Pomyślałem sobie wczoraj, że wszyscy mistrzowie muzyki ansowej chyba ucieszą się z wątku o sobie i swojej muzyce na nowym portalu audiohobby. Być może niektórym wcale nie spodoba się to co o nich, bądź o którejś z ich kompozycji ktoś tu nieprawdziwego bądź nieprzychylnego napisze. Ale w tej chwili nie mogą tego przecież wiedzieć. Czyli wątek musiał powstać, aby zaspokoić ich ciekawość :-)
Zapraszają oni zatem wszystkich współczesnych, aby dzielili się tu swoimi znaleziskami, odkryciami, a także odczuciami i myślami na temat ich muzyki. Ponieważ jestem pierwszy, polecę dwie ostatnie płyty na jakie trafiłem w swoich poszukiwaniach muzyki dawnej. Obie płyty to kompozycje Guillaume'a Du Fay (1397-1474). W swojej płytotece nie posiadałem jeszcze tego kompozytora, ani wykonań zespołów, które go nagrały. Pierwsza nosi tytuł "Mass for St.Anthony of Padua" i nagrana została przez zespół Pomerium (Alexander Blachly), druga natomiast to: "Missa Ecce ancilla Domini" w wykonaniu Ensemble Gilles Binchois.
Moje ulubione zespoły wykonujące wokalne dzieła ansowe - Huelgas Ensemble, The Tallis Scholars i A Se Voci, zostały poszerzone o zespół Pomerium. Od zakupu tej płyty zdążyłem już przesłuchać inne ich nagrania i muszę przyznać, że śpiewają zjawiskowo. A muzyka? Trudno ją porównywać do późniejszej twórczości kompozytora, a już zwłaszcza do jego niezwykłych motetów izorytmicznych, które notabene nie wszystkim mogą się spodobać. Tutaj natomiast czuje się jeszcze trochę średniowieczny oddech i oszczędność, polifonia jest prosta i przejrzysta lecz piękna, a całość niezwykle kontemplacyjna. Drugie nagranie równie piękne, choć z jeszcze bardziej „skromną” polifonią, natomiast brzmienie zespołu Ensemble Gilles Binchois już inne, bez tego charakterystycznego dla Pomerium "kojącego spokoju", jednak tworzące chyba bardziej namacalną atmosferę przebywania w otoczeniu dawnych świątyń. To moje pierwsze spotkanie z Du Fayem. Wkrótce zapewne zainteresuję się tymi, którzy tworzyli pomiędzy nim, a Hildegardą. Póki co, Du Fay usadowił się w panteonie wielkich dawnych kompozytorów na mojej półce z płytami obok Josquina, Obrechta, Palestriny, Ockeghema, Tallisa, Byrda, Brumela, Lassusa, czy Richaforta.
Na koniec krótkie wyznanie.
Żadna inna muzyka z gatunku klasycznej, jaką w swoim dwudziestoparoletnim poznałem, nie wywołała we mnie takiego zdumienia, jak odkrycie muzyki ansowej. To zdumienie wynikało oczywiście z głębokiego poczucia obcowania z czymś niebywale wielkim i pięknym i jednoczesnej świadomości, jak niewiele o tej muzyce się pisze, czy ją gra. Dzisiaj jest z tym znacznie lepiej niż jeszcze kilka lat temu, choć i teraz nie ma gwarancji, że w swoim muzycznym doświadczeniu, ktoś słuchający Chopina, Liszta, Mozarta, Beethovena, Mahlera, czy Vivaldiego, odwróci się jeszcze bardziej za siebie, by posłuchać XIV-XV wiecznych mszy. Powodami, dla których tak późno zwróciłem się ku muzyce ansowej, a szczególnie sakralnej, były dwie rzeczy. Pierwsza wiązała się z identyfikacją wszystkiego co ma w nazwie "Msza" i pochodzi z tamtego okresu, z muzyką kościelną, a więc bardziej z liturgią niż samą muzyką. Taką muzykę traktuje się niemal jak jakiś odrębny gatunek, muzykę przeznaczoną wyłącznie dla bardzo wierzących osób. Drugi powód to fascynacja Bachem i przekonanie jakie długo nosiłem, że nic większego i piękniejszego gdy chodzi o polifonię, nie mogło już powstać. Tę pewność zburzyli kompozytorzy ansowi. Owo zdumienie, w jakie wprawiła mnie muzyka ansu, w miarę jej poznawania, uświadomiło mi - choć lepsze będzie chyba zdanie "dało mi silnie odczuć" - dość banalną rzecz, że w życiu ominąć nas może wiele wspaniałych i wielkich rzeczy będących tuż na wyciągnięcie ręki. Nie mówiąc o tym, że te największe rzeczy w muzyce, być może wydarzyły się już dawno, a my wciąż tkwimy w tym co teraz. Wydaje się niesprawiedliwe, że wielu dawnych mistrzów nie doczekało się szerszego poznania i uwielbienia, nie mówiąc o pomnikach, czy powszechnym wykonywaniu ich dzieł. Takiego Palestrinę, Obrechta, czy Josquina na znaczku wydano na świecie tylko jeden raz, i tylko w jednym kraju. A Mozart, Beethoven? Często i gęsto. Na pewno zasłużenie. Pytanie ciśnie się jednak na usta kiedy ze zdumieniem odkrywa się, jak wielu było dawniej znakomitych kompozytorów - choćby w samych tylko Niderlandach: Czy nie są oni czasem równie wielcy, jeśli nie więksi, niż ci dzisiaj najbardziej pod niebiosa wychwalani?
Jest jeszcze trzecia sprawa. Słuchając gęstych polifonicznie i dźwiękowo kompozycji Bacha, wydawało mi się, że to jego utwory wymagają największego skupienia podczas słuchania. Poznając jednak muzykę wcześniejszych polifonistów odnoszę wrażenie, że ich niektóre kompozycje są pod tym względem bardziej wymagające mimo "skromniejszej" budowy i choć napisane zostały tylko na ludzki głos. Myślę, że największe trudności w odkrywaniu piękna ansowej muzyki, zwłaszcza sakralnych dzieł, będą miały osoby niecierpliwe ( nie mówiąc o zadeklarowanych przeciwnikach wszystkiego co ma w nazwie „kościół” ;-) )
Najwięcej przeżyć muzyka ta dostarczy najbardziej cierpliwym i niespiesznym. Z drugiej strony, gdy pozwoli się jej przemówić i da jej czas, będzie wtedy uczyć i niespieszności i cierpliwości. A może i czegoś jeszcze.