Audiohobby.pl

Yamaha YH-100

szwagiero

  • 2239 / 5893
  • Ekspert
26-05-2008, 09:11
Moja recenzja z "miłości od pierwszego... usłyszenia" :) Opinia stara i sprawdzona na kiepskim sprzęcie, ale cały czas aktualna.

Yamaha YH-100 - spostrzeżenia

W ostatni weekend dzięki uprzejmości kolegi Intuoso, miałem możliwość przetestowania kilku nauszników z jego kolekcji, a były to: Yamaha YH-100, Pionier SA-E1000 oraz dwa modele polskiej produkcji - Tonsil SD-426 i SD-524. Model SD-426 miałem kilka lat temu przez czas jakiś, a tym razem wziąłem go po to, żeby porównać ze znacznie bardziej cenionym SD-524. Niestety, okazało się, że czasu w weekend miałem niewiele, dlatego skupiłem się głównie na odsłuchu tego, co mnie (jak i zapewne wielu forumowiczów) ciekawiło, czyli Yamach. Poniżej postaram się krótko przedstawić brzmienie i moją ocenę tych słuchawek oraz odczucia z krótkiego (niestety) testu.

Na wstępie napiszę, że słuchawki dostałem od Tomka misternie zapakowane i zabezpieczone w pudełku, nauszniki były zabezpieczone gąbką, a same Yamahy były w estetycznym, materiałowym woreczku (swoją drogą Intuos - gdzie kupiłeś ten woreczek?:) W piątek w nocy przystąpiłem do testów i może zacznę od końca - na miejscu Tomka nie wypożyczał bym w ogóle tych słuchawek do odsłuchu ludziom, bo gdyby coś się z nimi niedobrego stało, to pal licho koszty (gorsza sprawa jest z ich dostępnością), ale gdybym był ich właścicielem płakał bym chyba przez tydzień ;) Oczywiście żartuję - wielkie podziękowania dla kolegi, że użyczył tych słuchawek do testów. Jak już jestem przy zaczynaniu "od końca", powiem tylko, że słuchawki wywarły na mnie OGROMNE wrażenie! Ale po kolei…

Na początek kilka słów o systemie, bo jest to ważna sprawa. Niestety, aktualnie miałem możliwość odsłuchać te słuchawy na miernej jakości wzmacniaczyku słuchawkowym Behringer Microamp HA400, o ile jakość tego wzmacniacza nie jest najwyższych lotów, o tyle ma on jedną zaletę - wyjście na cztery pary słuchawek. W związku z tym przez chwilę, podłączając wszystkie cztery pary mogłem sobie dokładnie sprawdzić różnicę w brzmieniu, dla porównania podłączałem także swoje Beyery DT-150, porównać nie mogłem natomiast bezpośrednio z moimi Shure E2, bo w tym samym momencie testował je Intuos. Behringer był podpięty pod mikser tej samej firmy za pomocą kabelka DIY zrobionego z Klotza, natomiast za źródło posłużył komputer z kartą E-MU 0404. Do swojego kiepskiego CD (Philips 721) nawet go nie podpinałem, bo uważam EMU za znacznie bardziej neutralne źródło. Na pewno więc te słuchawki zasługują na napędzenie ich lepszym wzmacniaczem słuchawkowym i prawdopodobnie nie pokazały one na Behringerze do końca, co potrafią.

Budowa YH-100 jest prosta, są to słuchawki nauszne czego się obawiałem, bo tego typu słuchawki nie były nigdy moimi ulubionymi. Natomiast o dziwo Yamahy są bardzo wygodne i świetnie trzymają się głowy, regulacja jest wygodna i niezawodna, a same nauszniki dobrze przylegają do uszu, bez jakiegokolwiek gniecenia. Słuchawki w porównaniu z typowymi modelami obecnie produkowanymi są dość ciężkie, ale naprawdę nie jest to odczuwalne i nie przeszkadza w żadnym aspekcie, jest wręcz zaletą, bo wiadomo przynajmniej, że użyto do ich wykonania porządnych materiałów.

Brzmienie Yamah z racji odmiennej konstrukcji jest inne, niż słuchawek dynamicznych, w porównaniu do Beyerów DT-150 czy Shure E2 pierwsze wrażenie może być takie, że te słuchawki "mulą", jednak nic bardziej mylnego. Jeśli Shure'y czy nawet DT-150 w pewnym sensie grają dźwiękiem bezpośrednim, rzucającym muzykę "na twarz", dźwiękiem nazwijmy to "rockowym" i zadziornym, to Yamahy grają jakby okryte cienkim prześcieradłem, satynowym, gładkim i bardzo delikatnym - w sam raz żeby się wtulić i błogo zasnąć. Jest to zupełnie inne brzmienie, niż większości słuchawek produkowanych obecnie (oczywiście w określonym budżecie, bo osobiście nie miałem do czynienia ze słuchawkami z przedziału powyżej 1,5 kzł, więc nie mam pełnego odniesienia). Yamahy są powabne, dość stonowane i jak już wspomniałem na forum - jakby kremowe. To wszystko jest w tych słuchawkach i w dodatku nie za cenę kiepskiej dynamiki, wręcz przeciwnie, dynamika jest na świetnym poziomie. Ogólnie dość trudno je oceniać, bo np. górne pasmo może się wydawać obcięte, "uładnione" poprzez charakter brzmienia, ale to nieprawda, bo słychać wszystko to samo, co w DT-150, tylko bez "kłucia" w uszy, wszystko jest na swoim miejscu podane bardzo selektywnie, ale w odmienny sposób. Tak jak pisał Intuos, słuchawki te są podobne w pewnym sensie do Shure E2, bo jest to ta sama neutralność pasma z nieznacznie (szczególnie dla ludzi przyzwyczajonych do audiofilskiego brzmienia) podciętą górą i może lekko bardzo niskimi rejestrami. Wydaję mi się również, że nieznacznie podbite jest pasmo niższej średnicy, ale być może wydaje mi się tak z racji charakteru brzmienia. Nie chciał bym się jednak skupiać nad dokładną analizą, na którą zresztą nie miałem dostatecznie dużo czasu, bo wolę słuchawki rozpatrywać w sensie ogólnego, naturalnego brzmienia, a przy tym neutralnego odwzorowania granych instrumentów. To ostatnie w Yamahach jest na wysokim poziomie, ale nie dziwię się temu, bo 30 lat wstecz zwracano przy konstruowaniu uwagę głównie na realizm brzmienia, a nie na fajerwerki typu szeroka, sztucznie tworzona scena lub nadmiernie wyeksponowana góra czy dół z mnóstwem szczegółów, tak żeby było słychać pierdnięcia skrzypka z drugiego rzędu albo świst poruszanej przez dyrygenta pałeczki. Tutaj mamy neutralność typu Shure podaną w ciepłej, przyjemnej otulinie, jednak nie maskującej szczegółów, które w tych słuchawkach i tak słychać dobrze, choć na pewno dla wyłapywaczy chrząknięć i szurania butami ta detaliczność może się okazać niewystarczająca. Do tego typu spraw u mnie sprawdzają się Beyerdynamiki, choć raczej szukam w nich detalu podczas zabawy w aranże i mixy, niż podczas słuchania muzyki, natomiast w Yamahach poziom szczegółowości mi całkowicie odpowiada. Kolejne rzeczy, które mnie zachwyciły w YH-100 to po pierwsze świetna średnica, bardzo dosadna, wokale po prostu czarują naturalnością, odpowiednią siłą i jak to napisał Tomek, jest tak, jakby wokalista śpiewał tylko dla Nas. Druga sprawa to świetna kontrola basu, te słuchawki są bardzo punktowe, co słychać głównie w dolnych zakresach. Bas może nie schodzi ekstremalnie nisko, ale jest bardzo punktowy i wyważony, bardzo naturalny i jest go w sam raz. W tym aspekcie zdecydowanie Yamahy są lepsze niż E2, dla mnie lepsze również niż DT-150, gdzie bas się rozlewa i brak mu należytej kontroli, tutaj wszystko jest podane na miejscu i w odpowiednich ilościach, a mimo to jest miękkie i przyjemne.

Jak widać po mojej mało profesjonalnej recenzji, Yamahy spodobały mi się bardzo i chętnie kupiłbym takie nie do wspomnianej wcześniej zabawy w aranże/mixy/masteringi, gdzie sprawdzają się zarówno Shure jak i Beyery, tylko po to, żeby słuchać w nich muzyki - po prostu, niezobowiązująco, bez wdawania się w dziwne szczegóły. Dobra płyta, miękki fotel, dobry trunek i trochę czasu - w Yamahach taki relaks jest jak najbardziej do zrealizowania.

Poza Yamahami tak jak napisałem na początku, miałem do testowania także inne słuchawki, niestety ani Pioneery, ani Tonsile nie wywarły na mnie takiego wrażenia. Opiszę krótko moje spostrzeżenia o tych modelach, ale kiedy indziej… z racji czasu.

Pozdrawiam wszystkich i… jeszcze raz Tomek - wielkie dzięki za użyczenie Yamach, zapoznanie się z nimi otworzyło mi oczy (a raczej uszy) na pewien rodzaj słuchawkowego brzmienia, jakiego do tej pory nie znałem, a który naprawdę bardzo polubiłem.