wrażenia ze spotkania CD
Pioneer Monitor 10
No cóż, słuchawki jak by na to nie spojrzeć z innej epoki, zdaniem wielu audiofili, znacznie lepszej dla naszego hobby. Czy wychodzi im to na dobre? W kwestii komfortu na pewno nie. Są nieco spartańskie i bardzo niewygodne, w dodatku zamknięte i nie tak jak w obecnych modelach tego typu, w których wentylacja i tak jest całkiem znośna, Monitor 10 w ich kontekście to raczej siermiężne wyposażenie czołgisty. Nacisk na głowę, uszy dość silny, poza tym jakby nie chcą się do niej idealnie dopasować. Muszle wyraźnie wystają poza dolny obrys potylicy, siłą rzeczy część dźwięku znajduje tamtędy ujście. Choć być może niekoniecznie, gdyż ucisk na czaszkę jest tak duży, że wprasowuje nam małżowiny w płaszczyznę skroni. Nie próbowałem ich regulować, stąd moje obserwacje nie mogą być do końca brane za pewnik.
Brzmienie. Po założeniu na głowę, gdy już nie myślimy o ucisku, dość prędko spostrzegamy, iż ich prezentacja ogniskuje się wokół ciepłej, wręcz gorącej średnicy. W pierwszej chwili wydaje się to być bardzo przyjemne i relaksujące. Jest takie w rzeczy samej dopóty, dopóki do głosu nie dochodzi deficyt basu. Tak, nie znajdziemy go zbyt wiele w tych słuchawkach. Nie jest to może jakaś przesadna wada, jednak w rocku trochę doskwiera. Góra również nie wykazuje nadaktywności, ale poczucie niedosytu jest znacznie mniejsze. Ogólna szczegółowość na średnim poziomie, scena obecna, ale nie rzucająca na kolana. Słuchałem ich dość krótko by ferować autorytatywne wyroki, jednak sądzę, że owa bliskość średnicy i plastyczność mogą się podobać, zwłaszcza, że część słuchawek niedomaga w tym paśmie. Generalnie są to słuchawki raczej do spokojnego jazzu, niż impulsywnych brzmień, a ich wyróżnikiem jest muzykalność przy zachowaniu przejrzystości.
Poza konkursem: AKG K701
Chcąc uniknąć powielania spostrzeżeń wielu ludzi opisujących brzmienie muzyki na tych słuchawkach przede mną, zamierzam scharakteryzować jedynie pewne aspekty, które jak się zdaje w poprzednich recenzjach zostały niedostatecznie uwypuklone.
Moim zdaniem są to słuchawki do zadań specjalnych. Są na tyle specyficzne, że ocenianie ich wyłącznie przez pryzmat samej wierności względem brzmienia muzyki w naturze nie za bardzo ma sens. Tak jak w Grado GS1000 mamy do czynienia z ogromnym przekłamaniem w zakresie balansu przesuniętego nienaturalnie w górę i ogólnego odchudzenia całej prezentacji na rzecz wybornej przestrzenności, dynamiki i szczegółowości, tak K701 są co prawda znacznie wierniejsze od Grado w kwestii równowagi tonalnej, jednak inne elementy nie idą w parze z tym, co słyszymy na koncertach. Mamy tedy ogólny, wręcz zdumiewająco dojrzały naturalizm barwowy tonów średnich i sopranów, nieco mniej obecny w paśmie basowym, będącym jednak również bardzo wysokiej próby. Doprawdy przy odpowiednio skonfigurowanych elementach toru muszę przyznać, że niewiele słuchawek jest w stanie oddać tyle niuansów barwowych instrumentów akustycznych i ludzkiego głosu w sposób łudząco podobny do natury. Ten wymiar prezentacji niewątpliwie przyczynia się w ogromnym stopniu do ogólnego realizmu, z jakim K701 serwują muzykę.
Niestety inne cechy tych słuchawek w kontekście tej wspaniałości barw średnicy i poczucia obecności muzyków budzą odczucia ambiwalentne. Mając bowiem z jednej strony tak pięknie wyartykułowane naturalne brzmienie na płaszczyźnie równowagi tonalnej i harmonicznych decydujących o barwie, z dynamiką i timingiem K701 są mocno na bakier. Niestety łupnięcia nie usłyszałem jeszcze na tych słuchawkach z żadnej elektrowni, która je napędzała (m. in. z mocnym Cayinem HA-1A włącznie). Jest to oczywiste odstępstwo od muzycznej prawdy, jednak nie mniejsze niż to, co proponują E9 czy wspomniane GS1000, różnica polega jedynie na tym, że jest to aberracja w nieco inną stronę. Dla mnie subiektywnie przyjemniejszą. Wierna realiom koncertowym dynamika w słuchawkach, zwłaszcza jeśli ich ogólna sygnatura jest jasna, mi osobiście bardziej przeszkadza niż pomaga w odbiorze muzyki. Jeśli więc ktoś preferuje realizm barwowy, przestrzenność prezentacji uzyskaną nie kosztem majstrowania przy równowadze tonalnej, K701 będą słuchawkami, które z pewnością polubi. Jeśli ktoś poszukuje szczegółowości, dynamizmu, drive`u muzyki na żywo i nie przeszkadza mu ogólne odchudzenie, wykonturowanie dźwięku, powinien od AKG trzymać się z daleka. Podsumowując, K701 to słuchawki, które wymykają się wszelkim kategoryzacjom. Z jednej strony są bardzo prawdziwe, z drugiej zafałszowane w stopniu dla niektórych wręcz nieznośnym, jednakże brak owego „kopa” wcale nie musi czynić je słabszymi. Ja w pełni świadomie słucham na słuchawkach z wysokim natężeniem, więc brak walnięcia jest tym, co sprawia, że mogę wytrzymać w nich znacznie dłużej niż w innych nausznikach zachowując spory margines bezpieczeństwa. Jest to cecha, której poszukiwałem od dawna.
Rollo