Kiedyś, dawno,....dawno, temu.... kiedy byłem jeszcze małym, audiofilem (pieluchy, gryzaki, grzechotki audiofilskie itp itd)...bazując na recenzji w specjalistycznej prasie audio, nabyłem kabel IC znamienitej, w owym czasie, firmy Monster Cable model Interlink 800. Kosztował chyba z 3 stówki za odcinek 0,5 m. Znając inne kable tej firmy (bardzo dobry M1000 i jeszcze lepszy Sigma M2) liczyłem na namiastkę dźwięku na moim Monsterze znaną z droższych wypasów. Grało to z jakimiś NAD-ami ale w końcu kabel trafił do szuflady w której zagnieździł się chyba na 8-10 lat.
Po wielu latach ponownie podłączyłem ten kabel do swojego systemu i.......
Tak ! Wiem ! Oczekujecie na nirwanę i kwieciste opisy zalet wniesionych do systemu po zastosowaniu wskrzeszonego kabla. Nic z tego. Takiego opisu nie będzie. Powód jest banalnie prosty.
Takiej.... "k.....py" dawno ze swojego systemu nie słyszałem.
Płaska scena. Utrata szczegółów. Podbicie niższego basu. Dźwięk gęsty, przymulony, kompletna porażka.
Czekam godzinę, dwie....trzy, cztery, może się ułoży.....może się dogrzeje....może mój słuch ulegnie akomodacji....
Nic. Zero. Tragedia. Kaszanka z bitą śmietaną i budyń z musztardą. Odkręcałem wtyczki. Niby wszystko OK. Żadnych tlenków i innego syfu. Monster Interlink 800 został w moim systemie wręcz zmieciony przez dosłownie każdy kabel IC
:-) Począwszy od jakiegoś śmieciowego kabla dodawanego do sprzętu audio w komplecie a o srebrnym IC DIY oraz nawet najtańszym VdH (Name) nie wspominając.
W związku z tym przestrzegam. Jeżeli traficie na ten kabel na rynku wtórnym to pod żadnym pozorem nie kupujcie go bez wcześniejszego odsłuchu. Nie róbcie sobie krzywdy.