Kabel usb za 1700 zł z wkładem za 2$ jest szczególnym rodzajem dobra luksusowego :-))))
W USA można kupić gówno w puszce. Koszt wyprodukowania praktycznie zerowy, tyle co opakowania, a kosztuje to całkiem sporo. Czy trzeba uświadamiać nabywców, że są nabijani w butelkę, bo przecież mogą mieć ten towar za darmo? Podobno niezły interes to jest. Poza tym - kto bogatemu zabroni?
Ostatnio czytałem, że jeden z najdroższych leków na świecie, którym roczna terapia kosztuje ponad 400 000$, jest sprzedawany z co najmniej stukrotną przebitką. Tak twierdzi główny wynalazca tej substancji, obecnie nie związany biznesowo z producentem. Według niego koszt wyprodukowania substancji to najwyżej 1% ceny, a ponadto R&D w zdecydowanej mierze to były badania naukowe na uczelniach z otwartym dostępem do wyników i ich opracowań. Firma to tylko posklejała w kupę, więc kosztami wdrożenia też się za bardzo nie wytłumaczą. Lek się podaje w przypadku dwóch schorzeń, których nazw nie pamiętam, ale on niweluje bezpośrednie zagrożenie życia powikłaniami choroby i powinien być brany w sposób ciągły dożywotnio, jeśli ktoś chce mieć ten "komfort" obniżonego ryzyka śmierci z powodu choroby.
Kompletnie nie rozumiem nagonek na sprzedawców artykułów nie będących niezbędnymi dla życia lub zdrowia, a to powyżej jest tym, z czym mamy do czynienia w prawie każdym przypadku idąc do apteki. Może Szanowni Uświadamiacze podziałają coś na tym polu? Ja nie pojmuję, jak może paczka probiotyku kosztować 30zł, a kupować te artykuły czasem "muszę", tzn. ufam pediatrze, ale mam świadomość, że takie cudo sam bym sobie wyhodował za grosze, żebym tylko wiedział co i z czego.