Często przez wiele lat bawimy się w dobór klocków. Kształtujemy system w taki sposób aby wiernie oddawał to co znajduje się na płycie, z maksymalnym realizmem. Powiedzmy, że mamy już taki referencyjny system u siebie i co w tym wypadku często się dzieje z potencjometrem głośności ..... ?
......... Kilka razy miałem do czynienia ze świetnymi systemami, z których słychać było cichutkie plumpkanie. Właściciele zarzekali się, że "gra to bardzo realistycznie", że "uchh", że "achh" itd.
Niestety, oprócz zrównoważonego dźwięku, szczególików, kontroli basu itp brakowało czegoś jeszcze....... brakowało emocji, brakowało tzw "wygaru". Co takie zrównoważone ciche plumkanie ma wspólnego z realizmem ? Czy Carlos Santana pogrywa nieśmiało na swojej gitarze w bibliotece publicznej, starając się nie przeszkadzać czytającym książki ? Czy Buddy Rich zasuwał na swoich bębnach na oddziale noworodków, starając się przypadkowo nie zbudzić słodkich bobasów ?
Rozumiem, że często uzyskanie koncertowego natężenia dźwięku nie jest w warunkach domowych możliwe ale czy to nie jest jakaś ślepa uliczka, że np. szukamy tylko "zrównoważonych" systemów, których możliwości mocowych często nie wykorzystujemy.
Nie mam zamiaru narzucać komuś jak ma u siebie w domu słuchać muzyki ale proszę nie twierdzić, że np. Metallica na 2% głośności brzmi realistycznie, ....może miło, .....fajnie, ale nie realistycznie.
Innymi słowy, drodzy koledzy audiofile,...może trochę więcej "czadu" :)