Słuchałem znów wczoraj w łóżku, tym razem już na trzeźwo i na spokojnie. Płytą pożegnalną była z pewnością The Final Cut, a The Endless River jednak charakterem jest do niej bardzo blisko. Z wielu względów pokusiłbym się nawet o nazwanie jej The Final Cut 2. Pink Floyd bez wątpienia skończył się w 1994. Po The Division Bell nie można było tego stwierdzić, ale dopiero dziś, po wydaniu The Endless River, słychać jak bardzo w 1993 roku byli już starzy, zmęczeni, słabi, lecz chcieli raz jeszcze nagrać najlepszą płytę na jaką ich było stać. I nagrali :)