Mówiąc brutalnie, w płycie najnowszej DK nie słyszałem muzyki, ale czuć było usilne myślenie, aby sprzedać płytę, dając każdemu cosik z czym się będzie mógł utożsamiać. Sekcję rytmiczną z jazzu, Krall która jazz śpiewała, orkiestra symfoniczna, intymne kawałki, ciche upojne granie, etc. Ja to nazywam kiczem. Gdyby pan recenzent napisał, normalna komercyjna muzyka, tobym się nie wybrał słuchać. Ale on napisał, świetny jazz.
Dlatego aczkolwiek zgodzę się, że z gustami się nie dyskutuje, to nie zgodzę się, że muzyka jest jedna. Ja bym tej płyty nie nazwał muzyką. Nazwałbym składanką pieniężną.
A DK mnie nudziła. Po prostu. Sądziłem, że teraz będzie mniej nudno. Nudziła mnie też Melua, etc. Słucham za to z przyjemnością Viktorii Tolstoy. Aby moje gusta były klarowniejsze (o ile to kogo obchodzi).