rozdzielczości materiał i tor, to się ocierają w pewnych aspektach o K1000, ale na pewno nie w kwestii holografii i szybkości. Szybsze od K1000 są tylko Ultrasone Edition 10. I to jest w sumie ciekawa sprawa, ponieważ ogólnie słuchawki te po dłuższym wygrzaniu grają dźwiękiem wypełnionym, gładkim i ewidentnie słodkim. Sopran jest gładszy niż na PS1000, łatwiej przyswajalny, i jeśli uboższy w informacje, to tylko nieznacznie. Nie analizowałem tego dogłębnie. Imponuje mi ich bas, ponieważ jest po prostu normalny, przede wszystkim w swojej ilości. Ma dość fizjologiczne proporcje wypełnienia do konturu, który de facto wcale nie zwraca na siebie takiej uwagi jak na AKG, ale jest bardzo dobrze podany w fazach gry. Właściwy jest atak, wybrzmienie i zanik. Przez to jest mało interesujący i całkowicie spełniający swoją rolę. Nie wzbudza się jak na PS1000, o Denonach D2000 i wyżej nie wspomniawszy. Słodycz średnicy "uzmysławia" damskie wokale. Są bliskie i pełne, urokliwe. Męskim dodają nieco przyjaznego akcentu, ale nie jest takie posłodzenie z nutką nieśmiałości jak na złoto-czarnych Omegach II, tylko odczucie wyluzowania u wokalisty, który jakby dobrze się bawił śpiewając. Kiedy więc mamy duet damsko-męski, np. Netrebko i Beczala, to mamy wrażenie obcowania z luźnym i zalotnym dialogiem znających swoją wartość osób. Bardzo podoba mi się na Ultrasonach klasyka. Ma potęgę i świetnie zsyntezowaną sferę barw orkiestry. Wszystko jest podane z potęga, ale plastycznie, bez nachalności i uproszczeń wynikających z braku kontroli. Takie wrażenie spokoju mimo wichury. :)
Ciekawa sprawa to ostrzejsza muzyka typu Seether. Pierwsze takty albumu Disclaimer II to wjazd wraz z utworem Gasoline niezwykle energetycznego i szybkiego dźwięku gitary elektrycznej. Czy się komuś podoba, czy nie, tak to brzmi "prosto z pieca", przynajmniej z Fendera, który kiedyś stał jakieś 3 metry ode mnie, a facet jechał solówki. Ten dźwięk jest niezwykle "szybki", a bogata tekstura to kolejna jego cecha. Do tego dochodzi duża jasność barw i tak ma być! Na AKG K1000 ważniejsza staje się barwa kosztem tekstury i prędkości, a Grado wypychają teksturę na pierwszy plan, a szybkość dźwięku na poziom AKG. Barwa jest mniej dobitna, jakby była informacją uzupełniającą. Być może jest to konsekwencja podbicia basu i części sopranu w PS1000. Zdolnościami przestrzennymi Ultrasone Edition 10 to by chyba najbardziej chciały być Omegami II, ale też nie do końca, bo jednak prezentują dźwięki bardziej ofensywnie. Przede wszystkim wypełniają je ciałem jak mało które znane mi słuchawki, bez popadania w spowolnienie, zamulenie czy podkolorowania. Dzięki tej cesze mają dość blisko do K1000 w kwestii budowy namacalnych źródeł dźwięku, ale posługują się innym środkiem wyrazu. Coś jakby bardziej stawiały na zmysł dotyku, a mniej wzroku. Obecność wynika z gęstości i dobrej gradacji konturu dźwięku z przestrzeni, a nie widzialnej trójwymiarowości kształtu. Domyślam się, że taki wywód może brzmieć zabawnie, ale to mój problem w artykułowaniu odczuć się tu ujawnia. Piszę jak czułem.
Czy chciałbym posiadać AKG K1000? Tak, ale nie jako jedyne. Grado PS1000 to chyba jednak lepszy all-rounder, choć znacznie cięższy, także brzmieniowo. Ultrasone Edition 10 są znakomite, ale drogie, poza tym ja potrzebuję czegoś mniej wysublimowanego, a bardziej kawę na ławę. Zdarza mi się słuchać sprzętu, nie tylko muzyki i czasem potrzebuję brutalnej informacji, a nie kolejnego zachwytu. Ultrasone Edition 10 muszę ubierać z pałąkiem tuż nad czołem. Ich posiadacz robi tak samo. Ma to kluczowe znaczenie dla brzmienia. Jak się utrafi, co wymaga treningu, to jest jak pisałem wyżej. Beyerdynamic T1 wydają się nieco odstawać w dół. Apetyt na gęste formaty nie zamienia się w szczególną feerię dźwiękowych zachwytów, a jedynie w dotrzymanie kroku nieco droższym konkurentom z obecnej produkcji i zbliżenie się do AKG K1000. I to chyba wszystko.
Podziękowania dla Piotra Ryki za wypożyczenie AKG K1000, kolegi Tomka za udostępnienie Ultrasone Edition 10 i następnie gościnę w towarzystwie np. upgradowanego Audioneta ART v2 jako źródła bitów i sinusów oraz Janka za pozostawienie kabla zasilającego DIY do wzmacniacza słuchawkowego.
Inny sprzęt użyty:
Technics SL-PS840 upgradowany jako transport po kablu koncentrycznym
DAC CS4397 + CS8416, dwie sztuki, w obudowie i bez
Wzmacniacz słuchawkowy Black Pearl Deluxe
Black Pearl z zasilaniem bateryjnym
Przejściówka 4-pin XLR -> jack 6,35mm (Neutrik/Furutech)
Interkonekty DIY - ostatecznie podwójna skrętka ekranowana, niekierunkowe, wtyki Neutrik Profi RCA
Kabel koncentryczny z wbudowanym dopasowaniem impedancji
Muzyka różna, w tym sporo znanej. :)