Recenzja właściwa
Instrumentarium
Sprzęt:
1) Rotel RCD-06 -> Musical Fidelity X-DAC -> Musical Fidelity X-CAN v3, 2) iPod nano, 3) Przedwzmacniacz Rotel RC-03, 4) Yamaha PianoCraft E810, 5) CD Yamaha CDX-496, 6) Amplituner Yamaha RX-V650
Kable:
interkonekty to Audioquest Cooperhead, cyfrowy do DAC-a Profigold PGC4000, a przedłużacz słuchawkowy to kablel mikrofonowy Van damme zakończony profesjonalnymi wtykami Neutrika. Adapter jack duży na mały: Hama i Sennheiser.
Słuchawki:
Sennheiser HD650, Creative Aurvana Live!, Grado SR-60, Koss Pro 4AAT, Koss PortaPro i AKG K530 (pożyczone).
Płyty:
Ahmad Jamal “It’s Magic” (Dreyfus Jazz), Omar Sosa „Afreecanos” (Skip), Handel – Concerti Grossi Op. 6 – Arte dei Suonatori (BIS), Nils Petter Molvaer “Re-vision” (Emarcy), Radiohead „In Rainbows”, Wictor Wooten „Palmystery” (Heads Up).
Warunki odsłuchu: pokój 20 m2 o regularnych prostokątnych kształtach, dobrze wygłuszony, temperatura 22-23 st. C, wilgotność ok. 45-50%, ciśnienie atmosferyczne 1010-1015 hPa –stabilne.
Przeszukałem prawie cały Internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o tych słuchawkach i zauważyłem, że choć są często sprzedawane w sklepach Azji, USA i UK to ich opisów jak na lekarstwo. Poza rutynową informacją Fostexa, brak nieomal wrażeń z odsłuchów. Zastanawiające. Jedyny jako taki ruch jest na forach japońskich, które ze względów językowych, pomimo zastosowania translatora, okazały się dla mnie nie do przejścia.
Oficjalna informacja ze strony Fostex:
Fostex T7 Manufactured from ultra- light materials, (these sets weigh in at under 230g) & feature new diaphragms to maximise audio performance, these stereo headphones offer superb all-round capability.
Impedance 70ohm
Sensitivity 98dB/mW
Freq Response20Hz - 20kHz
Max Input Level - 100mW
Weight 230g
Wrażenia po tygodniowym odsłuchu
Ostatni tydzień spędziłem w otoczeniu góry sprzętu, plątaniny kabli i płyt. Słuchawki zmieniałem po przesłuchaniu jednej ścieżki z płyty, którą to odsłuchiwałem na nowo po założeniu kolejnej pary słuchawek. Następnie zmieniałem źródło i znowu od początku, a potem zmiana płyty, etc.
Pierwsze wrażenia po słuchaniu z Fostex’ów T-7 to brak zmęczenia uszu i komfort „nauszny” (lub „nagłowny”?) – są to słuchawki bardzo wygodne w noszeniu ich na głowie. W porównaniu do Sennheiserów HD650, które ściskają głowę niczym małe imadło T-7 leżą jak ulał i nie cisną – po pewnym czasie zapominałem, że na głowie mam słuchawki! CAL! także są dość wygodne, jednak ich muszle nie mieszcząc całkowicie uszu powodują spory dyskomfort. Grado za to grzeją małżowiny swoimi gąbkami ciut na mocno.
Dźwięk T-7 jest po pierwsze zharmonizowany, a po drugie zdyscyplinowany. Basy są stosunkowo „lekkie” i nie zaskakują uszu jakimiś szczególnymi wystrzałami, kiedy ich nie potrzeba. Większy bas pojawia się zwykle wtedy kiedy basista mocniej uderzy w struny lub perkusista mocniej walnie w stopę. I to mi się podoba. Nie ma tu beztroskiego dodawania niskich składowych dźwięku przez te słuchawy. Można poczuć się realistycznie i wygodnie, bo nie śledzimy mimowolnie rytmicznej gry perkusisty czy basisty, lecz skupiamy się na odbiorze całej muzyki. Moc i rytm basu oczywiście ciągle tu istnieją, ale nie wyskakują tak radośnie przed szereg jak w CAL!, w których na niektórych ścieżkach testowanych płyt okazywał się wręcz nie do przyjęcia.
Muzyka charakteryzuje się rozmachem i dynamiką. Budowa sceny poprawna i klarowna. Wrażenie siedzenia w trzecim-czwartym rzędzie. Kiedy słuchałem płyty Arte dei Suonatori – skrzypce, altówki i wiolonczele były zdecydowanie dobrze zgradiendowane w przestrzeni, a kontrabas śpiewał radośnie. Uważam, że T-7 dobrze sprawdziły się w klasyce, choć potrzebne będą dalsze odsłuchy dla potwierdzenia tej tezy.
Średnica najbardziej sprawdzała się w partiach wokalnych i fortepianowych, ponieważ jest rozciągnięta i bogata w ingrediencje. Głosy wokalistów z Afryki na płycie Omara Sosy są bliższe fizycznie słuchaczowi niż muzycy. Pięknie je słychać bez żadnych woalek ani zasłonek – są bezpośrednie, namacalne i miękkie. Fortepian rozciąga się wielobarwnie w powietrzu od prawej do lewej strony klawiatury. Fortepian odbierany jest przez uszy jako zdecydowany, ofensywny i plastyczny z mikrodźwiękami. Duża wierność w tonacji i w barwach (w porównaniu z CAL! – wręcz rewelacyjna). Można kontemplować erudycję pianistyczną Ahmada Jamala i Omara Sosy godzinami…
Detaliczność nieco gorsza niż w HD650, ale nie jest to jakaś olbrzymia różnica – choć HD650 wyznacza tu wysoki standard, a T-7 są bardziej utemperowane (bo HD oczywiście całościowo lepsze są pod każdym względem, ale piszę tu o słuchawkach za 200zł). Górne rejestry Fostexów nie są jakieś strasznie wycofane, ale wysuniętymi do przodu także nie mogę ich nazwać. Wydaje mi się, że góra jest po prostu fizjologiczna i nie przesadzona (nie przejaskrawiona). Wokale na tym na pewno nie cierpią, a czynele nie prześwidrują bezlitośnie nam czaszki. Choć w Grado SR-60 pomimo większego „siania górą” nie jest to jakąś wadą. Ciekawe zjawisko. Poszczególne składowe dobrze pozszywane, nie odczuwałem jakiegoś rozwarstwiania czy rozłażenia się harmonicznych.
Co ważne - przy cichym słuchaniu muzyka jest dobrze przekazywana, ale po przekręceniu gałki potencjometru w prawo charakter dźwięku nie zmienia się radykalnie, a tylko zmienia się jego wolumen. Brak zniekształceń i przesterowań. Duża odporność na wysokie wzmocnienie. Długie i głośne słuchanie mniej męczy niż w HD650, ale może to tylko jakaś moja autosugestia, bo bywały dni, że spędzałem z T-7 i po 8-9 godzin. O dźwięku mogę powiedzieć, że jego jakość, niezależnie od wzmocnienia, jest na wysokim poziomie, doskonale oddany jest pogłos, atak, panorama, słyszalne są wszystkie szczegóły (choć w HD650 wyraźniej).
Fostex’y T-7 dobrze grały także z „dziurki” PianoCrafta E810 i Yamahy CDX-496, nieco gorzej z amplitunera Yamahy RX-V650 – brakowało tu jakiegoś ładu i klarowności przekazu. Z przedwzmacniaczem Rotela RC-03 więcej niż poprawnie, ale gorzej niż ze wzmacniacza słuchawkowego Musical Fidelity.
Z iPodem T-7 świetnie sobie radzą (i na odwrót) – jedyny mankament to konieczność posługiwania się adapterem z dużego jacka na mały. Dźwięk jest bliski temu wydobywanemu z CAL!, ale ma nieco inne parametry soniczne. Wydaje mi się, że nazwanie go analogowym będzie poprawne i uprawnione. Bas jest decydowanie przyjemniejszy – nie wali na oślep, lecz uderza precyzyjnie - nie jest wirtualny, lecz bliższy rzeczywistemu. Scena poprawnie zaznaczona, choć jej zaletą jest raczej szerokość, niż głębokość. Dynamika i swoboda zdecydowanie na plus. Ustawienie potencjometru na ¾ zakresu powoduje, że już jest wystarczająco głośno, ale ustawienie na max. nie powoduje przesterowania ani zniekształceń. Komfort słuchania uprzykrza jedynie zbyt długi kabel (3m), bo przejściówka na jacka to nie problem.
Dla usystematyzowania informacji pozwoliłem sobie na subiektywną ocenę w następujących kategoriach (wynik maksymalny to 10,0):
Rozciągnięcie basu – 7,0
Uderzenie basu – 7,3
Jakość niskich tonów – 7,2
Jakość średnich tonów – 7,5
Jakość wysokich tonów – 7,3
Detaliczność i precyzja – 6,5
Komfort – 10,0
Neutralność – 8,5
Naturalność – 8,5
Trwałość – 9,0
Przestrzenność – 7,5
Dynamika – 7,5
Muzykalność – 7,5
Izolacja – 6,0
Podatność na amplifikację – 7,5
Przyjemność odsłuchu – 8,5
Wynik ostateczny: 7,7
Konkluzja
Znakomite, solidne, wielozadaniowe - „półprofesjonalne” słuchawki dla każdego rodzaju muzyki, radzące sobie doskonale z wieloma źródłami, choć najlepiej zagrały ze wzmacniacza słuchawkowego. Z klarownym, otwartym dźwiękiem dającym wiele zadowolenia podczas słuchania i fenomenalną plastyczną przestrzenią. Rewelacyjna cena ok. 190zł!!! Minus to brak prężnego dystrybutora w Polsce (ale być może to się zmieni?).
W mojej ocenie wygrały minimalnie z AKG K530, więcej niż minimalnie z CAL! i z Koss Pro4AAT oraz zdecydowanie z Koss PortaPro. Zremisowały z Grado SR-60. Przegrały z Sennheiserami HD650 (ale honorowo).
Tu dwa zdjęcia porównujące rozmiary testowanych słuchawek oraz ich wtyczek: