Przez wiele lat "Le quattro stagioni" kojarzyły mi się jak najgorzej. Owe wyświechtane tematy główne, pojawiające się w różnych miejscach przy byle okazjach. Owa przynależność do "world's greatest hits" razem z Ravelowskim Bolero czy "Odą do Radości" z Beethovenowskiej 9-wiątki, i innych podobnych kwiatków - czyli rzeczy, które dobrze znam i których szczerze nie lubię !
Ale zdarzył się przypadek, iż w zestawie płyt wyniesionych przypadkowo, bodaj z "Saturna", zabłąkała mi się plytka "The Four Seasons" w interpretacji Academy of SMitF, pod, rzecz jasna, Nevillem Marrinerem. Dość powiedzieć, że płytka towarzyszyła mi w samochodzie przez całe wakacje.
Ileż tam ciekawych tematów, zmian nastrojów, subtelności, ale i całkiem nowoczesnych i oryginalnych motywów. Do tego kapitalnie zagrane i świetnie zrealizowane nagranie DECCA. Na płycie,( i to było właśnie powodem, iż po nią sięgnąłem), jeszcze trzy koncerty na instrumenty dęte. Też interesujące. Generalnie duży plus dla owego wydawnictwa :-)
Proponuję dalej eksplorować Vivaldiego, albowiem nie kończy się jego muza na "Le quattro..."
Wspomniane koncerty dęte, kapitalne koncerciki skrzypcowe (mam w wykonaniu Carmignolli (ARCHIV) ), albo "L'estro armonico" (dzięki Elbflorenz) - 12 koncercików, które specjalnie dla mnie grają Fabio Biondi & Eropa Galante.
Warto się pochwalić, że przy okazji tegorocznej wycieczki do Wenecji, nie omieszkałem odwiedzić kościoła Chiesa di Bragora, w którym nasz mistrz został ochrzczony, widziałem także obrzydliwie zasłonięty wielką reklamą zegarka (fuj), kościół Santa Maria della Pieta (gdzie prowadził konserwatorium dla sierot). Zapewniono mnie, że to tylko na czas remontu :-)