Z jednej strony fallow masz rację, z drugiej na wysokim poziomie jakości chce się mieć w systemie swoją filozofię dźwięku, i przy transparentnych komponentach będzie ją łatwiej uzyskać drobiazgami typu kable zasilające, bo przeźroczysty i rozdzielczy tor to taki balans na linie - drobne odchyłki od równowagi dają wyraźne zawahania. Zbytnie zdefiniowanie niektórych aspektów dźwięku daje po uszach, bo zaczyna dominować i nudzić słuchacza swoją powtarzalnością i nachalnością, zamiast przynosić dodatkowy wymiar przyjemności, gdy do tej pory królowała płaskość i szarzyzna.
Według mnie łatwiej uzyskać wysoce transparentny wzmacniacz na tranzystorach, i wtedy nie trzeba już w niego ingerować. Oczywiście pod warunkiem, że konstruktor stworzył autentycznie przeźroczysty wzmacniacz, bo wiadomo, że to określenie bywa często nadużywane, zwłaszcza przez konstruktorów tańszych wzmacniaczy grających nieszczególnie. Wracając do tematu - uważam, że zmiany zestawu lamp to nie tylko zmiana smaku, bo jakby się dobrze wsłuchać, to by się okazało, że któreś lampy oprócz tego, że grają inaczej, to grają po prostu lepiej, dźwięk jest bardziej kompletny lub bogatszy o nowe niuanse. Dźwięk uproszczony, po przyzwyczajeniu się do lepszego - przeszkadza, i nie pomoże fakt, że coś tam słychać bardziej. Robiłem przez ostatnie kilka dni porównania różnych diod prostowniczych do zasilania wzmacniacza. Na początku bardziej podobały mi się soft recovery, potem to była jakby różnica smaków, teraz już wiem, że te drugie, czyli lawinowe, grają w sposób bardziej rzetelny, lepszy. Najbardziej to słychać na barwie głosu ludzkiego i niektórych instrumentów. Soft recovery są bardziej baśniowe, dźwięki się wyłaniają z wszechobecnego czarnego tła, tyle że dla mnie jakoś nigdy czarne tło nie było personifikacją rzeczywistości. W naturze nigdy czegoś takiego nie słyszałem, jest to dla mnie domena sprzętu audio, że takie coś może wystąpić. No ale nie o samo czarne tło problem się rozbija. Otóż barwy dźwięku przy diodach soft recovery są bardzo delikatnie zmatowione, jakby był niedostatek jednego pigmentu, daje to ciekawe efekty, ale jak się zresetuje uszy, to słychać to od pierwszych sekund, bo potem przyzwyczajenie też robi swoje. Dobrym testem jest wziąć słuchawki na uszy zaraz z rana po przebudzeniu, gdy słuch jest wypoczęty, wtedy drobne odstępstwa od naturalności słyszy się od razu. No i na diodach lawinowych od razu dźwięk jest kompletny i równowaga zachowana, na sof recovery muszę chwilę wgryzać się w dźwięk.