Audiohobby.pl

Recenzja słuchawek wokółusznych Beyerdynamic DT660

audiokrytyk.pl

  • 32 / 3091
  • Użytkownik
08-06-2016, 15:35


Nie wszystko złoto co się świeci. To przysłowie zaskakująco często sprawdza się w branży audio. Za wymyślnymi technologiami, nowatorskim designem i barwnymi opakowaniami często kryje się brak pomysłu na brzmienie albo marna jakość wykonania. Okazuje się, że stara mądrość działa także w drugą stronę. Słuchawki, które na pierwszy rzut oka nie mają do zaproponowania nic ciekawego, po bliższym spotkaniu, mogą okazać się nad wyraz interesujące.

Dane techniczne

Pasmo przenoszenia: 5 - 32 000 Hz
Konstrukcja: Wokółuszna
Przetworniki: dynamiczne
Czułość: 97 dB
Impedancja: 32 Ohm
Waga: 350 g
Przewód: 3m
Wtyk: Mini jack 3.5mm adapter 6.35mm, pozłacany, prosty

Budowa Beyerdynamic DT660

DT660 firmy Beyerdynamic wyglądają przeciętnie. Dominujący materiał konstrukcyjny to plastik a dość ciężki i pokaźny sprzęt o wadze 350 g nie sprawia wrażenia solidnego lecz – paradoksalnie – podatnego na uszkodzenia. Mowa tu przede wszystkim o plastikowych widełkach. Delikatnych i zaskakująco cienkich jak na duże, okrągłe słuchawki, które muszą utrzymać. Masywny jest także przewód, który umieszczono na stałe z lewej strony. Gruba warstwa gumy z pewnością dobrze go zabezpiecza, ale przez taką izolację staje się ciężki i mało mobilny. Tym bardziej, że jego długość (trzy metry) właściwie eliminuje DT660 z listy sprzętu przenośnego. Producent nie dołączył pokrowca, w zestawie znajduje się jedynie przejściówka na jack 6.3 mm.


Słuchawki składają się do wewnątrz – kopułki chowają się w przestrzeni pałąka – dzięki czemu łatwo byłoby je schować do niewielkiego pokrowca. Uniemożliwia to niestety kabel, który zajmuje sporo miejsca i, jak już zostało wspomniane, jest nieodłączany. Szkoda, że mimo deklaracji producenta, że DT660 są przeznaczone zarówno do domowego użytku, jak i przenośnego zastosowania, Beyerdynamic nie zaproponował żadnych rozwiązań, które pozwalałyby na tę drugą opcję. Podróżowanie z trzymetrowym przewodem w kieszeni jest dalekie od wyobrażeń o wygodzie.


Szeroki pałąk dobrze rozkłada ciężar na głowie. Wzmocniono go metalowym elementem, w środkowej części wyściełano grubszą warstwą gąbki a wykończono skóropodobnym tworzywem. Trzeba przyznać, że stanowi dobre uzupełnienie dużych nausznic. Słuchawki są wygodne, nawet przy dłuższych sesjach nie czuć ucisku a spora waga modelu nie sprawa kłopotów. Dopasowanie DT660 ułatwia także duży zakres ruchu nausznic, które przyjemnie okalają głowę miękkimi poduszkami. W odróżnieniu od wielu innych produktów, tu zastosowano mniej popularne, welurowe wykończenie. Przepuszczający powietrze, eliminujący pocenie się skóry przy wyższej temperaturze, miękki materiał jest niezwykle przyjemny i w połączeniu z okrągłym kształtem pokaźnych poduszek, zapewnia niesamowity komfort. Wielogodzinne używanie słuchawek nie męczy a bardzo dobra separacja od otoczenia sprawia, że w pełni można się oddać muzycznym doznaniom, bez potrzeby nadmiernego zgłaśniania.


Odsłuch

Opisując brzmienie DT660 warto wrócić do przysłowia rozpoczynającego niniejszą recenzję. Tak jak nieciekawe rozwiązania konstrukcyjne rekompensuje komfort użytkowania sprzętu, tak w zakresie doznań akustycznych pewną powściągliwość przekazu należy na dłuższą metę uznać za ogromną zaletę modelu. Słuchawki cechuje bowiem naturalne, wyważone brzmienie, które, choć nie pozwala na fajerwerki i bardzo energetyczny odbiór, w dłuższej perspektywie zapewnia niemęczący i przejrzysty dźwięk, który warto docenić.

Dla miłośników mocno wyeksponowanych niskich tonów DT660 będą zbyt delikatne i oszczędne. Odnaleźć w nich można punktowy, szybki i precyzyjny bas, przez co gatunki z podkoloryzowanym dołem, przerysowanym i pływającym brzmią tu bardzo dobrze. Są wystarczająco nasycone żeby zachować moc a jednocześnie nadmiar niskich tonów zostaje zneutralizowany. Bas zdecydowanie trzyma się wyznaczonych mu ram i nie ma tendencji do dominacji. Średnica nie jest mocno angażująca, wokale wydają się nieco zbyt oddalone, momentami bez wyrazu i pazura, ale za to pozostają klarowne i przejrzyste. Średnie tony dobrze łączą się z basem i zostawiają miejsce dla świetlistej, oferującej rozbudowaną detaliczność góry. Choć zwłaszcza w przypadku jasnych źródeł słychać, że jest ona dość ekspansywna, to nie można jej zarzucić jaskrawości i jazgotliwości nieprzyjemnie szeleszczącej w uszach. Najlepiej sprawdza się w przypadku realizacji z wyeksponowanym basem, gdzie może wprowadzić rys rozjaśniający zbyt ciemne lub jednolite brzmienie.


Scena może nie stanowi najmocniejszej strony modelu, ale jest całkiem przyzwoita i nie sprawia klaustrofobicznego wrażenia. Nie zwraca na siebie uwagi wielością planów, ale też daleko jej do ściśniętej, wąskiej przestrzeni. W połączeniu z punktowym basem, klarownością, solidną izolacją od otoczenia i wyważonymi proporcjami sprawia, że DT660 będą dobrym rozwiązaniem dla tych słuchaczy, którym przeszkadza nadmiernie pulsujący bas i jednoznacznie rozrywkowa charakterystyka sprzętu. Model docenią użytkownicy poszukujący naturalnego dźwięku, bez ekscytujących wrażeń i dociążenia w niskich tonach, lubiący podążać za pomysłami realizatorów. To dobry wybór na długie, relaksujące sesje odłuchowe czy do wielogodzinnego oglądania filmów. Lekko analityczny charakter DT660 znakomicie sprawdzi się także w przypadku muzyki o rozbudowanej fakturze, wymagającej dobrej separacji instrumentów i skupienia.

Ocena, czyli krytyka AudioKrytyka

Zalety

+ Komfort użytkowania
+ Wyważone brzmienie
+ Separacja od otoczenia

Wady

- Plastik użyty do konstrukcji mało solidny
- Brak etui
- Brak możliwości odłączenia przewodu
Audiokrytyk.pl

kendail

  • Gość
08-06-2016, 22:43
Odsłuch

Opisując brzmienie DT660 warto wrócić do przysłowia rozpoczynającego niniejszą recenzję. Tak jak nieciekawe rozwiązania konstrukcyjne rekompensuje komfort użytkowania sprzętu, tak w zakresie doznań akustycznych pewną powściągliwość przekazu należy na dłuższą metę uznać za ogromną zaletę modelu. Słuchawki cechuje bowiem naturalne, wyważone brzmienie, które, choć nie pozwala na fajerwerki i bardzo energetyczny odbiór, w dłuższej perspektywie zapewnia niemęczący i przejrzysty dźwięk, który warto docenić.

Dla miłośników mocno wyeksponowanych niskich tonów DT660 będą zbyt delikatne i oszczędne. Odnaleźć w nich można punktowy, szybki i precyzyjny bas, przez co gatunki z podkoloryzowanym dołem, przerysowanym i pływającym brzmią tu bardzo dobrze. Są wystarczająco nasycone żeby zachować moc a jednocześnie nadmiar niskich tonów zostaje zneutralizowany. Bas zdecydowanie trzyma się wyznaczonych mu ram i nie ma tendencji do dominacji. Średnica nie jest mocno angażująca, wokale wydają się nieco zbyt oddalone, momentami bez wyrazu i pazura, ale za to pozostają klarowne i przejrzyste. Średnie tony dobrze łączą się z basem i zostawiają miejsce dla świetlistej, oferującej rozbudowaną detaliczność góry. Choć zwłaszcza w przypadku jasnych źródeł słychać, że jest ona dość ekspansywna, to nie można jej zarzucić jaskrawości i jazgotliwości nieprzyjemnie szeleszczącej w uszach. Najlepiej sprawdza się w przypadku realizacji z wyeksponowanym basem, gdzie może wprowadzić rys rozjaśniający zbyt ciemne lub jednolite brzmienie.


Scena może nie stanowi najmocniejszej strony modelu, ale jest całkiem przyzwoita i nie sprawia klaustrofobicznego wrażenia. Nie zwraca na siebie uwagi wielością planów, ale też daleko jej do ściśniętej, wąskiej przestrzeni. W połączeniu z punktowym basem, klarownością, solidną izolacją od otoczenia i wyważonymi proporcjami sprawia, że DT660 będą dobrym rozwiązaniem dla tych słuchaczy, którym przeszkadza nadmiernie pulsujący bas i jednoznacznie rozrywkowa charakterystyka sprzętu. Model docenią użytkownicy poszukujący naturalnego dźwięku, bez ekscytujących wrażeń i dociążenia w niskich tonach, lubiący podążać za pomysłami realizatorów. To dobry wybór na długie, relaksujące sesje odłuchowe czy do wielogodzinnego oglądania filmów. Lekko analityczny charakter DT660 znakomicie sprawdzi się także w przypadku muzyki o rozbudowanej fakturze, wymagającej dobrej separacji instrumentów i skupienia.

Typowa recenzencka mizeria. Brak odwagi by wypunktować wady sprzętu, no bo przecież dający towar "do recenzji" musi być zadowolony! Bo inaczej w przyszłości nie da :) Nie ma basu - za to nie przytłacza, nie ma sceny - ale nie jest klaustrofobiczna . Ech, chciałoby się rzec za cadamem :

Desant naganiaczy

audiokrytyk.pl

  • 32 / 3091
  • Użytkownik
09-06-2016, 11:14
Dzięki za opinię ;)
Audiokrytyk.pl