Witajcie,
Postanowiłem napisać trochę o tych dwóch tytułowych wzmacniaczach, intencją tego testu porównawczego jest możliwie
obrazowo przedstawiony charakter brzmienia, oraz podstawowe różnice tych małych i niepozornych urządzeń.
Słuchawki, oraz wzmacniacze do nich to raczej niszowy przedział branży audio, szczególnie właśnie w przypadku wzmacniaczy słuchawkowych nie łatwo jest znaleźć informacje na temat brzmienia interesującego nas modelu czy zestawu.
Dlatego wychodząc z założenia, że deficyt wiadomości na temat Holdegrona, a szczególnie Graham Slee jest w społeczeństwie duży
postanowiłem, w miarę swoich skromnych możliwości, podzielić się wrażeniami.
Holdegron model H1 to podstawowy wzmacniacz z manufaktury Holdegron Audio,
H1 to polska produkcja, sprzedawana już od kilku lat, i zbierająca bardzo pozytywne komentarze, szczególnie
uwzględniając stosunek jakości do ceny. Kiedy kupowałem go kilka miesięcy temu, informacje z for audio wskazywały,
że jest to wzmacniacz o charakterystyce dość ostrego i dynamicznego dźwięku. Współpraca z dość ciepłymi odtwarzaczami
jakimi miał grać, czyli CD Nad 521i i Cowon iAudio S9 zapowiadało ciekawe zestawienie.
Brzmienie zestawu audio dostosowujemy do własnych upodobań, a dla mnie właśnie zestawienia sprzętowe ciepłe z zimnym dawały zawsze najciekawszy efekt.
Holdegron był zdecydowanie trafionym zakupem, potrafił doskonale zagrać z S9, na prawdę wielokrotnie podczas odsłuchów
zwracałem uwagę, jak dobrze ten duet współpracuje i jak doskonale potrafi oziębła natura H1 uzupełnić lekko ocieplone i
zrównoważone granie Cowona. Z odtwarzaczem Nad było już gorzej, i odniosłem wrażenie, ze ta mała muzykalna skrzynka
nie udźwignęła ciężaru współpracy z w miarę neutralnie acz odrobinę ciepło grającym CD. O szczegółach brzmienia z obydwoma urządzeniami napiszę później, kiedy to będziemy bezpośrednio porównywali H1 z Solo.
Holdegron służył mi owocnie w słuchaniu muzyki, i delektowaniu się jej walorami, natomiast w życiu każdego wielbiciela muzyki
przychodzi taka chwila, kiedy dochodzi do wniosku, że jeśli w pełni chce się oddać swojej pasji, powinien poszerzyć swoje horyzonty, i popłynąć w nieznane w poszukiwaniu nowych doznań. Wszystko po to, by jeszcze więcej smaczków, detali i przyjemności wyciągnąć ze słuchania muzyki.
Oczywiście jak w każdym hobby prawie wszystko rozbija się o pieniądze - najważniejsza zasada, to wydać jak najmniej z zakładanego wcześniej przedziału finansowego, i jednocześnie mieć to przeświadczenie, że dokonało się dobrego wyboru, zgodnego z naszym gustem, i wcześniejszymi założeniami .
Dlaczego Graham Slee Solo? Szczątkowe niestety komentarze i testy jakie udało mi się znaleźć wskazywały, że może to być dla mnie coś ciekawego. Opisy głosiły świetne zgranie ze słuchawkami nisko Ohmowymi, a właśnie 32 Ohm Grado 325is są jak na razie moimi jedynymi nausznikami.To, że cały czas pozostaję pod ich wielkim urokiem, może wskazywać, że pozostanę w tej rodzinie, i najpewniej kiedyśbędę chciał poznać któregoś z jego bardziej wykwintnych braci ; )
Pomimo, ze wiedziałem z grubsza czego mogę się spodziewać po Graham Slee Project, to przyznaję, że w dużej części zakup tego wzmacniacza był właśnie taką wyprawą w nieznane, czy strzałem na oślep.
Jak w każdej szanującej się recenzji wypadałoby napisać coś o wyglądzie i wykonaniu rzeczonych wzmacniaczy. Obydwa modele to ręczna robota, i trzeba oddać, ze prezentują się bardzo ładnie i estetycznie. Wykonane na najwyższym poziomie obydwa wzmacniacze mają metalową obudowę, i po dwie pary złoconych gniazd RCA. Przedni panel Slee Solo to gniazdo na duży jack, przełacznik sterowania dwóch kanałów i ich przłaczania podczas słuchania muzyki, oraz naprawdę piękne aluminiowe pokrętło głośności. Pokrętło jest lekko oszlifowane, i szorstkie, co bardzo ułatwia sterowanie nim. Solo posiada zieloną diodę, która informuje nas o podłaczeniu do prądu, natomiast nie posiada włacznika/wyłącznika.
Filozofia Grahama Slee polega na tym że włącznik nie jest nam niezbędny, a wzmacniacz powinien być stale podłączony do prądu, pobierając minimalną ilość energii jest on przygotowany i wygrzany aby zagrać w każdej chwili.
Holdegrona różni czerwona dioda na przednim panelu, mniejsze i wyglądające na plastikowe pokrętło głośności,oraz włącznik. Autor H1 w swojej instrukcji dostarczanej razem z wzmacniaczem informuje, że pomimo wyłączenia urządzenia, zasilacz także powinien być podłączony do prądu, co tak samo jak w przypadku Solo powoduje natychmiastową gotowość układu do optymalnej pracy.
Dobra, dosyć gadania przechodzimy do słuchania.
Tak jak wspomniałem wcześniej Holdegron H1 jak i Solo/Intro zagrały z CD Nad 521i, oraz Cowon S9. Słuchawki towarzyszące odsłuchowi to Grado 325is. Boleję nad tym ,że nie udało mi się wzbogacić testu o inne nauszniki np. Byerdynamic 880, nie mniej jednak to co usłyszałem pozwoliło na wyłuskanie dość zasadniczych różnic w brzmieniu testowanych wzmacniaczy.
Odsłuchy odbywały się generalnie na zasadzie porównań konkretnych, pojedynczych utworów, tak aby zapamiętać możliwie dużo niuansów i na gorąco je ze sobą porównać.
Po pierwszym, krótkim i powierzchownym porównaniu, wniosek był jasny i wskazywał na H1 jako wzmacniacz grający bardziej bezpośrednio, analitycznie i przejrzyście. To była jednak tylko krótka etiuda odsłuchowa, która miała się później okazać złudna i niemiarodajna, ponieważ Solo był wzmacniaczem wyciągniętym prosto z pudełka. Zalecenia Grahama wskazywały, ze wzmacniacz należy wygrzać, i to najlepiej około 400 godzin, czas ten miał wpłynąć na poprawę właściwości dźwiękowych. Tak też zrobiłem, a już pierwsze 100 godzin pokazało dużą różnicę w podawaniu muzyki, wypełnienie basu, poprawę przestrzeni,oraz złagodzenie charakteru brzmienia.
Odsłuchy
(wykonawca / tytuł płyty / tytuł utworu )
Esbjorn Svensson Trio / Good morning Susie Soho / Do the Jangle :
H1 pokazał tu doskonałe, analityczne brzmienie, wszystkie wysokie tony bardziej wysunięte niż w Solo, dźwięki perkusji czytelne, podane wyraźniej, pod względem planów równoważne z fortepianem i kontrabasem. Bas mięsisty, kontrolowany, i łatwy do wyłapania z tła.
Solo - Muzyka bardziej zrównoważona tonalnie, dźwięki perkusji bardziej urozmaicone niż H1, lekko wycofane, ale kiedy trzeba potrafiące mocno zaakcentować. Podczas pierwszego odsłuchu zwraca uwagę, że muzyka w GSP Solo brzmi inaczej niż w H1, to pewnego rodzaju ocieplona i delikatna barwa, która absolutnie nie oznacza, że ten wzmacniacz gra ciepło - wręcz przeciwnie, Solo gra jasno, barwnie i szybko.
Bas jest w Solo o podobnej intensywności co w H1, nie tak kontrolowany, dłużej wybrzmiewa i potrafi pokazać więcej gradacji, jest bardziej plastyczny.
Manu Katche / Neikgbohurhood / November 99 :
Solo - utwór jawi się inaczej niż w H1, uderza różnorodność przeszkadzajek i detale pokazane z różną intensywnością, H1 gra przede wszystkim
jednym planem, wyraźnie i z przodu, nie przekazuje tych delikatnych smaczków, które gdzieś tam w tle wybrzmiewają. Muzyka w Solo jest bardziej atłasowa stanowi całość, i uderza różnorodnością. W przypadku pierwszoplanowych instrumentów Solo pozostawia przed sobą trochę powietrza, będąc jednocześnie niezwykle czułym i detalicznym.
Pierwszy plan u Holdegrona jest wysunięty maksymalnie do przodu, razem z czytelną perkusją daje to wrażenia
bardzo bezpośredniego przekazu. Brzmienie talerzy perkusyjnych, jest przekonujące i autentyczne, Solo w tej kwestii różni się od polskiego kuzyna, talerze wybrzmiewają nieco odsunięte od słuchacza, mają trochę inną fakturę, są delikatniejsze, jak gdyby uplecione z cieńszych nitek. H1 gra zdecydowanie analitycznie i konturowo, czasami brakuje pewnego wypełnienia w utworach.
Fortepian w solówce bardzo dosłowny, bezpośredni, bas jest naprawdę piękny...mięsisty i kontrolowany, nie posiada jednak tych subtelnych detali,i gradacji. Wysuniętą do przodu perkusja gra konturem, pierwszym planem, i bez niedomówień
Chick Corea / Paint The World :
We współpracy z Cowonem S9 obydwa wzmacniacze potrafią świetnie zagrać, Solo jest bardziej wybredny jeśli chodzi o podanie sygnału, potrafi być niemiłosiernie wyczulony, i wrażliwy na jakość nagrania, i sposób realizacji płyty.
Odsłuchy z cd Nad pokazały, że H1 nie potrafi przekazać na tyle interesującego i wciągającego dźwięku co Solo. Holdek który idealnie uzupełniał się z S9 potrafiąc zagrać urzekająco precyzyjnie i detalicznie, przy Nadzie uwierał czasami uszy swoją jasnością
i bliskością planów. Muzyka stała się dynamiczna, jasna ale potrafiła nieco zmęczyć wyrazistością tonów wysokich, bliskim graniem i przy większej głośności cięciem po uszach. Bas nie był tu tak zwarty jak przy Cowonie. Zdecydowanie zabrakło mi w tej muzyce melodyjności, subtelności oraz pewnego pomysłu na pokazanie poszczególnych pasm. H1 to wzmacniacz bardzo szczegółowy, ale np. w przypadku perkusji, dźwięki są na tyle głośne i bezpośrednie, że nie pozostaje miejsca, na te drobne, ledwo słyszalne uderzenia przeszkadzajek w tle, które dają perkusji tę trójwymiarowość tak ciekawą w odbiorze, a którą pokazał Solo.
Graham Slee okazał się tutaj wzmacniaczem znacznie ciekawszym, melodyjnym, i wciągającym w muzykę a jego poszczególne pasma tworzyły harmonijną całość
W celu bliższego poznania walorów basu w obydwu urządzeniach, zapuszczamy dwa utwory, którymi zawładnęły dolne rejestry.
Jan Garbarek / I Took Up The Runes / Molde canticle - przy kontrabasie Eberchard Weber, oraz
Youn Sun Nah / Voyage / Calypso Blues, przy kontrabasie Lars Danielsson
Bas w Graham Slee Solo dla tzw. basolubów byłby raczej niewystarczający, nie jest on w żadnym razie uprzywilejowanym pasmem,
raczej podporządkowanym całości, kiedy nagranie potrafi je wyeksponować zagra naprawdę pięknie i dobitnie. Potrafi pozostawić po sobie wybrzmienie, a innym razem zagrać całkiem mięsiście z kontrolą. To co go różni to umiejętność pokazania różnych gradacji i odcieni.
Często bas jawi się w tym utworze jako delikatny, nastrojowy i świetnie współbrzmi z głosem Youn Sun.
Holdegron ma naprawdę ładny bas, to dźwięk z mięsem, bardzo przyjemny dla ucha, zwarty i zdyscyplinowany. Brakuje mu jednak trochę pogłosu, i niskiego zejścia delikatnych wybrzmień, nie potrafi tak różnicować subtelnych niuansów jak Solo.
Wpisuje się ten bas w ogólną charakterystykę brzmienia H1, czyli konturowo, dobitnie, i z powietrzem między instrumentami.
Podsumowanie, będzie krótkie. Obydwa małe wzmacniacze to produkty naprawdę bardzo interesujące. Ktoś kto lubi bezpośredni przekaz, szczegółowość, i jasność brzmienia wybierze H1, moim zdaniem to zapewne wzmacniacz pasujący do słuchawek trochę bardziej leniwych jak np AKG 701.
Solo ma charakterystykę bardziej uniwersalną, to zdecydowanie bardzo dobry wzmacniacz, melodyjny, detaliczny,
przestrzenny, o pastelowej fakturze. Obydwa wzmacniacze różnią drobne, subtelne szczegóły brzmienia, jest ich jednak na tyle sporo, że można parafrazując znane powiedzenie stwierdzić: brzmienie dobrego wzmacniacza tkwi w szczególe.
Jeśli miałbym określić obydwa wzmacniacze kilkoma przymiotnikami:
Solo - barwny, detaliczny, żywy, wyważony, przestrzenny.
H1 - szybki, analityczny, bezpośredni, konturowy.
wielu zapierających wrażeń muzycznych życzę,
Fomalhaut
Dla wzrokowców kilka zdjęć obrazujących omawianych bohaterów i okoliczności w jakich grały: