Myślę jednak, że dzieła muzycznego tak łatwo nie da się oderwać od wykonań. Można oczywiście studiować partyturę, jeśli ktoś czyta nuty(ja nie czytam) – ale dzieła Wagnera to jednak opery, czy jak kto woli, muzyczne dramaty i poszczególnych postaci nie da się zupełnie wyabstrahować – zarówno w ich wymiarze teatralnym jak i muzycznym.
Na czym polega „kultowość” Tristana? Akurat w Polsce trudno o tym mówić, ludzie kochający tę muzykę są u nas w absolutnej mniejszości. Nawet towarzystwo wagnerowskie, o ile wiem, zawiesiło u nas działalność. Na konkurencyjnym forum był kiedyś bardzo żywy wątek mahlerowski. Myślę, że Mahler, pomimo niższej rangi artystycznej, jest u nas bez porównania bardziej „kultowy”.
Osobiście nie odczuwam jakiejś szczególnej potrzeby, by definiować źródła swojej fascynacji muzyką Wagnera. Takie definicja zawsze ocierają się o banał. W muzyce Wagnera jest wszystko: z jednej strony plebejskość, kicz, pogaństwo, dekadencja, hedonizm, okrucieństwo, fascynacja złem i destrukcją – z drugiej strony wrażliwość na ludzkie cierpienie, asceza, mistycyzm, liryzm, witalizm, niezwykła siła woli. Wszystko składa się razem na uniwersum dostępne może 10 innym artystom w dziejach ludzkości.
Mawia się, że największe dzieła zawsze przerastają nie tylko odbiorców ale również swoich twórców. Myślę, iż nie inaczej jest z „Tristanem” czy „Parsifalem”. W nich jest zawarte pewne radykalne wyobrażenie istoty ludzkiej, którego urzeczywistnienie przerasta każdą jednostkę – tak jak osiągnięcie pełni artystycznej w muzyce Wagnera praktycznie przerasta możliwości nawet najlepszych wykonawców.
Mogę tez zrozumieć tych, którzy Wagnera nie rozumieją czy go nie cierpią. Sam przez kilkanaście lat niemal przestałem jej słuchać. W fascynacji jego muzyką jest niewątpliwie jakiś element aberracji, choroby – nie wiem czy jest inny kompozytor, którego admiracji towarzyszył tak silnie rozwinięty element sekciarstwa ...no może z wyjątkiem rozmaitych odmian muzyki pop.