Z dorobku pisarskiego Krzysztofa Meyera gorąco polecam dwutomową monografię Lutosławskiego (tom I: „Droga do dojrzałości”, tom: II droga do mistrzostwa”). Meyer ma fenomenalne pióro, a przy tym jest kompozytorem i łączyła go długoletnia przyjaźń z Lutosławskim.
Na temat mojego ukochanego Mistrza przeczytałem w zasadzie wszystko, co się ukazało i obok „Rozmów…” Tadeusza Kaczyńskiego, książka Meyera chyba najlepiej oddaje tak samą postać, jak i muzykę Lutosławskiego. Meyer potrafi bardzo sprytnie wpleść analizy utworów w tok narracji, dzięki czemu nawet nieobeznany z zasadami muzyki czytelnik nigdy się nie znudzi ani nie zniechęci.
W kwestii Tomaszewskiego też muszę za Dongiem małe larum podnieść: rozumiem, że "Człowiek-dzieło-rezonans" może się komuś nie podobać, ale żeby zaraz odradzać? Pomijam już fakt, że to kamień milowy w dziedzinie studiów nad Chopinem i prawdziwa kopalnia wiedzy. Ale poza wszystkim, zarzut „naukowości” (w pejoratywnym znaczeniu tego słowa) zupełnie tu nie pasuje. Dla mnie Tomaszewski pisze bardzo żywym i pięknym językiem, zza którego przebija prawdziwa pasja. Fakt, że ów język czasem myszką trąci, ale ma to swój niepowtarzalny urok. Gorset naukowej ścisłości też jest tu często rozluźniany. Który z dzisiejszych muzykologów, pisząc o chopinowskich scherzach, odważyłby się posłużyć tak nienaukowym narzędziem analizy jak poetyka snu? Przecież nie nudny jak flaki z olejem Skowron (ups, miało nie być po nazwiskach ;-))
Na antypodach dzieła Tomaszewskiego znajduje się już zupełnie nienaukowe dziełko wielkiego pasjonata, czyli Piotra Wierzbickiego „Chopin – portret muzyczny”. Bardzo subiektywnie napisana i momentami dość kontrowersyjna książka, ale znać naprawdę warto. Podobnie jak „Moje życie z muzyką” i jego felietony w GW. Wierzbicki to dla mnie taki samorodek, u którego intuicja idzie w parze z wielką erudycją. Czasem miewa znacznie bardziej trafne spostrzeżenia, niż tzw. zawodowi krytycy.
Ostatnio kupiłem tez za psie pieniądze na allegro „Z perspektywy muzyki” Pocieja. Jeszcze nie czytałem, ale jak skończę to podzielę się wrażeniami. Pociej mnie czasami irytuje, czasami bawi, a czasami skłania do refleksji. Oby jak najwięcej tego ostatniego. (A przepraszam, Pociej mnie jeszcze strasznie wk…wia jak siada za mną w filharmonii, zasypia i głośno chrapie. Ale to już przywilej wieku.)