No i kolejne przeboje przy ściąganiu przedmiotu z niemiec ale w tym przypadku to już nie sprzedawca napsuł mi krew ale... poczta polska.
Paczki nie było ładnych kilka dni za długo (już sobie myślałem - "zajebali ci z Warszawy), w końcu przychodzi awizo.
Stoję dziś wieczorem na poczcie, i otrzymuję protokół do podpisania, że przyjmuję do wiadomości iż............................................... paczka dotarła z niemiec uszkodzona (jak za komuny)!! I że została przepakowana w Warszawie!!!!!!!!!!!! Gdy to usłyszałem momentalnie poczułem jak zalewa mnie fala złości i nienawiści (a w myślach powiedziałem "a to skurwysyny")... kobitka w okienku wogóle była przestraszona bo ręce jej się trzesły gdy mnie obsługiwała. No ale co ona jest winna więc złego słowa jej nie powiedziałem ale widziała moje poirytowanie (nie byłem w stanie go ukryć). Podpisałem protokół, ale z dopiskiem, iż mam możliwość złożenia reklamacji co do stanu zawartości paczki.
W domu starannie obejrzałem paczkę - widać ślady po cięciu nożem do tapet na szarej taśmie pakowej, na którą nałożono firmową taśmę poczty polskiej. Otworzyli paczkę na tyle dokładnie aby jej nie porozrywać i sprawdzić zawartość. Pasażerem był dziadek Pioneer A-701R dość drogi wzmacniacz, więc jedyne co tu mnie dziwi to że go nie buchnęli, pewnie wydał im się jakimś starym gratem, pewnie szukali czegoś lepszego.
To jest po prostu nie do pojęcia, czemu te paczki muszą iść przez tą złodziejską Warszawę (nie obrażając porządnych jej mieszkańców), skoro do mnie od granicy z niemcami jest ze 150 km, a paczka po polsce kula się ze 600km i do tego te niepotrzebne przepakunki podczas których towar może się uszkodzić i wpaść w łapska "oceniaczy wartości" jak to było w moim przypadku.