Ok, troszkę jeszcze pomęczyłem te słuchawki i wybrałem się ze swoimi plikami wave do salonu w galerii. Przy okazji zabrałem DT990 PRO, DT770 PRO Limited Edition 32 Ohm (ale bardziej grające jak zwykłe DT770 PRO 32 OHM, w dodatku z padami welurowymi zamkniętymi) i Sennheiserami HD 540 Reference Gold 600 om. Ogólnie Denony na moich plików odtwarzanych z pendrive zagrały lepiej. Czyli z tamtymi nagraniami było coś nie tak. Jednak w bezpośrednim porównaniu z DT770 na Dead Can Dance – Windfall, Dead Can Dance - In The Wake Of Adversity, Iggy Pop - In The Death Car, Arizona dream soundtrack - Old Home Movie, Arizona dream soundtrack - 7_8 & 11_8, 08 Suzanne Vega – Caramel, Angelo Badalamenti - Dance Of The Dream Man, Rosa Passos & Ron Carter - Desafinado, Ana Caram - Nossos Amores Denony zagrały słabiej. Wokale, trąbki, fortepian były bardziej przekonujące, pełne, nasycone, mięsiste i obecne z DT770. Podobnie z basem, trzymał właściwsze proporcje, na zalewał reszty. Były to zdecydowane różnice na korzyść DT770, nie trzeba było szczególnie się wsłuchiwać. Denony miały większą przestrzeń ale jakoś tak zabijały wokal, niby był, a jakoby go nie było… dosyć schizofreniczne to brzmiało. Za to basu nie szczędziły tam gdzie trzeba i nie trzeba. Ogólnie dźwięk był jakiś rachityczny, bez pełni, jaką dawały Beyery. W sumie gdybym na tym zakończył odsłuchy, to spałbym spokojnie, ale na koniec włączyłem muzykę kameralną. Z płyty Era Jazzu, czwarty utwór i tutaj role się odwróciły, na Denonach zjawiskowa holografia, powietrze, dynamika, oddech, aura koncertu, wszystko jak trzeba, na DT770 jakoś wszystko się pokurczyło, zmalało, zrobiło się rachityczne i chude. Podobnie na Eiji Oue Minnesota Orchestra - Stravinsky_ The Firebird – Finale, Denony szalały a DT770 uciekły do drugiego pokoju. Znowu różnice było duże, ale w drugą stronę.
DT990 PRO i Goldy nie zagrały na Marantzu i nie używałem ich w porównaniach :(