Audiohobby.pl

Wszystkie REQUIEM i STABAT MATER świata

renes

  • 214 / 6102
  • Aktywny użytkownik
20-04-2008, 22:27

Od czasów Renesansu aż po współczesność te dwie muzyczne formy przewijają się w twórczości wielu kompozytorów. Powstało ich całkiem sporo, niech mają więc własne jedno miejsce bo to co je łączy to śmierć - Requiem to msza za zmarłych, a Stabat Mater oznacza stojącą pod krzyżem matkę, na której oczach kona ukrzyżowany syn. Ciekawe byłoby spojrzenie na te różne kompozycje pod kątem zmieniającego się wraz z czasem i przemianami kulturowymi odczuwania cierpienia i śmierci, a także zmieniających się środków muzycznych aby je wyrazić. Być może nie jest to możliwe z powodu bardzo wielu wpływających czynników. Nagrań i różnych interpretacji tego samego dzieła także jest wiele, jest zatem spory materiał który może w jakiś sposób porusza/poruszy struny naszego ducha i umysłu. Wstawianie zdjęć ulubionych nagrań mile widziane.  

Mnie od dłuższego, a w jednym przypadku od pewnego czasu, porusza czterech kompozytorów. Gdy chodzi o Requiem to jest to Jean Richafort i jego żałobna msza, którą napisał tuż po śmierci swego mistrza i ku jego pamięci Josquina des Presa, oraz Requiem Gabrela Faure. Pierwszy żył w XV wieku i z początkiem następnego, drugi czterysta lat później. Dwie całkowicie różne kompozycje, zabierają mnie jednak w to same miejsce - wypełnioną ciszą i spokojem bezludną pustynię, w której nie ma ani łez, ani dramatycznych emocji, ani wspomnień i wzruszeń. Jest wyłącznie cisza i spokój. Zawsze gdy ich słucham odnoszę wrażenie, że tworzą dźwiękowy obraz któremu do ciszy został jeszcze tylko jeden krok, jakby były jej przedsionkiem... A wykonanie jest mistrzowskie - Requiem Richaforta śpiewa Huelgas-Ensemble Paula van Nevela, natomiast Requiem Faure’ w orkiestrowej wersji wykonuje Herreweghe z głosami J.Zomer i S.Genz.

Dwa wykonania Stabat Mater dostarczają już trochę innych odczuć, ale i tu poczucie obcowania z pięknem jest podobne. Pierwsze Stabat Mater wyszło spod ręki Vivaldiego, a drugie Pergolesiego. Vivaldiego słuchałem w kilku wykonaniach lecz tylko dwie płyty w końcu pozostały w domu: z pięknym i uduchowionym głosem Michaela Chance z orkiestrą The English Concert pod Pinnockiem, a drugie z zjawiskowym głosem Andreasa Scholla. Częściej słucham M.Chance, do Scholla natomiast lubię wracać. Stabat Mater Pergolesiego także przewinęło się pół tuzina płyt, lecz i tu pozostały dwa nagrania. Przede wszystkim realizacja zespołu Il Seminario Musicale z głosami Veronique Gens i Gerardem Lesne - za medytacyjne i skupione podejście, oraz zespołu Hogwooda z Kirkby i Bowmanem – za ładunek emocjonalny i dramatyczny. Obydwa jednak wspaniałe.  
renes

pp

  • 75 / 6097
  • Użytkownik
20-04-2008, 23:01
Dołożę od siebie moje ulubione
Pergolesi · Scarlatti - Stabat Mater / Bertagnolli · Mingardo · Concerto Italiano · Alessandrini
oraz Requiem Mozarta:
pod Herreweghe,Schreierem,Karajanem,Savallem i Harnoncourtem każde inne i niepowtarzalne

Pozdrawiam
pp

pp

  • 75 / 6097
  • Użytkownik
20-04-2008, 23:02


Pozdrawiam
pp

pastwa

  • 3826 / 6103
  • Ekspert
20-04-2008, 23:26
Ja mam tylko te:

Requiem - Sir N. Marriner (1991)
Requiem - Sir G. Solti (1992)
Requiem - H.v.Karajan(1962)

renes

  • 214 / 6102
  • Aktywny użytkownik
21-04-2008, 09:31
>pastwa, Ja mam tylko te:

pastwa, jesli posiadasz tylko Mozarta, to gorąco polecam Ci  - także dla pewnego kontrastu z Mozartem - Reqiem Richaforta. Dla mnie to najbardziej zjawiskowe Requiem jakie słuchałem. Otwierające Kyrie mają trochę charakter lamentacji, które brzmią niemal jak kołysanka. Koniecznie na słuchawkach.

Właśnie, do Reqiem i Stabat Mater powinieniem dołączyć także Lamentacje, bo to przecież pieśni żałobne. Tak więc jeśli takowe również posiadacie w swoich zbiorach, to napiszcie kilka o nich słów załączając okładkę płyty.
renes

pastwa

  • 3826 / 6103
  • Ekspert
21-04-2008, 10:11
dziekuje Renes za powyzsza propozycje, juz zamowilem, jestem niezmiernie ciekawy tej realizacji po tym co napisales.

pozdr.

renes

  • 214 / 6102
  • Aktywny użytkownik
04-06-2008, 10:25

Nasycony ostatnim dość częstym słuchaniem Requiem Richaforta, wrzuciłem sobie po dłuższej przerwie Requiem kompozytora o którym wiadomo tylko tyle, że był Francuzem (prawdopodobnie) i żył pod koniec XV wieku. Mowa o tajemniczym człowieku Engarandusie Juvenisie. Jego Requiem (Missa pro defunctis) znalazło się w zbiorze utworów Staffarda Codex, i jest to jedyna znana jego kompozycja. Tak więc, mamy do czynienia z twórcą, po którym przetrwało jedno dzieło, a tym jest właśnie Requiem.

Od razu powiem, że jego msza żałobna jest przepiękna, a do tego zaśpiewana przez zespół składający się z samych mężczyzn - zwący się Insieme Vocale Daltrocanto. Cóż można powiedzieć o muzyce... To najbardziej skromne polifonicznie Requiem i chyba w ogóle msza okresu ansu jaką słyszałem. Jak inne ansowe msze żałobne, posiada piękną oprawę dźwiękową w postaci jednogłosowego chorału gregoriańskiego. Części polifoniczne są niesamowicie oszczędne, nie przypominają oczywiście tradycyjnych utworów chorałowych, daleko im jednak także w budowie do polifonii nawet wczesnego DuFaya. Faktura muzyczna, prowadzenie głosów i przeciwstawianie linii melodycznych względem siebie jest niezwykle proste… a mimo to całość jest naprawdę niezwykła...

Requiem Juvenisa brzmi jak westchnienie, a właściwie jak powtarzane westchnienia, wyrażające nie tyle ból i cierpienie lecz ciche, głębokie pragnienie (jej autora) dołączenia już do tych którzy odeszli... W połączeniu z natchnionym śpiewem Daltrocanto, tworzy ono jedyny w swoim rodzaju klimat… cudne.

Na płycie znajduje się jeszcze małe piękne dzieło Antonie Brumela "Missa A L\'ombre D\'ung Buissonet".
renes

renes

  • 214 / 6102
  • Aktywny użytkownik
04-06-2008, 11:15
Dwie ciekawe strony o mszach żałobnych, zdaje się że w okresie ansu powstało ich najwięcej.
Może rozrusza bardziej nasz wątek ;-)

http://phonoarchive.org/grove/Entries/S43221.htm

http://www.requiemsurvey.org/


renes

renes

  • 214 / 6102
  • Aktywny użytkownik
04-06-2008, 11:18
... jednak chyba nie w okresie ansu ;-)
renes

renes

  • 214 / 6102
  • Aktywny użytkownik
06-06-2008, 16:58
^pastwa

Zauważyłem, że od miesiąca masz już płytkę z Requiem Richaforta... i jakie wrażenia?

Huelgasi są niesamowici, chyba obecnie najlepszy zespół wokalny w tym gatunku.
renes

renes

  • 214 / 6102
  • Aktywny użytkownik
06-07-2008, 18:26

Czy słyszał tu kto Stabat Mater, jakie wyszło spod pióra mistrza Josquina des Pres?

Słucham je od pewnego czasu codziennie niemal - jako preludium przed głównym „koncertem” któregoś z ansowych kompozytorów – z tekstem w ręku i z każdym dniem mój zachwyt nad tym jak cudownie i kunsztownie Josquin oprawił muzyką ten jeden z najpiękniejszych kościelnych liturgicznych hymnów, pełnego patosu i liryzmu, jest coraz większy... Trudno czynić porównania z innymi kompozycjami do słów tego utworu (poematu?), powstałych przecież w innych epokach i miejscach, ale Josquinowe Stabat Mater jest najpiękniejszym jakie dotąd słyszałem. W długości, do wspomnianego choćby działa Vivaldiego, czy Pergolesiego, trudno mu się równać, bo przeliczając na czas trwa "tylko" ok. 8 min. Lecz w bogactwie inwencji i polifonicznym rysunku, pozostawia je za sobą.

Choć Herreweghe nagrał Stabat Mater Josquina i płytę tę posiadam od lat, to dzieło Josquina odkryła przede mną dopiero grupa Capilla Flamenca (umieszczając go na swej znakomitej płycie z Requiem de Rue), lepiej oddając patos, głębię i liryzm tekstu, różnić słychać znacznie więcej. I w Capilli śpiewają wyłącznie panowie!  "Chóralny" i akademicki Herreweghe, tu zwyczajnie nie wciąga i nie porusza ducha.
renes

daGambus

  • 84 / 6016
  • Użytkownik
06-07-2008, 23:27
Tak, ja też się zachwyciłem płytami Capilli Flamenca, które nabyłem ostatnio i w tym tygodniu bardzo iintensywnie odsłuchiwałem.
Ale napiszę o tym w wątku o wielkich dziełach Renesansu, bo nie da się tegom co usłyszał skwitować w jednym zdaniu... Dość rzadko ostatnio wracałem do krainy tej muzyki, gdzie piękno jest samo w sobie tak oczywiste, bezdyskusyjne, przenikające słuchacza na wskroś. Krystaliczne.

Pierre de la Rue, Josquin, Clemens non Papa i inni...
Tylko że nie wiem kiedy znajdę na to czas ;-)

renes

  • 214 / 6102
  • Aktywny użytkownik
07-07-2008, 11:37
Ja od pewnego czasu siedzę w niej po uszy, jedynie wypady czynię od czasu do czasu w krainę Bacha i jazzu. Biorąc pod uwagę, że mogę co dzień i przez miesiąc słuchac jednej płyty, to wybór staje się bardzo ograniczony, a perspektywy co nieco przytłaczające przy świadomości, że ogromna większość niezwykłych kompozycji ansowych czeka jeszcze do posłuchana...

Wracając jeszcze do Stabat Mater Josquina, posiadam je jeszcze w wykonaniu A Sei Voci, dużo lepsze od Herreweghe, jak zwykle w przypadku tego zespołu bardzo skupione i z wolniejszymi tempami. Capilla jednak lepiej i głębiej oddaje patos i liryzm tekstu, poza tym zespół w mniejszym składzie, tylko panowie i fantastyczne oddanie poszczególnych głosów - polifonii. Josquin chyba chciał zachwycić słuchacza juz od pierwszych chwil , kiedy pada w tekście słowo Lacrimosa... niesłychanie piękna linia melodyczna.. jest jeszcze kilkanaście równie  zwrotów.  

Nie często o tym chyba pisze się, ale odbiór kompozycji odbywa się zupełnie na innej płaszczyźnie kiedy znamy lub sledzimy tekst utworu. Wydaje się to oczywiste, ale nie zawsze musi być praktykowane. Sam kiedyś nie specjalnie sie w teksty łacińskie wsłuchiwałem i tłumaczyłem je sobie skupiony całkowicie na podziwianiu polifonii i linii melodycznych. Słuchanie (i podziwianie) jak owa muzyka oprawia tekst to naprawdę nowe wrażenia. I nie ma znaczenia fakt, czy się z tekstem utożsamiamy, czy nie. Łączenie muzyki z tekstem, to inny, głębszy i bliższy, odbiór utworu.

Czas musisz znaleźć ;-)

I jeszcze okładka płyty Capilli gdzie jest Josquinowy Stabat Mater.
 
renes

1440Josquin

  • 3 / 5954
  • Nowy użytkownik
04-08-2008, 20:15

Gorąco polecam płytę Huelgas Ensamble "Lamentacje renesansowe" nagraną dla Harmonii Mundi. Jak zwykle Paul van Nevel raczy słuchacza dziełami kompozytorów wyśmienitych, lecz obecnie cokolwiek zapomnianych (m. in.Marbianus de Orto), tym niemniej na płycie znajadują się też Lamentacje (część) autorstwa Lassusa. Jeśli chodzi o całość "Lamentacji Proroka Jeremiasza" tegoż kompozytora to absolutnie mistrzostwo wykonawcze i interpretacyjne odnaleźć można na płycie Ensamble Vocal Europeene pod dyr. Ph. Herreweghe - także Harmonia Mundi. Piękne są również Lamentacje Thomasa Tallisa, które posiadam w wykonaniu The Tallis Scholars. Angielski zespół jest intonacyjnie perfekcyjny, ale rozczarowuje mnie trochę swoim interpretacyjnym"chłodem". Zresztą może to tylko moje wrażenie.  Poza Lamentacjami warto też posłuchać zbliżonych w charakterze "Psalmów pokutnych" Orlando di Lassso, koniecznie w wykonaniu Collegium Vocale Gent pod dyr. Ph. Herreweghe. To podwójny album, którym flamandzki dyrygent powraca do renesansowej polifonii po "wycieczkach" w obszary  romantycznej symfoniki. Dużo satysfakcji może również przynieść wysłuchanie   cyklu religijnych madrygałów Orlanda di Lasso "Lagrime di san Pietro". Polecam dwa nagrania: Ensamble Vocal Europeen (Herreweghe, Harmonia Mundi) prezentuje utwory w interpretacji czysto wokalnej, naiast Huelgas Ensamble (P. van Nevel, Sony Vivarte) korzysta ze "wsparcia" instrumentalnego. Ta druga praktyka jest zresztą - jak się wydaje w świetle badań muzykologicznych - bardziej uzasadniona historycznie.        
tom

1440Josquin

  • 3 / 5954
  • Nowy użytkownik
04-08-2008, 20:36

Proszę wybaczyć, ale nie mogę się powstrzymać, by się nie pochwalić. Jeśli bowiem chodzi o "Reqiuem" Jeana Richaforta, to kilka lat temu podczas festiwalu Wratislavia Cantans miałem okazję słuchać tego dzieła na żywo w wykonaniu Huelgas Ensamble. Być może moje porównanie wyda się trochę prostackie, ale pomyślałem, że śpiewać tak jak oni, to tak, jakby grać w piłkę nożną, jak Ronaldinho! Dla zwykłych śmiertelników - a dane mi było przez kilka lat amatorsko  śpiewać w chórze kameralnym - to najzwyczajniej w świecie, nieosiągalne. Co więcej, okazało się, że śpiewacy Huelgas Ensamble oraz ich genialny dyrygent to po prostu fajni ludzie. Po koncercie bardzo chętnie dzielili się wrażeniami, a van Nevel z uśmiechem na twarzy odpowiadał na wszystkie moje "dyletanckie" pytania. Odnosiłem wrażenie, że chętnie wybraliby  się ze mną na wrocławski rynek, pogadać o muzyce przy szklaneczce czegoś dobrego. Żadnego zadęcia, zarozumialstwa czy czegoś w tym guście. Ciekawe jest też to, że na samym koncercie pierwszych kilka rzędów - zarezerwowanych dla VIP-ów - świeciło pustkami. Nic zatem nie stało na przeszkodzie, by zasiąść bardzo blisko śpiewającego zespołu. Fantastyczne przeżycie!          
tom