Ja dla odmiany polecam "Secret Story" z całego serca. Nie trawię niestety jego (i nie tylko jego) "ortodoksyjnie jazzowych" kawałków, a ta płyta jest moją ulubioną płytą wszech czasów! Potrafię jej słuchać w nieskończoność, jako jedna z niewielu płyt wywołuje tak silne emocje. Jakby wybrać się w daleką podróż. Do tego rozmach, orkiestra, chór, przenikające się melodie... mógłbym tak chwalić i chwalić :)
Moim zdaniem u Pata każdy znajdzie coś dla siebie. To jego największa zaleta. Jednocześnie, dla mnie trochę też "przekleństwo". Bo każdy kolejny album daje mi tą nutkę nadziei, że znowu odpłynę jak przy Secret Story... Najczęściej się niestety zawodzę, bo materiał okazuje się trochę zbyt... "ambitny jazzowo". Dlatego jak dziecko cieszyłem się wyjściem mojej ulubienicy w wersji zremasterowanej z kilkoma nowymi utworami. :D
Z Pata lubię też: "Watercolors", "As Falls Wichita", "Road to you" i "Map of the world".
Apropos jazzu dla "normalnych" (:D) - polecam też grupę Cinematic Orchestra. Mniam !