Nooo, to były czasy. Godzinę wcześniej wszystkie zapasy waty i spirytusu wokół sprzętu, głowice się czyściło szlifowało i pieściło, w radiu nie daj borze co by jakiś świerszczyk się odezwał a odzywały się, świerszcze, cykady i takie tam.
A potem kalibracja. Szzzzz, kanar lewy, szzzzz kanar prawy, bilety do kontroli proszę. No a po tym Pat Matheny oznajmiał nam, że się zaczęło. Jeszcze tylko głos Pana Tomasza Szachowskiego wyjaśniający czego, na czym i dla czego będziemy słuchać i się zaczęło. A niech by tylko lodówka spróbowała się włączyć, marny byłby jej los. No i tak dwa razy, bo przecież płyta CD ma dwie strony. No nie ma, ale kaseta ma i trzeba było zmienić, wiec płyta też miała. Tak pragmatycznie a taki rytuał. Pierwszy wieczór płytowy był chyba w 1984 roku. 35 lat temu. 35 lat... No i już byliśmy po wojnie :)
Ah jo. To se ne wrati pane Havranek.