To będzie prawdopodobnie ostateczne porównanie RS1 i RS2 od mnie.
Grado RS2 posiadam od marca, RS1 pożyczył mi kolega GRADO__Fan, jeszcze nie dotarte, ale mam na to swoje sposoby, których użyłem i poskutkowało. ;)
Przygoda z RS1 rozpoczęła się od wieczoru odsłuchowego, w którym napęd stanowił nieco zmodyfikowany DIY DAC kit i moje dziecko słuchawkowe w obecnie najlepszym wydaniu układowym. Interkonektu nie było żadnego, gdyż płytkę DACa podłączyłem praktycznie bezpośrednio do wzmacniacza słuchawkowego. Dotychczasowe skromne doświadczenie pokazuje, że tak brzmi najlepiej. Daruję sobie w tym wątku szersze uzasadnienia, w każdym razie chodzi o to, że nie ma kolejnego elementu definiującego sposób prezentacji muzyki.
Na wstępie uwaga - jak brzmią niedotarte i dotarte RS1 i RS2. Te pierwsze nieco sybilują, i to w sposób niezbyt precyzyjny, natomiast cały sopran jest jakby zasnuty mgłą i stępiony. Wiadomo, że jest, tylko nie bardzo go słychać. RS2 wykazują pewną głuchość na przełomie średnicy i sopranu, a poza tym lekko tną uszy. Kiedy już nie słychać wygłuszenia w RS2, a sopran swobodnie hasa w RS1, można przystępować do słuchania i smakowania tego, co jedne lub drugie słuchawki serwują.
Konstrukcja - RS1 ma nieco większe drewniane kubki przetworników, metalową obręcz z zawiasami przetwornika kontra plastikowa w RS2, no i pręty, za które trzymana jest konstrukcja przetwornika wraz z zawieszeniem w RS2 są okrągłe, jak we wszystkich niższych Grado, a w RS1 czworokątne, takie jak w GS1000. Pudełko RS1 jest większe, ze sztywnej tektury, RS2 jest pakowane w płaskie i miękkie, jak niższe modele, i bez żadnych dodatkowych akcesoriów. Informacje dotyczą obydwu słuchawek w nowej wersji, bez guzików z oznaczeniem typu na grillach.
Pierwsze wrażenia.
RS2 są ciemniejsze, chłodniejsze i bardziej eufoniczne niż starszy brat bliźniak. RS1 są jaśniejsze, z dociążoną górną średnicą i sopranem, ale jest to bardziej akcent niż podkolorowanie. To ostatnie występuje w RS2, w okolicach powiedzmy 2kHz, i jest to ewidentne, delikatne, słodkie podkolorowanie, które objawia się śladową obecnością tego samego tonu. W RS1 można bardziej mówić o podbiciu zakresu wysokiej średnicy i dolnego sopranu, gdyż nie słychać dodatkowego tonu. Po prostu ten zakres prezentowany jest z pewnym dociążeniem i akcentem.
Wariacje w trzech wymiarach
RS1 bezpardonowo oddają fakturę dźwięku, a także jego przestrzenność. W RS2 prezentacja przestrzenna jest zgoła inna, budowa przestrzenna dźwięków też. Właściwie to jest pierwszy punkt, gdzie większy brat ma przewagę. Wysokie tony w RS2 są precyzyjne i gładkie, ale lżejsze, i uciekają w dal, co daje wrażenie większej przestrzeni, na której porozstawiali się muzycy. Tyle że wrażenia z odsłuchu żywych instrumentów mówią coś innego. Wystarczy zamknąć oczy, żeby się przekonać, gdzie lokuje się naturalnie odbierany dźwięk żywego, nienagłośnionego instrumentu, i RS1 pod tym względem lepiej oddają rzeczywistość. Perkusja, talerze, instrumenty dęte - wszystko to pojawia się w bardziej orkiestrowym porządku, mimo iż na mniejszej przestrzeni, to bardziej realistycznie i wieloplanowo, z wyraźną trójwymiarowością prezentacji samych dźwięków także. Dźwięki w RS1 mają większą "swobodę podróżowania". RS2 rozpościera niewidzialną płaszczyznę granic swoich możliwości, którą odczuwa się w trzech wymiarach, zwłaszcza w pionie, gdzie w RS1 jest pusto i nic się nie dzieje, tzn. lokalizację w trzech wymiarach one jak najbardziej mają, ale nie wyznaczają żadnych granic, jest czysta i otwarta przestrzeń tam gdzie nie ma nic. RS2 nieco biegają po niewidzialnej mapie, dźwięki w nich są bardziej płaskie, z mniej oddaną fakturą i ciałem, ale wyraźniejszą barwą. Są gładsze, nieco słodsze, ale ta słodycz to "wartość dodana" RS2.
Średnica
Dla zachowania porządku wywodu rozwinę tę kwestię teraz. Średnica w RS1 jest bardziej neutralna. Jest jaśniej, ale nie ma miodowego podkolorowania w jak w RS2. W zamian za to dostajemy aksamit, który może przyprawić o dreszczyk, i do tego jest to niezwykle fizjologiczny aksamit. Delikatne motywy z klawiatury organów Hammonda czy też damska wokaliza brzmią fantastycznie. Wszystko to oczywiście po przyzwyczajeniu się kilkuminutowym uszu do dźwięku RS1. Tak na marginesie, przyzwyczaić się trzeba do każdego typu słuchawek, ale żebyśmy wiedzieli, o czym czytamy, tudzież piszemy. ;) Średnica RS1 ma wyraźną, bezpardonową fakturę. Dzięki temu dowiadujemy się smutnej nieraz prawdy o wieku wokalistki. Gładkość i eufonia RS2 wygładza, czyli praktycznie odmładza wykonawczynie, nadając im nieco bardziej niewinnie dziewczęcego głosu, jest milej, ale to słodkie kłamstwo, którego weryfikacja następuje, gdy na scenę RS1 wkroczy młoda, subtelna pieśniarka, i zechce się pokazać od swojej najlepszej strony. RS2 zagrają wokalem na twarz, RS1 zagrają, a raczej zaśpiewają głosem, który słyszymy gdzie się rodzi, i dokąd dociera zanim zaniknie. Prezentacja jest bardzo naturalna - punktowość sybilantów jednznacznie podpowiada, iż spółgłoski wyartykułował człowiek, a nie np. hipopotam, a naturalne rozejście się dźwięku w trzech wymiarach daje poczucie intymności, zwłaszcza gdy ta chmurka dźwięku otrze się o ucho, bo tak to można odebrać. RS2 choć starają się być bezpośrednie, są nieco spłaszczone i wygładzone. Nie jest płasko, i sporo słychać, ale za tym co słychać nie do końca idzie to, co "widać". Dźwięk RS1 bardziej pobudza wyobraźnie, łatwiej widzimy kształt instrumentu i sylwetkę oraz ruchy instrumentalisty.
Bas
Dolny zakres w RS2 jest bardzo fajny. Pamiętam, że wyraźnie bardziej mi się podobał niż w SR325i mimo iż nie schodził tak nisko. W RS1 jest też nieco niżej schodzący niż w RS2. Na początku w RS1 nawet nie bardzo mi się podobał - robi wrażenie bezbarwnego, ale nazwę go neutralnym, a to dlatego, że nie przykuwał zbytnio mojej uwagi w dłuższym odsłuchu. Nie słychać braków, ani podbić. No może jest delikatne, w miejscu, które nie bardzo lubię, ale słuch szybko wyrównuje ten pagórek, i dalej słucha się bez ujmy, z przyjemnością. Bas RS2 jest lekko docieplony w średnim zakresie, i jest to przyjemne. Nie powiem, podoba mi się. Zalatuje dużym drewnianym pudłem, fajnie mruczy i chociaż nie schodzi do samego dołu, potrafi obudzić, kiedy muzyka nabiera tempa. W RS1 bas jest nieco potężniejszy i robi dokładnie to, czego się od niego wymaga - stanowi solidny, mocny i nienarzucający się fundament muzyki. Czasem potrafi łupnąć z właściwą dozą ciężkości i rozchodzącego się ciśnienia. Powiedziałbym ostatecznie, że bas RS1 jest właściwszy, a RS2 ciekawszy.
Sopran
Lekko, gładko, delikatnie i precyzyjnie - tak tu zagrają RS2. Jak już wspominałem, cała rytmiczna sekcja sopranowa jest w nich lekko rozgoniona po kątach. Rozmiar instrumentów jest siłą rzeczy mały, bo na średnicy znowu RS2 potrafią namalować dość rozległą plamę dźwięku. W RS1 o ile dźwięk zasadniczo rodzi się mały, rośnie i dojrzewa, o tyle w RS2 bardziej "wyłania się" każdorazowo. Przez to atak wysokich tonów będzie w RS2 mniej zdecydowany. RS1 są tu dociążone, robią wrażenie, jakby talerz był większy, z grubszej blachy, stał bliżej, a dzięki temu widać nawej jak zatacza kręgi na stojaku, od silnego uderzenia pałką. Sybilanty w RS1 są grubsze i cięższe, co na średnicy dawało swoisty aksamit, a na sopranie daje więcej wagi i powietrza. Taki sopran nie zakłuje. W RS2 nie kłuje, bo jest gładki, w RS1 nie kłuje, gdyż jego faktura jest dostatecznie gruba. O rozmyciu nie ma tu mowy, raczej dociążeniu. Dźwięk trzyma dobrze kreślony kształt i słychać wyraźnie jego zmiany. Na sopranie RS2 nie da się aż tak śledzić losów dźwięku w przestrzeni, gdyż wszystko jest nieco dalej, bardziej na wyznaczonej płaszczyźnie, z mniej wyraźną fakturą, a głównie wyraźnym obrysem, choć rysowanym łagodną linią.
Po dłuższym czasie
RS2 gdy już posiedzą na mojej głowie, niemalże wrastają w czaszkę, zaczynam się z całą prezentacją jednoznacznie zgadzać, a odrobina słodyczy na średnicy nigdy się nie uprzykrzy, bo się nie narzuca. RS1 po długim czasie mogą dać lekki przesyt niskich sopranów, i nie jest to efekt tępego zlania się, a raczej zmęczenia ilością informacji. W tym zakresie kryją się najdrobniejsze szczegóły faktury dźwięków z zakresu średnicy, i do tej pory nie miałem do czynienia ze słuchawkami, które tak wyłuskują informacje o dźwiękach jak RS1. RS2 się świetnie słucha, gdy się dobrze nie pozna RS1. Świadomość tego, co powinno się pojawić, a się nie pojawia, albo zostaje przemilczane - mnie na dłuższą metę bardziej męczy, niż jawna i chwilami dosadna prezentacja RS1. Wniosek - jak się chcesz cieszyć RS2, nigdy nie słuchaj RS1.
Szybka przesiadka
"Zmęczony" RS1 zakładam RS2. Jest gładziej, jest spokojniej, nieco słodziej, ale tam gdzie RS1 stawiały kawę na ławę, RS2 pozwala sobie na drobne, słodkie kłamstwa, albo przemilczenia. Przesiadka na RS1 z powrotem pozwala znów odetchnąć świeżym powietrzem i daje poczucie większej swobody i otwartości.
Konkurencja z innego świata
Jak wiadomo z innych wątków i forów, pojawił się ostatnio fosterowy czarny koń sprzedawany w opakowaniu brandowanym jako Creative Aurvana Live! tudzież Denon AH-D1001. Słuchawki te dostają skrzydeł po wymianie kable, ale wciąż są to słuchawki zamknięte, z ciemną, mroczną, klubową prezentacją i o mocnym basie. Przesiadka między Creative a RS2 to każdorazowy proces długiego przyzwyczajania się. Zwłaszcza w Creativach nic się nie zgadza na początku, zwłaszcza prezentacja przestrzenna dźwięku. RS1 są lekko jaśniejsze od RS2, i oczywiście dużo jaśniejsze od CAL. Słychać to przy zamianach w obydwie strony. Co do samej prezentacji, tutaj różnic między zrekablowanymi CAL a RS1 jest niewiele, autentycznie. Można co minutę zamieniać słuchawki, i poza inną equalizacją oraz pewnym szczegółem, od razu można słuchać i delektować się serwowaną muzyczną prezentacją bez odczekiwania na przestawienie się zmysłu słuchu. Co do szczegółu, jest nim akustyka i skupienie się na innym aspekcie każdego dźwięku. RS1 skupiają się na instrumencie i wykonawcy, z powodu otwrtej konstrukcji wszystko się szybko rozpływa i znika, choć zanim zniknie, potrafi przyjemnie obić się o uszy. W CAL "życie" dźwięków jest bardziej wyeksponowane i oddane, a sam instrument służy do wyprodukowania tegoż dźwięku. Pogłosy, zanikanie, zafalowania amplitudy, dźwięk osobno jako taki - tym słuchawki fostera interesują się bardziej. Atmosfera jest w nich gęsta i duszna, a pogłosy tworzą ciekawą, klubową akustykę. W RS1 jest bardziej koncertowo, ale i ulotnie. Dzięki wyraźnej przestrzenności dźwięków i naturalności ich rozejścia wiemy już chwile wcześniej, że piękny iżywot każdego dźwięku jest krótki i z góry zdeterminowany. W CAL dźwięk się nie poddaje, krąży, wybrzmiewa z naturalnie nieregularnym wygasaniem, a nieustannie podsycana gęsta atmosfera nie stawia aż tak na indywidualizm. Jak dla mnie RS1 i Creative Aurvana Live! z dobrym kablem świetnie się uzupełniają, zupełnie inne akcenty, ale zaskakująco podobna prezentacja. Porządek sceniczny dość zbieżny, atmosfera zgoła inna.
Werdykt
Lepsze jest to, co się bardziej podoba. :) Rozkładając dźwięk na czynniki, RS1 są co najmniej o pół klasy lepsze od RS2 - większa rozdzielczość, niezależność dźwięków, więcej informacji, lepiej oddany porządek sceniczny. RS2 są słodsze, subtelniejsze, gładsze, ciemniejsze, czasami idące lekko na skróty, ale o tym się nie dowiemy nie słuchając innych słuchawek podobnej lub wyższej klasy. Niestety, owe sporadyczne braki w informacji, a także jednoznaczne i nie do końca trafne zdefiniowanie przestrzeni muzycznej w RS2 uważam za obszar, gdzie ustępują RS1. Mniej dosadny, przez co zapewne i mniej męczący dla wielu dźwięk RS2 może stanowić przewagę nad RS1, i na pewno RS2 są bezpieczniejszym wyborem, jeśli reszta toru ma zapędy w stronę dosadności, krzykliwości, ostrości, a nie szczyci się dostatecznym bogactwem tonalnym i harmonią. Najlepiej posłuchać jednych i drugich, a potem licząc się z dalszym dostosowywaniem sprzętu słuchawkowego, kupić te, które się bardziej podobają. Jedne i drugie potrafią pięknie zagrać, tylko im trzeba na to pozwolić. :)