Audiohobby.pl

KZ ZS10 PRO X czyli audiofilska emerytura

-Pawel-

  • 4739 / 5709
  • Ekspert
03-08-2024, 16:36
Początek końca


Grado RS1 są wg mnie jednymi z najbardziej udanych słuchawek dynamicznych w historii. Gdy ktoś wie w jaki sposób można uwolnić ich prawdziwy potencjał, mogą spokojnie konkurować ze współczesnymi, wielokrotnie droższymi słuchawkami nausznymi. Przez dosyć długi czas zaspokajały mój apetyt na jakość doznań sonicznych i to z nawiązką, jednak coraz częściej zadawałem zastanawiałem się czy można lepiej? Po głowie chodziły mi Grado HP1000, tym bardziej, że wiedziałem jak uzyskać z nich maks. Jednak po zapoznaniu się ze wszystkimi dostępnymi informacjami o nich stwierdziłem, że ostatecznie będzie to żaden progres w stosunku do RS1, a jedynie ciut inna perspektywa. Jako technicznie lepsze rysowały mi się Focal Utopia bądź Stellia. Znając możliwości tych drugich również nie wydawało mi się sensownym wyjściem dokładanie 100% wartości finansowej mojego toru, aby uzyskać 5% poprawy oraz 15% zmiany w postaci nieco odmiennej prezentacji, z czego nie wszystkie jej elementy były przeze mnie pożądane. W efekcie takich zmian pewien byłem co do jednego – finalnie miałbym droższe słuchawki ;-) Równolegle zaczynał mi kiełkować w głowie inny pomysł – custom IEM. Z doświadczenia pamiętam, jak dosyć już wiekowa konstrukcja 2-way potrafiła złoić tyłki wielu znanym modelom słuchawek nausznych i to bez większego wysiłku. Minęło trochę czasu, a widząc jak prezentują się współczesne konstrukcje stwierdziłem, że technologia zminiaturyzowanych driverów na pewno poszła do przodu od mojego ostatniego z nimi zetknięcia i warto by przetestować jakieś uniwersalne konstrukcje zanim podejmę decyzję o zamówieniu konkretnego modelu custom. Przeglądając fora zagraniczne natknąłem się na zaskakująco pozytywne opinie o modelu KZ SZ10 PRO X pisane przez zawodowych muzyków, a widząc ich cenę stwierdziłem, że w razie wtopy posłużą jako zabawka dla kota. Słuchawki dotarły, podłączyłem je do wyjścia Aune S7 Pro przez przejściówkę i mój cały audiofilski świat wywrócił się do góry nogami. Takiej precyzji, zakresu pasma przenoszenia, dynamiki, ogólnie mówiąc – jakości i wierności odtwarzanego dźwięku jeszcze nigdy dotąd nie słyszałem. Jak to możliwe? Odpowiedź na to pytanie odnajdziemy analizując możliwości dynamiczne tych słuchawek.


Kilka słów o dynamice


Przyjmijmy, że zakres dynamiczny przeciętnego nagrania muzyki rockowo-popowej waha się w przedziale 3-15dB, podczas gdy nawet najsłabsze słuchawki dynamiczne wykazują możliwości uzyskania ciśnienia akustycznego na poziomie powyżej 80dB. Właściwie to podawane przez producentów parametry SPL nie mówią nam nic o możliwościach danego przetwornika. Gdyby porównać ze sobą dwie identyczne pary słuchawek różniące się tylko i wyłącznie parametrem SPL to idę o zakład, że 40dB i 120dB zabrzmiałoby nierozróżnialnie na przeciętnym nagraniu o wspomnianym zakresie dynamiki. Prawdziwa magia kryje się w tym jak szybko dany driver jest w stanie uzyskać głośność od 0 do maksimum swoich możliwości. Aby lepiej zrozumieć jak istotny jest to parametr załóżmy, że dysponujemy nagraniem wystrzału z karabinu średniego kalibru o zakresie dynamicznym skompresowanym do poziomu 90dB. Ponadto przyjmijmy, że wystrzał generuje falę akustyczną, która osiąga swój maksymalny poziom ciśnienia akustycznego w czasie 0,01 sekundy, zaś po czasie 0,5 sekundy jej wartość ta spada o połowę. Dysponujemy dwoma przetwornikami, z których pierwszy (A) jest w stanie osiągnąć głośność od 0 do 90dB w czasie 0,01 sekundy (czyli dokładnie jak w nagraniu), natomiast drugi (B) w czasie 0,5 s (co automatycznie ograniczy dynamikę odtworzonego dźwięku do 45dB). Porównując odtwarzane nagranie w pierwszej chwili stwierdzimy, że na drugim przetworniku jest  ono o połowę cichsze, co pozornie da się zrekompensować zwiększeniem głośności odtwarzania. Problem pojawia się w momencie gdy nagranie zmiksujemy z drugą ścieżką dźwiękową o maksymalnym zakresie dynamiki np. 20dB, jednak na poziomie głośności takiej jak nasz wystrzał w punkcie szczytowym pozostawiając tym samym sumaryczną dynamikę miksu na poziomie 90dB. Okaże się wówczas, że na przetworniku B wystrzał nie będzie w ogóle słyszalny. Dlaczego tak się dzieje? Driver B jest w stanie odtworzyć wystrzał o 45dB ciszej niż jego maksimum, a tym samym o 25dB ciszej niż najcichszy punkt drugiej ścieżki. Jest po prostu zbyt „wolny” aby osiągnąć maksymalną głośność wystrzału, zanim ta nie opadnie do połowy swojej wartości. Towarzysząca ścieżka dźwiękowa natomiast generuje nieustannie ciśnienie akustyczne na poziomie 70-90dB. Po stronie przetwornika B dźwięk wystrzału dosłownie „wyleci” poza dynamikę naszego miksu. Powyższy przykład może wydawać się nieco abstrakcyjny jednak ma on na celu zobrazowanie tego, w jaki sposób wysoka wrażliwość na zmiany głośności sygnału wpływa na wierność odtwarzanego nagrania. Przetworniki armaturowe słyną ze swojej ogromnej skuteczności i wrażliwości na nawet najdrobniejsze zmiany dynamiki. Aby lepiej zrozumieć skąd bierze się ich przewaga warto poznać zasadę działania tej miniaturowej technologii.


How it works?


Początki przetworników armaturowych (balanced armature driver) sięgają roku 1955 kiedy to Hugh Knowles opracował pierwszy na świecie driver tego typu. Celem wynalazku było wówczas zapewnienie jak najlepszej jakości dźwięku przy zachowaniu miniaturowych wymiarów i minimalnego zapotrzebowania na zasilanie w aparatach słuchowych. Przetwornik armaturowy nie dość, że zajmuje znacznie mniejszą przestrzeń, posiada również wielokrotnie wyższą skuteczność względem przetwornika dynamicznego o zbliżonych parametrach. Do jego prawidłowego działania wystarczy tak naprawdę promil mocy, którą skonsumowałby driver dynamiczny. Natomiast zasada działania jest wręcz banalnie prosta. Poniżej uproszczony schemat budowy przetwornika:
« Ostatnia zmiana: 03-08-2024, 16:54 wysłana przez -Pawel- »

-Pawel-

  • 4739 / 5709
  • Ekspert
03-08-2024, 16:39
Poruszający się w polu magnetycznym element „armature/reed” wprawia w drżenie znajdującą się powyżej miniaturową membranę, która wytwarza falę akustyczną wydostającą się z drivera przez niewielki otwór. Tak wysoki stopień miniaturyzacji z jednej strony sprawia, że wszystkie elementy aktywne są niezwykle podatne na każdy, nawet najdelikatniejszy sygnał, z drugiej zaś strony miniaturowa membrana oraz element drgający dysponują zbyt małą powierzchnią aby utrzymać tak wysoką skuteczność dla fal akustycznych o różnych częstotliwościach odtwarzanych w tym samym czasie. Driver dynamiczny dysponując znacznie większa powierzchnią membrany oraz jej nieregularnym kształtem znacznie lepiej radzi sobie w szerokim  paśmie częstotliwościowym. Każdy kto pamięta legendarne już monitory Westone UM1 wie, że jednoprzetwornikowe IEM świetnie radzą sobie z częstotliwościami, których jest „objętościowo” najwięcej w nagraniach, a więc przełom średnich i wysokich tonów. Niższe i wyższe częstotliwości są w tym wypadku odtwarzane z wielokrotnie niższą wiernością. Z czasem zaistnienie technologii armaturowej na rynku profesjonalnym spowodowało jej niezwykle dynamiczny rozwój na przestrzeni ostatnich 15-20 lat. Rozmiar pojedynczego przetwornika pozwala na umieszczenie w obudowie słuchawki wielu driverów wraz z adekwatną zwrotnicą dzielącą pasmo. Każdy z przetworników pracując na wąskim zakresie pasma przenoszenia jest w stanie osiągnąć parametry pracy będące daleko poza zasięgiem nawet najlepszych przetworników dynamicznych. Jednak tutaj dochodzimy do kolejnego problemu. Na niskich częstotliwościach przetworniki armaturowe generują rezonanse, które negatywnie wpływają stabilność ich pracy. Ponadto pojawia się problem z uzyskaniem adekwatnego ciśnienia akustycznego, które wygenerowane przez tak niewielkie źródło jest po przeważnie zbyt słabe. Z rezonansami próbowała sobie poradzić firma Shure w uniwersalnym modelu monitorów SE530 łącząc ze sobą dwa przetworniki niskotonowe pracujące w przeciwfazie. O ile takie połączenie przynajmniej teoretycznie niwelowało rezonanse, to w praktyce zniekształceniu ulegała również część pasma odtwarzanego, na której pracowały. Sytuacja wygląda całkowicie odmiennie w przypadku monitorów typu custom. Odlana indywidualnie obudowa i zatopione w niej drivery po pierwsze nie mają możliwości wpadania w niepożądane drgania, po drugie zapewnienie idealnej izolacji utrzymuje równomierne ciśnienie akustyczne na całym paśmie przenoszenia. Jednak zamówienie monitorów typu custom wiąże się z dość wysokim kosztem (współczesne wielodrożne konstrukcje to półka cenowa rzędu 20tys zł). Nie ma też możliwości sprawdzenia jak dany model zabrzmi, zanim nie zostanie zrealizowane zamówienie, zaś ewentualna późniejsza odsprzedaż wiąże się z dużą stratą. Od jakiegoś czasu na rynku coraz bardziej popularne stają się słuchawki typu hybrid, gdzie przetwornikiem niskotonowym jest driver dynamiczny, zaś resztę pasma obsługują drivery armaturowe, których w zależności od producenta i modelu może być nawet kilkanaście. Niewielki przetwornik dynamiczny pracujący na wąskim zakresie pasma jest w stanie odtworzyć sygnał akustyczny z wiernością dorównującą przetwornikom armaturowym, a ponadto przy zapewnieniu odpowiedniej izolacji energia reprodukcji niskich tonów nie będzie w niczym ustępowała reszcie pasma. Oczywiście łączna ilość przetworników nie idzie w parze z podziałem pasma przez zastosowane zwrotnice. Bardzo często łączy się identyczne drivery w pary aby uzyskać wzmocnienie sygnału na danej części pasma. Jest to najprostszy i najefektywniejszy sposób strojenia, aby całość grała na równym poziomie.  Dlaczego jednak chińscy producenci oferują ceny wielokrotnie niższe niż porównywalne konstrukcje producentów europejskich i amerykańskich? Na ile mi wiadomo ceny samych przetworników armaturowych są dosyć niskie, jednak minimalne zamówienie to od kilkuset do kilku tysięcy sztuk. Tak więc stworzenie projektu wielodrożnego wiąże się z zamówieniem „w ciemno” co najmniej kilku wersji driverów zanim producent dobierze je w kompletne sety. Jeżeli chiński producent posiada dostęp do fabryk i jest w stanie uzyskać próbki, wówczas lwia część kosztów R&D zostanie zniwelowana. O ile ktoś wie jak umiejętnie dobrać drivery aby uzyskać maksymalnie wierną reprodukcję dźwięku – słuchawki może sprzedawać po cenie niewiele wyższej od kosztów wykorzystanych elementów, a efekt soniczny będzie kształtował się na poziomie konstrukcji nieporównywalnie droższych.


Wróćmy na chwilę do Grado RS1


Rynek słuchawek dynamicznych w pewnym momencie wyraźnie zmienił swój kierunek kładąc wyraźny nacisk na produkcję przetworników niskoohmowych, aby uzyskać jak najwyższą skuteczność. Teoretycznie słuchawki niskoohmowe będąc bardziej wrażliwe na sygnał nie powinny do prawidłowego wysterowania wymagać dużej mocy wzmacniacza. Nic bardziej mylnego. Dzieje się tak tylko w wypadku bardzo efektywnych membran np. z biocelulozy (CAL!), ale Grdao RS1 to już zupełnie inna bajka. Driver 32 Ohm faktycznie pozwala na uzyskanie dużej głośności już ze stosunkowo niewielkiej mocy wyjściowej. Jednak podłączone do „elektrowni” o potędze sięgającej zawrotnych 300 mW na kanał słuchawki te przeważnie grają jakby wysokie tony miały podbite do granic absurdu. Dlaczego tak się dzieje? Otóż fala o częstotliwości 10 kHz wymusza ruch membrany dokładnie 100 razy częściej niż fala o częstotliwości 100 Hz. Jeżeli obydwie fale są odtwarzane jednocześnie to w czasie jednej sekundy dźwięk o wyższej częstotliwości skonsumuje całą dostępną moc wzmacniacza ze 100-krotnie większą skutecznością niż dźwięk o częstotliwości niższej. W praktyce jeśli w nagraniu pojawia się jednoczesne uderzenie stopy perkusyjnej oraz hi-hata, a wzmacniacz nie dysponuje odpowiednim zapasem mocy aby wykorzystać w pełni potencjał dynamiczny drivera to hi-hat będzie znacznie głośniejszy od uderzenia stopy, nawet jeśli wykres pasma przenoszenia słuchawek byłby płaski jak deska. Dlatego też sygnał testowy, a grająca i „pulsująca” muzyka to dwa zupełnie inne światy. Rozpatrując dalej nasz przykład, w typowym nagraniu rockowym, gdzie oprócz uderzenia stopy i hi-hata słuchawki muszą uporać się z prawdziwą lawiną pojawiających się i zanikających fal akustycznych o bardzo agresywnych czasach narastania, często dochodzi do sytuacji, w której stopa perkusyjna staje się zupełnie niesłyszalna. Cała dostępna energia jest skonsumowana przez wyższe tony, zaś basowa część pasma staje się jakby przeźroczysta/transparentna, ponieważ driver nie jest w stanie wytworzyć stosownego ciśnienia akustycznego dla uderzeń o niskich częstotliwościach, których czas wybrzmiewania jest również znacznie krótszy niż np. talerzy perkusyjnych. Z drugiej natomiast strony mamy fenomen firmowego wzmacniacza Grado RA1, który dysponował tak niewielką mocą, że nawet wysokie tony nie były w stanie rozwinąć skrzydeł. Taki układ powodował, że słuchawki osiągały brzmienie równe i przyjemne aczkolwiek o niezbyt wysokiej czytelności. Podsumowując - nie widzę innej możliwości jak tryb symetryczny z mocą liczoną w całych watach aby wydobyć potencjał ukryty w Grado RS1. Najnowszej wersji nie słuchałem, jednak z pewnych względów za najbardziej udane uważam te starsze, a jednocześnie trudne dla wielu wzmacniaczy egzemplarze. Mimo wszystko, nawet po zapewnieniu im wystarczających warunków do swobodnej pracy ich szybkość i przejrzystość blednie w bezpośrednim porównaniu do KZ ZS10 PRO X.


W jaki sposób Dawid pokonał Goliata?


Powyżej pewnego poziomu jakościowego trafny opis brzmienia staje się niezwykle trudny. Łatwiej jest uchwycić różnice jeśli dotyczą one jedynie sposobu prezentacji, jednak w tym wypadku odmienność prezentacji idzie w parze z różnym zakresem możliwości technicznych. Uwzględniając efekt całościowy można wykazać jako lepsze zarówno Grado RS1 lub monitory. Jestem w 100% przekonany, że dla wielu osób bardziej spodobał by się dźwięk moich RS1 i wcale mnie to nie zdziwi. Grado to słuchawki typowo muzyczne/audiofilskie i w tej kategorii są niemalże niedoścignione. KZ natomiast są typowymi słuchawkami profesjonalnymi – analitycznymi. Pierwszą podstawową cechą monitorów jest całkowity brak przestrzeni. Słuchawki dokanałowe z uwagi na swoją konstrukcję, sposób podania dźwięku w bezpośrednim sąsiedztwie narządu słuchu oraz izolację od otoczenia są przykładem reprodukcji dźwięku o całkowitej neutralności przestrzennej. To co odbieramy jako pozorną lokalizację źródeł dźwięku, wielkość przestrzeni, na której pojawiają się poszczególne instrumenty itd. wynika tylko i wyłącznie z danych akustycznych zawartych w nagraniu stereofonicznym, na które składają się naturalne oraz sztucznie dodane podczas realizacji pogłosy itp. Odtworzenie sygnału mono na tego typu słuchawkach spowoduje odegranie wszystkich elementów w jednym punkcie. Tak więc opisywana często różnorodność prezentacji przestrzennej poszczególnych modeli IEM jest w zasadzie zależna wyłącznie od możliwości odtworzenia bogactwa przestrzennego z nagrań przez konkretny model. Grado RS1 jak na słuchawki nauszne też mają pewne cechy neutralności przestrzennej, które zawsze ceniłem. W znakomitej większości, słuchawki nauszne poza dźwiękiem wydobywającym się z przetwornika raczą nas ogromną ilością fal odbitych od obudowy. Prostota konstrukcji Grado RS1 sprawia, że obudowa ma znikomy wręcz wpływ na dźwięk. Dlatego też w cieniu takich HD800 Grado wydają się być przestrzennie ubogie. Jednak efekt grania obudowy zawsze będzie elementem stałym, a już szczególnie w przypadku słuchawek zamkniętych i jeśli komuś zależy na wierności prezentacji to takie pozornie „prymitywne” RS1 będą zawsze bardziej zróżnicowane przestrzennie choć może nie tak efektowne. Monitory idą jeszcze dalej w tym kierunku, ponieważ w Grado nadal bardzo istotnym elementem pozostają pady, których zmiana powoduje znaczny wpływ na ostateczny efekt. Zapewniając dystans od ośrodka słuchu automatycznie oddalają każde źródło dźwięku od słuchacza, a co za tym idzie to samo wydarzenie muzyczne odbywać się będzie na nieco większym obszarze niż w monitorach ze względu na element dodany w postaci tego właśnie dystansu. Ponadto rodzaj i gęstość gąbki wpływa na absorbowanie lub wzmacnianie danych częstotliwości co bardzo istotnie wpływa na finalną charakterystykę pasma przenoszenia. Tyle odnośnie przestrzeni, zajmijmy się teraz możliwościami technicznymi bohaterów naszego porównania. Śmiem twierdzić, iż monitory KZ są od RS1 wielokrotnie bardziej precyzyjne i detaliczne, prezentują informacje zawarte w nagraniach ze studyjną wręcz precyzją podczas gry Grado gubią szczegóły na takiej zasadzie jak opis dźwięku wystrzału karabinu ginącego w tle wybrzmienia sąsiedniej ścieżki w przypadku wolniej reagującego na zmiany głośności przetwornika. Aby lepiej oddać naturę brzmienia jednych i drugich słuchawek posłużę się kolejnym hipotetycznym przykładem. Wyobraźmy sobie nagranie roju os krążących wokół mikrofonu. Na Grado RS1 można poczuć klimatyczną bliskość otaczających dźwięków, osy niemalże namacalnie będą obecne wokół, a dźwięk będzie sprawiał wrażenie wyraźnie zaakcentowanego i pozornie szczegółowego/doświetlonego. Na monitorach takie nagranie nie wywoła żadnej ekscytacji, zabrzmi naturalnie nudno, może nawet zbyt bezpośrednio ale z jedną istotną różnicą. Będę w stanie powiedzieć, że os było dokładnie 7, zaś dwie z nich miały wyraźnie większe rozmiary niż pozostałe. Kolejny przykład to uderzenie w klawisz fortepianu. Grado odegra taki zapis jako wybrzmiewający ton z towarzyszącym mu pełnym bogactwem harmonicznym. Na monitorach taki pojedynczy ton będzie pozornie mniej „dźwięczny”, jednak gdy zamknę oczy to pierwszym skojarzeniem jest widok drgającej struny, podczas gdy na RS1 samo drganie pozostaje delikatnie rozmyte nie wywołując tak realistycznego efektu. ZS10 PRO X są ponadto niezrównane w odtwarzaniu brzmienia perkusji. Każdy kto obcował z grającą na żywo perkusją w odległości zapewniającej komfort odsłuchu bez dodatkowego nagłośnienia wie, że każde uderzenie w element zestawu perkusyjnego jest nie tylko słyszalne, ale też jakby fizycznie odczuwalne przez zmysł słuchu. Dzieje się tak z uwagi na działanie naturalnego mechanizmu obronnego, który chroniąc nas przed zbyt szybkim wzrostem głośności na niebezpieczny poziom wywołuje ból. Z takim efektem działania powyższego mechanizmu mamy do czynienia w przypadku np. oddania strzału z broni palnej większego kalibru bez słuchawek zabezpieczających. Jednak jeśli wzrost głośności następuje do wartości bezpiecznych, pojawia się wrażenie pośrednie, czyli wydaje nam się jakbyśmy „czuli” fizycznie każde uderzenie perkusisty. Przykładem fenomenalnej moim zdaniem realizacji jest album Dream Theater - Falling Into Infinity. Realizatorowi udało się zachować bardzo szeroką dynamikę zestawu perkusyjnego nie zmniejszając przy tym czytelności żadnej współbrzmiącej ścieżki co zaowocowało niesamowicie realistycznym oddaniem każdego uderzenia, które można dosłownie poczuć. Jest to niezwykle trudna sztuka i monitory bardzo wdzięcznie oddają tego typu smaczki, które dla słuchawek dynamicznych są po prostu nieosiągalne. Jednak takich realizacji nie ma wiele, szczególnie jeśli ktoś gustuje w szybszych i bardziej agresywnych stylach grania. Wówczas jeśli kompresja instrumentów perkusyjnych jest zbyt niska, perkusja może dosłownie „zanikać” na większości sprzętu odtwarzającego. Doskonałym przykładem będzie tutaj album World ov Worms norweskiego zespołu Zyklon. Ten album jest bardzo wymagający dla sprzętu. Idę o zakład, że zabrzmi on co najmniej dobrze na odsłuchu, na którym materiał był miksowany i masterowany. Jednak pierwsze lepsze słuchawki sobie z nim nie poradzą. Otrzymamy ścianę dźwięku, który będzie miał niewiele wspólnego z czytelnością. Samoth i Destructhor są niczym Jimi Hendrix i Eric Clapton norweskiej sceny metalowej. Utwory są bardzo trudne do odegrania dla przeciętnego gitarzysty. Jeżeli wystarczy nam rozkoszowanie się „hałasem” to do odsłuchu albumu nie potrzeba wiele, jednak jeśli ktoś chciałby bardziej wniknąć w kunszt gry obydwu panów – tutaj mamy już poważny problem. Grado RS1 potrafiły wycisnąć z tego albumu sporo, naprawdę sporo. Mimo to perkusja zlewała się ze ścieżkami gitar elektrycznych, a gdy dochodziła dodatkowo partia wokalna to dźwięk był już na granicy czytelności. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie odpowiedź przynosi analiza na monitorach KZ. Otóż fenomenalna moim zdaniem gra Tryma Torsona to istna lawina uderzeń. Ścieżka perkusyjna na tym albumie ma zdecydowanie zbyt niską kompresję dynamiki w stosunku do pozostałych ścieżek. Gitary z efektem typu distortion mają dynamikę na poziomie bliskim 0 dB co powoduje, iż nawet delikatne muśnięcie w strunę wybrzmiewa z taką samą głośnością jak pełny akord. Wysoki zakres dynamiki ścieżki perkusyjnej skutkuje możliwością usłyszenia jedynie samych szczytów uderzeń, które bardzo szybko giną w nieustającej potędze brzmienia gitar. Grado RS1 są w stanie odtworzyć najgłośniejsze momenty uderzenia w werbel zaledwie z ułamkiem ich prawdziwej głośności, po czym brzmienie „ginie” wśród innych ścieżek. Takie niedociągnięcie skutkuje efektem „pykania” perkusji na tle wybrzmiewających gitar elektrycznych. Monitory bez większego wysiłku są w stanie odtworzyć pełne brzmienie bębnów, są wystarczająco szybkie aby złapać szczyty z maksymalna głośnością i pociągnąć ten dźwięk zanim opadnie. Ponadto samo brzmienie elementów perkusyjnych współdzieli cześć pasma, na którym wybrzmiewają niepodzielnie gitary. W kolejnym albumie – Aeon błąd ten został naprawiony i gitary miały już brzmienie zdecydowanie przesunięte w dół, zwalniając tym samym odpowiedni zakres częstotliwości dla lepszego zaakcentowania brzmienia bębnów. Jednak kompresja jest nadal zbyt niska w stosunku do sumy i w tym wypadku każdorazowe pojawianie się ścieżki wokalnej „przysłania” pełne wybrzmienie zestawu perkusyjnego. Przykładem na prawidłowo przeprowadzoną kompresję dynamiki ścieżki perkusyjnej w muzyce metalowej jest album Slayer – God Hates Us All. Nie potrzeba aparatury laboratoryjnej aby brzmienie pozostało czytelne i klarowne.


Jak te słuchawki znoszą resztę toru audiofilskiego?


Początkowo sądziłem, iż czeka mnie wymiana źródła. O ile mój DAC wyśmienicie się bronił przez długie lata pokazując wszelkim innym urządzeniom, że da się lepiej, to w tym wypadku czułem już zbliżający się zakup nowego ustrojstwa. Przetworniki armaturowe z uwagi na swoją skuteczność i dokładność bardzo nie lubią lamp, a mój DAC ma wyjście na 4 żarówkach 12AT7. Rozglądałem się już powoli za jakimś profesjonalnym interfacem Focusrite lub Motu. Jednak po dłuższym obcowaniu z playerami przenośnymi ponowny kontakt z systemem stacjonarnym spowodował efekt niezłego „WOW!”. Na początku byłem sceptyczny, pomyślałem, że to może tylko podbicie basu, zaokrąglenie dźwięku i inne lampowe sztuczki, które wyjdą po dokładniejszych porównaniach. Siadłem więc i zacząłem spokojnie porównywać DAC produkcji Cytryniarza podłączony symetrycznie z Aune S7 Pro do wyjścia Sansy Fuze i swojego drugiego DAC’a Korg DS.-DAC-100M. Okazuje się, że bas nie tylko nie traci na czytelności, na Cytryniarzu pojawiają się dodatkowe szczegóły, każde wybrzmienie jest zdecydowanie bardziej czytelne i lepiej zaakcentowane. Ponadto średnie i wysokie tony są najwyższej próby, źródła tranzystorowe w bezpośrednim porównaniu wypadają jakby „chudo”, dźwięk nie ma tak dobrze zarysowanej pozycji w przestrzeni, jest lżejszy i mniej „żywy”, pozbawiony masy. Usatysfakcjonowany wynikami porównania cieszę się, że reszta toru pozostanie bez zmian, a jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, iż konstruktor urządzenia był w stanie wydobyć lampową magię brzmienia na tak wysokim poziomie, dyskwalifikując tym samym wiernie brzmiące konwertery tranzystorowe.


Quo vadis?


Czy monitory KZ są idealne? Gdyby wszyscy mieli identyczne oczekiwania co do sposobu reprodukcji dźwięku wówczas mogłyby takimi być. Jednak nie jest to sposób grania, który zaspokoi każdy gust. Amatorska zabawa w audio nie ma nic wspólnego z zawodowym wykorzystaniem urządzeń w codziennej pracy. Tutaj liczy się przede wszystkim frajda, a nie wierność reprodukcji. Ponadto wielu audio maniaków gustuje tylko w określonym przedziale gatunków muzycznych. Słuchawki nie muszą być do znudzenia wierne i neutralne, wówczas życie byłoby zbyt proste i monotonne. Grado GS1000 były swego czasu wybierane namiętnie przez melomanów i fanów jazzu co wcale mnie nie dziwi. W muzyce elektronicznej rewelacyjnych doznań dostarczą RS1 lub Focal Stellia. Smooth jazz zabrzmi za to niezrównanie czarująco na Staxach SR-007. Sukces tak wielu odmiennych sposobów prezentacji leży właśnie w tych słuchawkowych kłamstwach, za które płacimy ciężkie pieniądze aby mieć coś unikalnego i wyjątkowego i to jest w tej zabawie najpiękniejsze!
« Ostatnia zmiana: 03-08-2024, 16:44 wysłana przez -Pawel- »

Karol

  • 2030 / 4534
  • Ekspert
03-08-2024, 21:40
Brawo Ty!!!
Paweł pokuszę się o recenzję recenzji. :)
Bardzo dobrze się to czyta. Świetny, bardzo dobrze skonstruowany tekst.
Jest w nim wszystko co powinno być. Sporo wiadomości, własnych przemyśleń i podzielenie się doznaniami.

A co do słuchawek, to według mnie masz rację, że nie są dla każdego.
Na przykład miłośnicy "hektarów" przestrzeni, raczej nie będą usatysfakcjonowani.
Nie w każdym też rodzaju muzyki sprawdzą się równie dobrze, jak w agresywnym metalu, czy nowoczesnej muzyce elektronicznej. Mnie one pasują, choć musiałem się do nich trochę po przyzwyczajać.
Na początku, takie gatunki jak: soul, pop, czy spokojny jazz, lepiej brzmiały na nich prosto z karty komputera, niż z toru stacjonarnego. Z karty komputera brzmiało to wyjątkowo dobrze, a z zestawu stacjonarnego jakaś tak trochę dziwnie.
Polegało to na tym, że miałem wrażenie słuchania czegoś podrasowanego.
To jak oglądanie przepięknej kolorowej widokówki z miejsca, w którym się było i wiadomo, że takich barw tam nie ma.
Sam wokal, męski czy damski, też brzmiał mi jakoś nie tak.
Np. zastanawiałem czy to śpiewa Knopfler, bo miejscami tembr głosu wydawał mi się inny.
W niektórych piosenkach wysokie były jakieś takie z lekka świszcząco-szleszczące albo dzwoniące (podbite?).
Znane utwory brzmiały jakoś inaczej i rozpoznawałem je na nowo. Nie chodzi o to, że było gorzej.
Pojawiły się różne smaczki, wybrzmienia, których wcześniej nie zauważałem i utwór był jakby inny.
W żadnym przypadku nie miałem zastrzeżeń do basu, czy dolnej średnicy.
Fortepian zawsze brzmiał bardzo naturalnie i wyraziście zarazem, a perkusja niemal wzorcowo.
Nie wiem czy takie słuchawki trzeba "wygrzewać", ale na wszelki wypadek, pozostawiłem je na prę dni "pod prądem".
Teraz już chyba przyzwyczaiłem się do ich sposobu grania i mniej na te wszystkie niuanse zwracam uwagę.
To trochę jak oglądanie czegoś przez szkło powiększające.
Raptem, (niesłychanie wyraźnie), dostrzegamy wiele różnych elementów normalnie niewidocznych.
Na początku trochę z zadziwieniem to wszystko rejestrujemy, a po jakimś czasie uznajemy ten widok za normalny.
Mogę się pokusić o stwierdzenie, (oczywiście z jakąś tam dozą przesady), że słuchawki KZ ZS10 PRO X, to nawet bardziej mikroskop, niż szkło powiększające. Na koniec drogi Pawle, pragnę Cię uspokoić. Nie musisz mi zwracać pieniędzy.
Ja z zakupu jestem zadowolony. Za ułamek kwoty, którą trzeba wydać na dobre słuchawki wokółuszne (czy nauszne), mam coś co gra często nie gorzej, a w niektórych gatunkach nawet lepiej.

Jeszcze raz gratuluję recenzji. Trochę w życiu ich przeczytałem i wiem co piszę. :)
« Ostatnia zmiana: 03-08-2024, 23:12 wysłana przez Karol »

Gustaw

  • 3920 / 3525
  • Administrator
04-08-2024, 00:14
Recenzja z "grubej rury" ! :-)

aulait

  • 1420 / 5764
  • Ekspert
04-08-2024, 06:23
Bardzo dobra recenzja, z ciekawością przeczytałem. Słuchawki zakupiłem, ciekawi mnie porównanie z KZ ZSN Pro X.

Krzysztof_M

  • 1552 / 5496
  • Ekspert
04-08-2024, 08:16
Dzięki za recenzję :)
Nie wiem ile zapłacono Ci za nią, ale z pewnością muszę teraz te KZ ZS10 PRO X zakupić i koniecznie sprawdzić co tutaj napisałeś :)
Dawno takiego apetytu na nowe słuchawki nie miałem :)
α β Σ Φ Ω ℧ μ π °C ± √ ² < ≤ ≥ > ^ Δ −

-Pawel-

  • 4739 / 5709
  • Ekspert
04-08-2024, 16:52
Miło jest widzieć pozytywny feedback do własnych wypocin, dzięki chłopaki ;-)

Karol wspomniałeś o wygrzewaniu. Rozwieję więc wszelkie wątpliwości odnośnie samych przetworników armaturowych. Z uwagi na bardzo wysoką precyzję wykonania taki przetwornik musi utrzymywać identyczne parametry przez cały okres użytkowania. Nawet najdrobniejsza zmiana w pracy jakiegokolwiek elementu aktywnego skutkuje bardzo silnym zniekształceniem dźwięku lub całkowitym uszkodzeniem drivera.