To niech sobie leży. Dobrze tu posłuchać i Ciebie, Włodku.
A ja zrobiłem test LST HB dziś z trzema wzmacniaczami i jestem ...ogłuszony wrażeniami. Poszedłem do salonu z LST i z 009. Zakomunikowałem, że głośniki mam w walizce. Po wypakowaniu zdziwienie ale też oczekiwanie, co toto potrafi. Podstawiony był CD Musical Fidelity, Pre firmy NAT Symmetrical, a po tym szły kolejno... Może powoli - najpierw była końcówka niemieckiego Einsteina "Light in the dark". Właściwie zamówiłem termin na odsłuch tylko dwu końcówek. Einstein jest pięknie zrobiony, świetna optyka i haptyka. Cena nowego 7k EUR. Pryncyp - hybryda, ale nie normalna:
wstępnie i sygnałowo - lampki, a moc tranzystorami MOSFET. 2 x 90 W. Powinien zagrać!
Już po pierwszych taktach stwierdziłem - macie coś lepszego? NIE zagrał. Było normalnie, grzecznie, żadnych momentów, żadnej gęsiej skóry - prosto, solidnie, po niemiecku. Ale i źle - bas kiepski i pływał bez kontroli, soprany - typowy roll off, brak jasności perlistości, scena jaka taka. I to kosztuje taką kasę?!
Następny! Dość szybko zamieniliśmy ten niewypał na monobloki Jadisa CA-30. Mimo o wiele mniejszej mocy pojawiła się klasa - ładna szeroka scena, dobry choć nie za duży bas i soprany były i perlistość. Pomyślałem porównawczo - mimo to moje P-500 i Octave RE280 są lepsze pod każdym względem...
Nie długo cieszyłem się tym bujaniem w samozadowoleniu. Bo coś mnie podkusiło do jeszcze jednej próby.
Pod bokiem stał ...Ayon Spirit III - i wyrwało mi się: - "Christian bardzo proszę, zróbmy ostatnią próbę, ot bez pre". Sprzedawca naturalnie słuchał obu poprzedników i już przy Jadis zrobił błogą zadowoloną minę. Teraz spojrzał zdziwiony - "Ale to inna półka cenowa...?". Pożałowaliśmy szybko oboje. Po włączeniu lamp Ayona i jedynie po 5 minutach grzania, ten wzmacniacz ..."przygrzał" zrzucając nas z foteli. Tu nie było dyskusji - to była przesiadka z Opla na rasowego Astona Martina. GŁębia sceny, usytuowanie dokładne instrumentów, słyszalny dyskretny oddech muzyków, najdrobniejszy stuk klap klarnetu czy fagotu, niesamowicie kontrolowany niski i bardzo niski bas w odpowiedniej ilości (bez przytłaczania), wspaniała średnica i soprany, całość podana bez wysiłku, czarująco... Ta niesamowita wierność, precyzja, też dużego składu orkiestrowego, przepiękny wokal, jak trzeba aksamitny. Wszystko czego szukamy w muzyce, co powoduje tą gęsią... A ten Ayon gra przecież na KT150.
Być może, że Odin, którego miałem przez parę dni, a którego zazdrośnie strzeże Cortazar, jest jeszcze o centymetry bardziej wyrafinowany, wszystko jeszcze bardziej w realu, jeszcze piękniej... Klękajcie narody. Sprzedawca, do tej pory jeszcze namawiający mnie do Jadisa czy wcześniej do Einsteina, po prostu po posłuchaniu Ayona zaniemówił. Zabawiłem się brzydko w nauczyciela: - "Dopiero ze Staxami stwierdziłeś, co naprawdę wzmacnia, a co tylko udaje".
Teraz sam siebie pytam: A może to tylko taka synergia? I dlatego to nie koniec naszych poszukiwań.