Wzmacniacz charakteryzuje się przede wszystkim bardzo dobrą dynamiką i... lekkim uwypukleniem niskich częstotliwości (nie jest więc on zupełnie neutralny), w efekcie wzmacniacz znakomicie prezentuje muzykę rockową, czy latynoamerykańską. Bas potrafi powalić na kolana swoją energią i dynamiką. Góra mogłaby być bardziej szczegółowa, można się też dosłuchać pewnej kompresji instrumentów perkusyjnych ale generalnie wzmacniacz gra bardzo dobrze, przy czym średnim tonom trudno coś zarzucić. Co ciekawe, taki sposób prezentacji powoduje, że wiele utworów brzmi w sposób wywołujący emocje jakich nie dostarcza np. SONY TA-F770ES (z którym Thule bezpośrednio porównywałem). Trudno to zjawisko objaśnić, trzeba to usłyszeć. Wzmacniacz nie buduje zbyt szerokiej sceny ale za to bardzo dobrze tworzy tzw. źródła pozorne, tak więc stereofonia jest na dobrym poziomie.
Jakość wykonania jest bardzo dobra, jest to produkt duński (nie mylić ze szwedzkim Thule producentem bagażników samochodowych) i to widać. Obudowa jest bardzo solidna (taka sama jak w innych urządzeniach Thule często 3-4 razy droższych), front wzmacniacza wykonano z anodowanego, szczotkowanego aluminium którego grubość dochodzi do 7 mm. Na froncie znajduje się: gałka siły głosu (metalowa w kolorze matowo-szarym/srebrnym i tylko jeden mały przycisk (!) służący do włączania wzmacniacza, wyboru źródła, a po dłuższym przytrzymaniu do wyłączenia wzmacniacza (przejścia w stan stand-by). Na froncie znajduje się czerwony (!) wyświetlacz cyfrowy wskazujące poziom siły głosu (dB) oraz wskaźnik rodzaju źródła, wszystko gustownie ukryte pod umieszczoną centralnie nad gałką siły głosu ciemną szybką. Na tylnej ściance są: cztery zaciski dla przewodów kolumnowych (akceptują "gołe" kable lub bananki), wyłącznik sieciowy wzmacniacza, i wyjścia dla 5 źródeł (brak dla adaptera) oraz co niezwykle ważne wyjście PRE OUT i MAIN IN, co pozwala wzmacniaczowi pracować, zarówno jako przedwzmacniacz jak i końcówka mocy !!! Osobiście nie korzystałem z tych funkcji ale szczególnie atrakcyjna wydaje się możliwość użycia wzmacniacza jako przedwzmacniacza z oddzielną końcówką mocy.
Wzmacniacz posiada zdalne sterowanie umożliwiające: regulację balansu, przyciemnienie lub wyłączenie wyświetlacza, przełączenie źródeł, regulację siły głosu i co niezwykle ważne dla ergonomii, wyłącznik wzmacniacza (Stand-by).
Wewnątrz wzmacniacza wg informacji z
http://www.tnt-audio.com/ampli/thule-ia60_e.html znajdziemy po dwa tranzystory (bipolarne) na kanał 2SA1633/2SC4278 (pracujące w układzie Single-Ended Push-Pull), dwa kondensatory Nichicon po 10.000uF każdy, cyfrowe sterowanie siłą głosu zrealizowane na LM1792, przedwzmacniacz oparty o BB OPA2134. Prądu dostarcza transformator toroidalny (300W). Wzmacniacz (podobno) wykonano w technologii montażu powierzchniowego.
Moc wyjściowa wzmacniacza wynosi DIN 60W/8 Ohm i 90W/4 Ohm, odstęp S/N 90dB, Thd 0,05%.
Całość waży zacne 9 kg.
Reasumując: wzmacniacz nie jest neutralny ale gra świetnie... a to moje ulubione zdanie z recenzji w TNT: "If you want to impress someone, just play "1812" for them. The cannon shot will make them either jump for cover, or get a heart attack, it's that powerful, clean and convincing. But be careful - it may cost you your speakers if you overdo it. So save that effect only for the tax collector". Czyli w wolnym tłumaczeniu: jeśli chcesz na kimś wywrzeć wrażenie po prostu puść im "1812" (Czajkowskiego). Wystrzał z działa armatniego spowoduje, że uciekną lub dostaną ataku serca (...). Ale lepiej zatrzymaj ten efekt wyłącznie dla poborcy podatkowego ;-)
Konfiguracja testowa: Źródło dzielone: jako transport modyfikowany Marantz CD53 (zawiera JockoClocko z oddzielnym zasilaniem) i DAC Kustago MKII SE DIYa; kolumny wolnostojące DIYa na Usher T9950 i Vifa XT18WO. Kable: Kimber 4PR, Jamo OFC 2.5mm; IC DIYa Belden 46349.
Cena: obecnie brak dystrybutora w Polsce, była ok. 2200, ja kupiłem jako sprzęt podemonstracyjny za 1215 zł.