Nowe nabytki, nowe wrażenia, nowe spostrzeżenia, dokończenie...
Długo nie wytrzymałem i długo się nie zeszło.
Mam tą przejściówkę. :)
No, to mamy tak.
Przejściówka wpięta w zaciski Sli-80, na głowie AKG K1000.
Pomyślałem, może teraz dla odmiany, trochę muzyki elektronicznej.
Puszczam "The Best of Vangelis".
Nareszcie AKG mają wzmacniacz, który napędza je chyba optymalnie.
Dlaczego tak sądzę?
Bo słyszę to, czego słuchając z wyjścia słuchawkowego Sli-80 na K1000 nie było.
Każdy ton wydobywający się ze słuchawek jest z osobna wyartykułowany, podkreślony, czysty i niezwykle dźwięczny.
Potencjometr na godz. 10, a muzyka sączy się z taką lekkością, niewymuszoną swobodą.
Płynie niczym woda w rzece o naturalnym korycie.
Raz rozlewa się spokojnie w zatoczkach, drugi raz spływa wartko w przewężeniach, naturalnymi kaskadami z kamieni lub nagromadzonych gałęzi.
Chcę jakoś przekazać tę wielką naturalność, płynącej ze słuchawek do uszu muzyki.
Zależnie od utworu, jest niczym szmer leniwie toczącej wody rzeki, to znów jak grzmot spadającej spiętrzonej wody na zaporze.
Puszczam Andreasa Vollenweidera - "White Wind".
Podobne wrażenia. Tylko dodatkowo, jeszcze efekt wybrzmiewania i niesienia muzyki, niczym głosu po wodzie, wieczorna porą.
Ta sama rozległa przestrzeń rozchodzenia się dźwięku zamierającego gdzieś hen w mrokach, które nadchodzą po dosyć już dawno zapadłym za horyzontem słońcu.
Pojawiają się wspomnienia dawno zapomnianych miejsc i chwil.
Teraz nagle pod wpływem słuchanej muzyki, mocą skojarzeń, wygrzebane z niebytu pamięci, budzą we mnie nostalgię i jakąś taką tęsknotę, za czymś, co było kiedyś. Za czasem dawno minionym i widokami, których chyba już dziś tam nie ma.
Jest bardzo dobrze i nie ma potrzeby kontrolowania, nasłuchiwania i szukania, co tu jest nie tak?
Można poddać się muzyce, uczuciom i spokojnie z nią odpłynąć.
Bas AKG K1000 w tym gatunku muzyki, jest bardzo dobry.
Nie odważę się powiedzieć wzorcowy, ale spokojnie mogę nazwać go "takim jak należy".
To nie to, co na Orpheusu, ale tu wcale taki bas nie jest potrzebny.
Myślę, że muzyka straciłaby na zwartości i wartkości.
Zwolniłaby i rozkołysała się, a to już nie byłby Vollenweider, do jakiego przywykłem. :)
Nie mam tego jak w tej chwili sprawdzić i może to być tylko moje "widzi mi się".
Ale tak zapamiętałem sposób grania Orpheusa, który nawet bas ma barwny, a do tego soczysty i bardzo zróżnicowany.
Muzyka elektroniczna jest ze swej natury taka bardziej "sucha", sterylna i w swym nasyceniu jednorodna.
Zakładam dla porównania nowy nabytek, czyli Audeze LCD-3.
Wcale nie jest gorzej.
Co prawda przestrzeń mniejsza, ale za to pojawia się głębia dźwięku, a muzyka staje się taka bardziej po lampowemu ciepła.
Cały dźwięk jest bardziej dociążony. Przez to też i soprany jakby mniej "lotne".
Ale ta prezentacja też ma swój urok i bardzo mi się podoba.
W graniu LCD-3 jest jednak większy spokój, bo dźwięk jest mniej ostry.
AKG K1000 grają bardziej jasno z takim podskórnym nerwem.
Po przesiadce na LCD-3, to takie najbardziej zauważalne różnice, w stosunku do grania AKG K1000.
Jeszcze mało, co na nich słuchałem a już podobają mi się te LCD-3.
Trafiło się, kupiłem i nie żałuję.
Są łatwiejsze do napędzenia niż Hifimany HE-5LE.
Niby nie taka duża różnica w skuteczności, bo Hifimany mają 87.5dB a Audeze 91dB.
Tylko 3.5dB, ale aby uzyskać podobną głośność na HE-5lE, co na LCD-3, trzeba ustawić potencjometr na Sli-60, przynajmniej ze 3 godziny dalej.