No i jakie ma znaczenie tryb życia Mozarta na nazywania jego utworów?
Chociazby z szacunku do tego Geniusza warto sie naudzyć, że jedno z jego dzieł nazywa się Requiem, a nie Rekviem. Z szacunku dla MUZYKI.
To, że "masz luz" do teorii i muzykologii (chociaż wielcy pianiści, jak Glenn Gould, czy Zimmerman nigdy nie traktowali tak nonszalancko "starych pierdołów" z nosami w książkach) nie oznacza, że jesteś na tyle lepszy, że możesz patrzeć z pogarda na uniwersytety i akademie muzyczne. No i te wszystkie smieszne nazwy.
Dla niektórych ludzi, uwierz mi - nie takich głupich, to też jest ważne.
Najpierw napisz jakiś genialny utwór, jako naturszczyk, i pokaż wszystkim, że jestes połową tego, za co sie uważasz. A potem krytykuj wiedzę i śmiej się do rozpuku z innych.
Ma razie pokazujesz wszystkim, którzy się z tobą nie zgadzają, skrajną pogardę. Wyśmiewawsz tych, którzy Twoją muzykę nazywaja marną.
Zachowujesz sie nie jak Mozart, tylko jak Salieri. Tylko, że ten drugi miał kompleksy, a ty jesteś ich pobawiony całkowicie i przez to szczęściwy jak dżdżownica, w swojej słodkiej obcości dla refleksji.
Przeczytaj jeszcze raz swoje wpisy i się zastanów, może walnij kielicha? To chyba jedyny sposób na to, żebyś nabrał dystansu. Chociaz bardziej wyglądasz mi na faceta, który po dwóch piwach staje sie warchołem, za to najmądzrzejszym na świecie. No i geniuszem pokroju Amadeusza.