Cenę kształtuje chciwość wydawcy, dopiero w następnej kolejności koszty jakie ponosi w związku ze swoją działalnością. Na te koszty składają się:
-wynagrodzenie dla artystów i ich mededżerów (w większości wypadków kilka lub kilkanaście procent)
-wynagrodzenie z tytułu praw autorskich dla kompozytorów i tekściarzy
-koszt produkcji nagrań, czyli koszt wynajmu studia, mastering, zakwaterowanie muzyków itp. (od kilku do kilkudziesięciu tysięcy dolarów w zależności od poziomu studia)
-Koszty osobowe takie jak wynagrodzenia producentów, pracowników administracyjnych, zarządów i innych darmozjadów
-koszty dystrybucji
-reklama i marketing (reklamyw mediach i zewnętrzne, teledyski itp.)
-koszt produkcji nośnika (przy masowej produkcji może z 1-1,5 dolara za sztukę)
-koszty ochrony prawnej (prawa autorskie)
-koszty archiwizacji danych/taśm matek itp.
-niekiedy koszy organizacji koncertów promocyjnych (te jednak zwracają się, przynajmniej w części)
oraz zapewne kilka innych o których zapomniałem. W zależności od nakładu koszty bardzo szybko mogą pochłonąć 60% zysków lub więcej, przed opodatkowaniem. Nie należy zapominać, że kupujemy płyty razem z marżą handlową naliczoną przez pośredników i detalistów (strzelam: razem jakieś 30% za nowe produkcje) stąd takie a nie inne ceny w sklepach. W przypadku dystrybucji plikowej oczekiwałbym większych różnic, bo przynajmniej dwa punkty z listy nie mają tu zastosowania. Dlatego, jak już na wstępie wspomniałem, nie potrafię sobie inaczej wytłumaczyć tej sytuacji, jak zwykłą chciwością.
Jeżeli wydawcy zostanie 20 % procent na czysto to już sukces (przy potężnych, idących w miliony, kosztach) Problem ze spadkiem sprzedaży polega moim zdaniem na tym, że:
1. ludzie mają dosyć płacenia za całą płytę, na której znajduje się 1 przebój i 9 "wypełniaczy" w cenie 50-70 złotych za sztukę.
2. Muzycy obecnie nie mają zbyt wiele do zaoferowania (stąd zalew składanek oraz "złotych przebojów")
3. Kopiowanie jest zdecydowanie prostsze i lepszej jakości niż dawniej
Wydawca idąc po najmniejszej linii oporu ściga więc piratów aby ratować zyski (czytaj: jachty, wille z basenami i prywatne wyspy) bo to najtaniej. I to się nie zmieni, chyba, że muzycy sami wypracują jakiś nowy sposób na dotarcie do odbiorców z pominięciem zbędnych pośredników. A że rzadko który z nich ma pojęcie o biznesie, to nie sądzę, aby do tego doszło za naszego życia.