Jako następny w kolejce do odsłuchu, miałem możliwość spędzić czas ze wzmacniaczem lampowym SE na lampach PCL86. (Laura SE Deluxe) Jego wyjątkowość polega na tym,że został wykonany w oparciu o toroidalne transformatory głośnikowe.
Te kilka dnia z Laurą dało mi dużo frajdy i ciekawych spostrzeżeń. Dwuznaczność jest tutaj nie przypadkowa, bo był to czas pełen subtelności i muzycznych uniesień spędzony w świecie lampowego brzmienia.
Nie uprzedzając faktów, zacznijmy od strony wizualnej. Wzmacniacz jest niewielki ( 73mm x szer. 235mm x głębokość 363mm), co moim zdaniem jest plusem. Bez trudu można go zmieścić na standardowej wielkości komodzie czy biurku, nie wspominając o audiofilskim regale. Przedni panel wzmacniacza wykonany jest z czarnej plexi, na którym został umieszczony potencjometr głośności i selektor źródeł. Najbardziej rzucającymi się w oczy elementami (oprócz samych lamp) są toroidalne transformatory wyjściowe oraz transformator zasilający. Ręcznie polerowane obudowy transformatorów robią pozytywne wrażenie. Nawet osoba nie zainteresowana tematem zwróci na nie uwagę. Z tyłu wzmacniacza znajduje się gniazdo zasilające z włącznikiem, dwie pary gniazd RCA oraz wyjścia na głośniki 4 i 8 Ohm.
Całość dysponuje niewielką mocą kilku watów na kanał.Nie będę zagłębiał się w technikalia, ponieważ nie czuję się w tym temacie kompetentny. Natomiast, chętnie opiszę brzmienie.
Na początku chcę dodać,że pomimo skuteczności kolumn na poziomie 94 dB nie słyszałem,żadnego brumu, szumu czy innych niepożądanych efektów dźwiękowych.
Po 30 min rozgrzewki odsłuchy rozpocząłem od ogólni-pojętej muzyki klasycznej. Moją uwagę przykuły bardzo dobrze brzmiące instrumenty smyczkowe. Wyraźnie były słyszalne pociągnięcia smyczka po strunach. ’Dęciaki’ także nie odstawały od reszty, brzmiały czysto i dźwięcznie. Nienachalnie i dominująco. W muzyce muzyce jazzowej i akustycznej wzmacniaczowi także nie miałem nic do zarzucenia. Kontrabas, pianino, blachy perkusji, saksofon tenorowy, trąbka wybrzmiewały naturalnie i bez zbędnych podkolorowań.
Cięższe brzmienie było na dobrym poziomie. Perkusja okraszona gitarowymi riffami wywoływała rytmiczne tupanie nogi słuchacza. Owszem, czasem odczuwałem braki w szybkości i ataku perkusji,ale należy pamiętać,że jest to wzmacniacz małej mocy, a ja mam kolumny zamkniętej budowy.
Od wzmacniacza lampowego oczekiwałem przyjemnych dla ucha wokali. W tym przypadku również się nie zawiodłem. Zarówno głos męski jak i damski był delikatnie muśnięty lampową otoczką. ( tak, był lekko pogrubiony i wypchnięty, ale to plus) Efekt tego był taki jakby Diana Krall siedziała na mych kolanach i szeptała słowa do ucha. ... Całość pasma jest delikatnie wypchnięta ku średnicy, tego można było się spodziewać po lampowym wzmacniaczu. Nie odczułem cukierkowości czy też efektu ‘wielkiej gęby’ jak to bywa w niektórych chińskich wzmacniaczach lampowych.
Można się przyczepić do lekko zawężonej sceny, przeciętnej separacji, lokalizacji instrumentów oraz lekkiego poluzowania niższego pasma. Lecz trzeba pamiętać,że wzmacniacz którego słuchamy należy do konstrukcji budżetowych. Nie można od niego wymagać cudów.
Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć,że wzmacniacz może konkurować pod względem brzmienia z droższymi konstrukcjami. (do 2tyś zł) Doskonale sprawdzi się jako pierwsza lampa, która oczaruje słuchacza i będzie dawała radość płynącą ze słuchania muzyki. Jego misja została spełniona. Miał on za zadanie pokazać,że toroidalne transformatory głośnikowe ‘grają’, oczywiście w pozytywnym słowa tego znaczeniu i da się je z powodzeniem zastosować w konstrukcjach Single Ended. Sądzę,że w najbliższym czasie Laura SE Deluxe zagości u mnie w domu na stałe. (jakoś się pomieścimy we trójkę z żoną)