Nie wiem, dlaczego, ale znowu przyszło na mnie zniechęcenie i zawód płytą CD. Dźwięk analogu daje poczucie bycia na koncercie, gitara elektryczna i perkusja brzmi tak jak by się stało przed sceną, a muzycy w tle naprawdę stali i grali (rymuje się). Perkusja pełna, oddalona z tyłu (jak na prawdziwej scenie). Nawet elektronika brzmi bardziej żywiołowo i fizjologicznie. Włączam płytę CD i pełen zawód, dźwięk szorstki, mało dynamiczny, taki jakiś nienaturalnie poukładany, perkusja jak z organek weselnych. I to ma być coś, co uznawano w 1983 r. że gra lepiej jak na koncercie!
Nie wiem jak wy, ale z moich obserwacji wynika (użytkuję co prawda odtwarzacz DVD Samsung HD745, który podobno kładzie CD do 2 tys. zł), że mp3 z bitratem 192kbit/s i CD Audio 44,1 to prawie jedno i to samo, jeśli chodzi o brzmienie. Zastanawiam się czy naprawdę jest sens kupowania płyt CD skoro prawie, przynajmniej ja, nie słyszę zasadniczych różnic w emocjonalności przekazu (technicznie pewne różnice są np. mniej sybilatów). Podobieństw jest zdecydowanie więcej jak różnic, podobieństw które jednak dają poczucie mniejszej namacalności muzyki, pewnego oddalenia, aby nigdy nie zapomnieć, że to muzyka mechaniczna – nie koncert.
Czy w ogóle jest możliwe, gdyż sam nigdy do tej pory nie słyszałem, aby odtwarzacz CD dał takie poczucie naturalności jak płyta winylowa? Czy aby to osiągnąć to trzeba kupić źródło za tysiące złotych i łudzić się, że może się uda? A jak się nie uda?
Wiem, że każdy ma pewne doświadczenia w tej sprawie - zapraszam do dyskusji.