M9012. Długo czekał na swoją kolej i się doczekał, a tak naprawdę to zewnętrzne naciski spowodowały, aby wreszcie zniknął z tego kąta, co tam leżał już od dłuższego czasu. Bo ile można się zajmować danym tematem? Policzyłem i wyszło mi, że przy nim spędziłem około 36 godzin ciągłej pracy - niesamowite, nie? To jest ta różnica między profesjonalistą a amatorem - profesjonalista się z tego utrzyma a amator może tylko tracić swój wolny czas :-). Tak naprawdę to ten czas wydłużył splot nieprzewidzianych zdarzeń plus moje odosobnione upodobanie do piękna - zarówno zewnętrznego jak i wewnętrznego. Od początku, postaram się krótko.
Magnetofon trafił do mnie z nieoryginalnymi silnikami. Niby drobnostka, bo działają, ale miały dolutowane zewnętrzne rezystory ponieważ silniki były bodajże na 4000 rpm. Nawet jak zamykałem pokrywę to widziałem tam te rezystory. Mając zapasowy mechanizm z M9115 postanowiłem przywrócić magnetofon do stanu pierwotnego i zamontować oryginalne polskie silniki. Błąd - sprawdza się powiedzenie: 'lepsze wrogiem dobrego'. Okazało się, że czasy świetności mają już za sobą, swoje już przebiegły, kręcić kręcą, ale nierównomiernie. Drugie podejście - zamontowanie silniczków zakupionych na Wolumenie, które miały pasować do polskich decków. Po zamontowaniu okazało się, że nie reagują na zmianę obrotów. Przyjrzałem się dokładniej i okazało się, że są na 13.2V. Postanowiłem, że jeden z nich zostaje jako silnik przewijania a drugi wymieniam bo potrzebuję regulacji prędkości. W swoich zapasach odnalazłem silniczek który kiedyś dawno kupiłem - trzecie podejście, montaż. Odpalił ładnie, pracuje cicho. Wciskam play i zgrzyt. O co chodzi? Patrzę na pudełko, jest napisane 'lewe obroty', patrzę na naklejkę na silniku a tam 'CW' - to nie może się dziać naprawdę. Przy okazji zauważyłem, że silnik na 13.2V jednak lekko się grzeje więc zamówiłem 2 nowe silniki. Przyszły, zamontowałem, wyregulowałem, działają - szkoda tylko, że za czwartym podejściem....
W tzw. międzyczasie zapomniałem już, co głosi przytoczona wcześniej mądrość ludowa. Głowica oryginalna ale śruby ruszane z lewej i prawej strony. Mam nową głowicę ZRK i kasetę z lusterkiem to aż się prosi aby ją wymienić. Wymieniam i zaczynam ustawiać wysokość. Myślałem, że zakres regulacji będzie węższy a okazuje się, że to cały jeden obrót śruby aby zagięcie z zewnętrznego brzegu taśmy przeszło w zagięcie wewnętrznego brzegu taśmy. 360 stopni to cholernie dużo stopni do wyboru a trzeba wybrać ten jeden, jedyny stopień. Nie napiszę ile mi to czasu zajęło. Skos - no to teraz sama przyjemność i wejście na wyższy stopień wtajemniczenia, na nazwijmy to 'semi-pro' - ha! jak to brzmi! ;-) - jeszcze chwila i 'cześć Panie Kolego Po Fachu' będę do AUDIOTONE :) mógł mówić ;-). I tak jak się kiedyś odgrażałem - nic na słuch, od tego przyrządy są! No może nie fizyczne przyrządy a ich wirtualne namiastki w komputerze - dla laika do bezinwestycyjnej zabawy na początek w sam raz. Tym razem zakres 'akceptowalnej' regulacji to 1/6 obrotu śruby. Też nie napiszę ile czasu mi zeszło - musiałem zgrać wszystko razem, laptop, oprogramowanie, testy - napiszę tylko, że już na trzecim laptopie jaki użyłem niektóre programy zaczęły działać poprawnie (to też temat na kolejny długi wywód). Kiedyś podawałem link do poradnika ustawienia skosu z użyciem programu 'Osci', u mnie lepiej zadziałał 'Zelscope' (ale ja używam wiekowego sprzętu i nie jestem miarodajny). Skos ustawiony, optycznie mogę stwierdzić, że chyba prawie w okolicach środka wspomnianego wyżej 'akceptowalnego' zakresu regulacji - więc czyżby to było TO 'prawie' co robi TĄ 'różnicę' ;-)?
A i wcześniej obroty silnika były ustawiane za pomocą aplikacji 'Frequency Counter' i potwierdzone przy użyciu programu 'Musical Tuner'. Kropką nad i było wymienienie dźwigni z rolką dociskową plus paski, stare nie były jeszcze złe ale jak mam już wszystko wyciągnięte na zewnątrz to można to zrobić za jednym zamachem. A co do poświęconego czasu to wspomnę tylko, że np. samo maskowanie cienkiej dwucentymetrowej rysy na przednim panelu samochodowym lakierem zaprawkowym nanoszonym czubkiem szpilki to tylko jedna godzina pracy.
Tyle. Marzy mi się jeszcze jakiś kącik odosobnienia na takie zabawy bo kilkukrotne wystawianie\rozkręcanie i skręcanie\zabieranie magnetofonu bywa męczące kiedy żona właśnie zupę za stół chce stawiać ;-). Tak więc nie wypocząłem ostatnimi czasy zajmując się bzdurami i walcząc ze swoimi fobiami, stąd te decki i kasety które mieliście wysyłać do Radmar-a to wysyłajcie do mnie :-).
Poniżej kilka zdjęć decka - obowiązkowo z 'śliczną' kasetą z którą zazwyczaj fotografuje się magnetofony i która dodaje im uroku (ale nie tak dużo jak drewniane boczki ;-). Plus zrzuty ekranu z aplikacji jakie miałem okazję użyć i przetestować.
Czekałem na niego kilka lat (przy odwiecznym założeniu: akceptowalna cena i wygląd zewnętrzny) ponieważ pojawia się sporadycznie (a czarny wcale), no i to mój pierwszy (i pewnie ostatni) deck ze 'wskazówkowymi wskaźnikami poziomu wysterowania' czy tam 'zmywaczkami' czy innymi 'wycieraczkami' jak to bardziej wtajemniczeni nazywają ;-)...
M.