Czas już najwyższy na zupełnie świeży, niebanalny temat w zakładce Muzyka.
Proponuję zabawę jak w tytule. Wymieniajcie najważniejsze, najbardziej jaskrawe luki w Waszych zbiorach płytowych. Najlepiej z jakimś komentarzem / uzasadnieniem. Liczba i forma dowolna.
Kryteria:
- brak nie może wynikać z niedostępności,
- nie może być chwilowy (tzn. nie chodzi o znakomite płyty, które poznaliście lub o których usłyszeliście całkiem niedawno i które lada moment zakupicie),
- brak jest oczywisty - tzn. muszą to być pozycje wybitne, zgodne z profilem Waszych zainteresowań, i takie, na których posiadaniu bezdyskusyjnie Wam zależy.
Mam wrażenie, że w każdej poważnie traktowanej kolekcji, niezależnie od jej liczebności i czasu zbierania, da się takie braki wskazać. Mniej lub bardziej istotne.
Zaczynam od siebie - wybieram układ "gatunkowy".
Klasyka:
W.A.Mozart - Requiem d-moll KV 626 (jakakolwiek interpretacja)
Dawno, dawno temu, niemal na starcie mojego zbieractwa, posiadałem płytę z tym arcydziełem. Wykonanie (jedno z nagrań Karajana) niespecjalnie mi odpowiadało, płytkę wydałem i od tego czasu jakoś nie zmobilizowałem się do wybrania następczyni.
Mozartowskie Requiem jest utworem niezwykłym i wymagającym specyficznych okoliczności odsłuchu. A przy tym na tyle mocno obecnym we wszelakich mediach, repertuarach koncertów i płytotekach znajomych melomanów, że okazji do przypomnienia sobie we fragmentach lub w całości zdecydowanie mi nie brakuje. I stąd pewnie wynika moja niedostateczna motywacja do nadrobienia zaległości kolekcjonerskich. Szczególnie, że trudno mi się zdecydować, czyja interpretacja najbardziej mi odpowiada. :)
Rock:
Pink Floyd - The Piper at the Gates of Dawn
Należę do frakcji zdecydowanie preferującej Barrettowską odsłonę kamandy Pinka Fłojda, i debiutancką płytę uważam osobiście za jedyne prawdziwe arcydzieło formacji. Tym większe zdziwienie budzi we mnie samym fakt, że krążka tego wciąż nie posiadam.
Cóż, "Piperem" najmocniej zasłuchiwałem się w czasach, gdy kolekcje płytowe przechowywało się w formie nagrań na kasetach nagrywanych z radia na magnetofonie Kasprzak; później, już w erze CD, pozwoliłem sobie wykonać "kopię zapasową" tego albumu korzystając ze zbiorów kolegi; dzisiaj co prawda ani starych kaset, ani CDR-ów nie słucham już w ogóle, ale wszystkie dźwięki z tej płyty mam na tyle mocno wyryte w pamięci, że oryginalnego wydania jakoś w dalszym ciągu nie zakupiłem...
Piosenka:
Ewa Demarczyk - Ewa Demarczyk śpiewa piosenki Zygmunta Koniecznego
Uwielbiana przeze mnie klasyczna pozycja, znana generalnie na pamięć i na wyrywki. Płytę tę również niegdyś posiadałem - przez trzy dni. Krążek zakupiony w empiku okazał się być używany, opalcowany i felerny; zwróciłem go niemal natychmiast (na szczęście bezproblemowo), ale uraz pozostał taki, że jak dotąd nie zdecydowałem się na kolejne podejście.
Jazz:
Miles Davis - Bitches brew
Jazz zostawiłem sobie na koniec - jako, że muzykę improwizowaną odkryłem dla siebie stosunkowo niedawno i w tym obszarze moja kolekcja jest wciąż bardzo skromna, "poważne braki" mogę spokojnie liczyć w dziesiątki płyt. Tu zatem z luk mogę się więc równocześnie najłatwiej wytłumaczyć - są to po prostu pozycje, których JESZCZE nie zdążyłem zdobyć, choć są od dawna na mojej liście zakupów i czekają na swoją kolej. Ale takie kryterium wykluczyłem.
Do naszej zabawy wybieram zatem jedną z tych niezbyt licznych płyt jazzowych znanych i ogromnie cenionych przeze mnie od wielu, wielu lat; stanowiącą zarazem zakup tak oczywisty, że nieustająco odkładany przeze mnie "na zaś".