Odmiana - tak, nie zasnąć - nie.
Dobrze zagrana klasyka może wprowadzać w trans. Wielokrotnie widziałem na koncertach w filharmonii śpiochów, na koncertach jazzowych tylko śpiących pijaków.
Leila Schayegh, 2019. Realizacja mało barokowa a przecież pierwsze skrzypce gra p. profesor... Ptaszki w "Wiośnie", jakieś bliżej nie określone szumy lata, dziwne ozdobniki i zaskakujące improwizacje. Płyta mogłaby być audiofilską perełką, gdyby nie wiele niedociągnięć. Instrumenty są bardzo czytelne, ale puszczone jak do szturmu, wszyscy na słuchacza. Spokojnie, należało coś wycofać, wyciszyć, niech słuchacz zapragnie słodyczy po skosztowaniu kęsa. A tu dostajemy od razu całą szwajcarsko-irańską czekoladę. Natręctwo związane z pamięcią o pochodzeniu Leili nie pozwoliło na zaufanie. To nie jest płyta z muzyką barkową, bliżej jej do Maxa Richtera niż do Carmignoli. Nie zaufałem jej też od strony technicznej tak jak Radulovicowi. I jeszcze ten irytujący szum wentylatorów w miejscu realizacji.
Niby wszystko złe a wysłuchałem do końca :P
Leila zaprasza na Vivaldiego:
&feature=emb_logo