> jjurek, 2009-12-10 20:13:18
>Poddaję pod dyskusję:
>- nie ma sensu/ potrzeby posiadania oddzielnych wzmacniaczy słuchawkowych.
W zasadzie tak. Jeśli mamy dobrą końcówkę mocy lub integrę to wzmaczniacz słuchawkowy jest tylko niepotrzebnym dublerem.
Pozostają do rozwiązania pewne kwestie techniczne, które sprowadzają się do tego by ze wzmacniacza mocy uczynić godny wzmacniacz słuchawkowy.
Pierwsza to "z rezystorem czy bez". To zależy od naszych słuchawek. Jedne lepiej zagrają bez rezystora, inne z odpowiednio do ich impedancji dobranym rezystorem szeregowym. Dla równowagi należałoby wspomnieć o odpowiednim dzielniku rezystorowym, L-padzie czy potencjometrze włączonym w konfiguracji dzielnika do dostrojenia właściwego podziału pomiędzy rezystancję szeregową i równoległą.
Druga sprawa, to tłumienie, co wiąże się z poprzednim zagadnieniem. Słuchawki to nie głośnik - na ogół. Przynajmniej nie tak duży i nie konkretnego typu. Czy bliżej mu do szerokopasmowca, głośnika wysokotonowego, średniotonowego czy może basowca? A może wszystko po trochu?
Tak jak oczekujemy od wzmacniacza doskonałego tłumienia głośnika, zwł. niskotonowego, to uwzględniając konstrukcję słuchawek i ich założenia konstrukcyjne nie jest to tak oczywiste i należy przyjąć, że pewną oprność wtrąconą producenci zakładają. Choć z drugiej strony, gdyby wszystkie słuchawki były sterowane wprost z końcówki mocy to producent powinien świadomie zadecydować o wartości tej rezystancji i ją w słuchawkach umieścić, nawet jeśli miałaby to być pewna wartość minimalna, zakładjąca że będzie ona już na wyjściu wzmacniacza lub też będzie zerowa.
Dodatkowo, słuchawki w odróżnieniu od głośników współpracują ze wzmacniaczem bez pośrednictwa zwrotnicy prądowej.
Druga kwestia to nieodpowiedni poziom mocy ze wzmacniacza do mocy słuchawek. Kilka czy kilkadziesiąt watów to stanowczo za dużo. Grozi to uszkodzeniem słuchawek i niewielkim zakresem regulacji głośności.
Z drugiej strony, zbyt duże wartości rezystorów w dzielniku, zbyt duże tłumienie dzielnika mające na celu ograniczenie tej mocy są przesadą. Wartość tej rezystancji powinna być wg mnie tego samego rzędu co impedancja słuchawek lub mniejsza. Stąd rozbieżność jej wpływu przy słuchawkach niskoomowych i wysokoomowych. Rozwiązaniem staje się więc odpowiednio dobrany L-pad, obniżający moc praktycznie w równym stopniu dla słuchawek nisko- co wysokoomowych. Przy założeniu niskiej jego impedancji dodatkowa oporność wprowadzana przez słuchawki staje się niewiele znaczącą modyfikacją.
Dalej, poziom szumów ze wzmacniacza mocy, o dużym wzmocnieniu napięciowym końcówki mocy staje się przy bezpośrednim podłączeniu słuchawek przeszkodą. Dodatkowo wzmacniane są szumy przedwzmacniacza. A więc z powodu nadwyżki mocy wzmocnienie to powinno zostać kilkukrotnie zredukowane z korzyścią dla takiego wykorzystania wzmacniacza.
Idąc dalej, również napięcia zasilające taką końcówkę mocy powinny być zmniejszone. Ale to jedynie względy bezpieczeństwa słuchawek jak i słuchu. Podążając tym tropem, dochodzimy do punktu, gdzie dedykowany wzm. słuchawkowy staje się integrą / końcówką mocy nieco poprawioną pod wzlędem wymogów jakie stawiają słuchawki, jednak znowu dalej zachowuje, choć najczęściej daleko ograniczoną, zdolność wysterowania głośników.
Przy okazji, moc wzmacniacza w odniesieniu do czułości słuchawek jest około 100-1000x większa niż potrzeba słuchawkom. Mają one bowiem zwykle czułość 100dB - dla jednego miliwata! Przyczym dopuszczalna moc wejściowa jest zwykle poniżej 1W.
Tak więc, nic nie stoi na przeszkodzie by integrę lub końcówkę mocy z powodzeniem wykorzystać do napędzenia słuchawek - z pewnymi zmianami.
Zresztą, jaki jest sens osobnego wzmacniacza, skoro słuchawki podłączone są przez rezystor np. 56-240ohm?
W praktyce, szacując zapotrzebowanie na prąd i schodząc do ok 30mA w szczycie, z rezytorem czy bez, doskonale poradzą sobie z tym opampy. Zwolennikom jeszcze krótszej ścieżki sygnałowej może wystarczyć bezpośrednie (lub przez potencjometr 0,5-1k) podłączenie słuchawek wprost do wyjścia źródła. Tak, ŹRÓDŁA w najczystszej postaci muzyki. Bo czy mit potrzeby wzmacniacza słuchawkowego nie wziął się z powodu słuchawek o niskiej skuteczności lub impedancji na tyle wysokiej, że potrzebne do ich wysterowania amplitudy co najmniej kilku V daje tylko wzmacniacz mocy (lub rzekomo "dedykowany" wzmacniacz słuchawkowy) a nie wyjście w CD?