Na forum, którego nazwy nie wypada tutaj przytaczać ;-), bardzo ciekawie rozwinęły się ongiś wątki pavbaranova poświęcone małym/dużym składom wykonującym muzykę improwizowaną. Nie było natomiast dedykowanego tematu, w którym dyskutowane byłyby wyłącznie składy minimalne (choć o takich nagraniach wspominano). Proponuję nadrobić zaległość i przy okazji rozruszać skostniałą zakładkę. :)
Mam na myśli oczywiście wielce szlachetną i niełatwą zarazem sztukę improwizacji solowej, reprezentowaną w historii fonografii oczywiście znacznie skromniej - co nie oznacza, że nie powstawały nagrania wybitne, epokowe bądź po prostu zwyczajnie znakomite.
Proponuję przypomnieć w niniejszym wątku niektóre z nich - te najważniejsze, najciekawsze, najoryginalniejsze lub rekomendowane z dowolnych innych powodów. Instrumenty i style dowolne. Według konwencji zaproponowanej przez pavbaranova - Wasze typy, nowe i stare, plus po 2-3 zdania rekomendacji.
Najwięcej znajdziemy oczywiście nagrań pianistów - a palma pierwszeństwa pod względem liczby i wartości nagrań przypadnie zapewne Keithowi Jarrettowi (choć wśród zwolenników bardziej swobodnej stylistyki może przeważyć Cecil Taylor).
Ich osiągnięcia na pewno zostaną tu wymienione, więc ja może przewrotnie zacznę od razu od złamania konwencji ;-) i przytoczę Billa Evansa i jego nowatorski w swoim czasie projekt 'Conversations with Myself' (1965) - nagranie wprawdzie jednoosobowe, ale nie solowe - partia fortepianu została przez Evansa podwojona i potrojona, a drugi i trzeci głos były dogrywane na tle odtwarzanej pierwotnej improwizacji solo, w repertuarze złożonym głównie ze standardów.
Saksofon - tu zacznijmy od przypomnienia epokowego dzieła Anthony Braxtona 'For Alto' (Delmark, 1968)- to chyba pierwsza płyta długogrającą w całości wypełniona (w dodatku od razu w formacie double-LP) saksofonową improwizacją solową.
Łamiąc znowu odrobinę konwencję - do moich ulubionych płyt z saksofonem solo należy wznowiona szczęśliwie w tym roku 'Nonaah' Roscoe Mitchella (Nessa, 1977), gdzie utwory solowe są wprawdzie fantastyczne, ale wypełniają krążek jedynie częściowo (oryginalnie podwójny winyl, wznowienie wraz z bonusami - solowymi zresztą - to 2CD), reszta to nagrania w duecie, trio i kwartecie (z gwiazdozbiorem chicagowskim).
Najpłodniejszym saksosolistą był natomiast prawdopodobnie nieodżałowany Steve Lacy.
Ciąg dalszy moich typów dla tych i innych instrumentów nastąpi... ale liczę, że międzyczasie dorzucicie własne propozycje. ;-)