A wracając do tematu poważniej.
Słuch to taki zmysł który wykorzystuje pewne względne punkty odniesienia. Dzięki temu jesteśmy w stanie rozpoznać mowę tak samo dobrze w komorze bezechowej jak i w grocie solnej.
Z tego samego powodu zawodowi muzycy potrafią usłyszeć i rozpoznać grany utwór zarówno na żywo w sali koncertowej jak i z chińskiego boom-boxa.
Słuch – tak jak i każdy inny zmysł – nie został ukształtowany przez naturę byśmy mogli oddawać się hedonistycznym odsłuchom coraz droższego sprzętu. Jest narzędziem niezbędnym do przeżycia, komunikowania się, rozpoznawania zagrożeń, poznawania i rozpoznawania otaczającego świata.
A do tego celu musi być na tyle funkcjonalny byśmy byli w stanie usłyszeć to co jest ważne z punktu widzenia przetrwania gatunku... Z punktu widzenia potrzeb natury wsłuchiwanie się w jakieś pitulenia z głośniczków, ważne nie jest.
Słuch nie tylko nie jest w stanie zastąpić jakiejkolwiek pomiarówki – co jest oczywiste. Ale autor tamtego felietonu zauważył że w środowisku do którego słuch nie został ewolucyjnie stworzony (odsłuchy sprzętu grającego) działanie słuchu w oparciu o względne punkty odniesienia spowoduje niemożność weryfikacji jakości brzmienia na pewnym (dość powszechnym obecnie) poziomie zawansowania technologicznego urządzeń grających.
Z tego samego powodu co pogłos w kościele nie przeszkadza zrozumieć mowy, pewien poziom zniekształceń nie przeszkadza nam w rozumieniu przekazu muzycznego. Przy tym zawodowym muzykom, przyzwyczajonym do tego rodzaju środowiska nie przeszkadza nawet dość znaczne odstępstwo od naturalności, bo oni juz wiedzą co mają usłyszeć - tak jak kazdy z nas wie co mówią do nas inni ludzie w dudniącym pogłosem pomieszczeniu.
Słuch się adaptuje w taki sposób byśmy słyszeli to co chcemy usłyszeć, albo przynajmniej to czego się spodziewamy...
I z tego punktu widzenia należy odważnie uświadomić sobie, że wszelkie recenzje i odsłuchy sklepowe są gówno warte. Bo jedyne co potrafimy w nich ustalić to najwyżej odróżnić sprzęt grający zupełnie nieznośnie od grającego w miarę sympatycznie... Czyli poziom różnic tak duży do którego słuch nie będzie w stanie się zaadaptować - cała reszta domniemanych wrażeń jest w przytłaczającej wiekszości tylko wytworzonym w mózgu wrażeniem z innych źródeł, które nie jest systematyczne i które nie pozwoli nam oddzielić brzmienia sprzętu od brzmienia pomieszczenia ani od naszych wrażeń odbieranych innymi zmysłami.
A przecież obecnie produkowane urządzenia nawet oddalone cenowo o wielokrotności, nie różnią się jakością brzmienia aż tak bardzo byśmy w każdej sytuacji potrafili rozpoznać bezwzględnie - to gorsze od tego lepszego. Ppo prostu urządzenia odtwarzające nie mogą się tak bardzo różnic bo tego grającego tragicznie pod każdym względem i zawsze rozpoznawalnego nikt by nie kupił. Róznice między nimi sa na tyle małe że każdorazowo znajdzie się w określonej sytuacji amator sprzętu A lub sprzętu B - niezależnie od tego, który jest rzeczywiscie lepszym technicznie urządzeniem, wierniej odtwarzającym muzykę.
I dlatego debatom nad wyższością jednego nad drugim nie będzie końca.