Brian Eno przez kilka lat eksperymentował z różnymi układami i ustawieniami głośników, szukając najlepszego rozwiązania, z którego dałoby się wydobyć jak najwięcej z tworzonej przez niego muzyki. W wyniku owych doświadczeń w jego głowie zrodził się pomysł na... trzygłośnikowy system odsłuchu.
Upłynęło jednak jeszcze kilka lat, zanim – dopiero w 1982 roku – artysta zdecydował się przedstawić go szerszemu gronu. Stało się to przy okazji wydania czwartej płyty z serii „Ambient“, którą był firmowany tylko jego nazwiskiem album pt. „On Land“. To właśnie z okładki tego longplaya pochodzi opis otaczającego układu głośników, który bardzo dobrze funkcjonował i spełniał swoją rolę w odniesieniu do muzyki utrzymanej w dowolnym stylu, byle tylko wydanej w wersji stereofonicznej. Rezultat w postaci wrażenia, iż nastąpiło rozszerzenie akustyki pomieszczenia odsłuchowego, był bardzo delikatny, ale łatwo zauważalny. Do zainstalowania takiego systemu wystarczał zwykły sprzęt stereo, do którego należało dołożyć – i to cała dodatkowa inwestycja – jeszcze jeden głośnik i kilka metrów przewodu głośnikowego. Ponieważ na ten dodatkowy odsłuch nie były przewidziane szczególnie mocne niskie częstotliwości, wystarczyło zaopatrzyć się w jakąkolwiek małą kolumienkę. Dla uzyskania założonego efektu oba bieguny wejścia trzeciego głośnika należało połączyć z dodatnimi biegunami obu wyjść ze wzmacniacza – oczywiście zachowując bez zmian tradycyjne połączenie podstawowych głośników z nagłośnieniem. Dodatkowy odsłuch trzeba było usytuować w takim miejscu, aby mógł się znaleźć za plecami słuchacza. W ten sposób cały zestaw tworzył trójkąt, którego podstawą była stereofoniczna panorama, a wierzchołkiem dodany głośnik.
Dodatkową – i wcześniej nie przewidzianą przez Briana Eno – korzyścią zastosowania tego systemu było rozszerzenie przestrzeni odsłuchowej. Niemal w każdym punkcie pomieszczenia odbiór sygnału stereofonicznego był przynajmniej dobry – choć nie wszędzie tak doskonały jak w miejscu zwyczajowo uznawanym za optymalne. Brian Eno nie rozgryzł do końca, jak to się dzieje, że tak skonstruowany system funkcjonuje, przynosząc akurat takie rezultaty. Według jego przypuszczenia trzeci głośnik odtwarzał tylko dźwięki, które nie były wspólne dla toru stereo – czyli wszystko, co było słyszalne poza środkiem panoramy. Prawdopodobnie wspólny sygnał był wycinany jako emitowany poza fazą. Z własnych doświadczeń wiem, że w trzecim głośniku dawało się czasem słyszeć – choć mogło to być tylko wrażenie – dźwięki, jakie w tradycyjnym układzie dwukolumnowym nie docierały do moich uszu. Głośność trzeciego elementu tak rozwiązanej technicznej strony ambientu zależała od parametrów głośnika – im większa impedancja, tym cichszy sygnał. Gdy trzeba było zmienić proporcjonalny udział dźwięku dochodzącego z tyłu względem frontalnej stereofonii, wystarczyło odsunąć głośnik jeszcze bardziej od dwóch podstawowych w stronę przeciwległej ściany pokoju. Gdy na ten zabieg nie pozwalał metraż pomieszczenia, w przewód łączący odsłuch ze wzmacniaczem można było montować potencjometr – przynajmniej 10W i 6−12Ω.
Jak łatwo zauważyć, system jest tak prosty, że każdy, kto lubi sam realizować wszelkie techniczne ciekawostki, może sobie pozwolić na zbudowanie go w swoim mieszkaniu. Zachęcamy do uczynienia tego i podzielenia się swoimi doświadczeniami z Redakcją; wiemy bowiem, iż pomysł jest na tyle skromnie rozpowszechniony, że jeszcze nie wszystkie korzyści – a może i ubytki brzmienia – zostały rozpoznane przez dotychczasowych użytkowników systemu.
Autor: Artur Lasoń
Co sądzicie o takim rozwiązaniu? To może faktycznie ciekawie zagrać, mam zamiar przetestować pomysł u siebie.