Nie ma sprawy, miałem to zarchiwizowane na moim HDD.
Oto i tekst:
Piotr Ryka
2 Paź 2006, 17:21
Trzej muszkieterowie
Jeszcze nigdy w mej krótkiej karierze recenzenta audio nie dźwigałem takiego brzemienia. Trzy słuchawkowe wzmacniacze autorstwa forumowych kolegów zawisły w jakiejś mierze od mojej opinii. Wierzcie, niewdzięczna to rola. Wymigać się jednak nie sposób, bo skrzynkę pocztową atakują zmasowane ponaglenia o recenzję i choćby wycinkowe opinie na prywatny użytek pytających. W tym stanie rzeczy jedynym dobrym wyjściem byłaby sytuacja, w której wszyscy trzej badani graliby genialnie i pozostawało jedynie bić brawo ich twórcom. Bardzo bym sobie tego życzył, ale czy tak jest w istocie? Trzeba sprawdzić.
O wybitny audiofilski artefakt, jak wszyscy doskonale wiemy, nie jest łatwo. Dziadostwa, propagandowej grandy i naciągania klientów mamy na kopy, a zadowolonych z pierwszego zakupu nabywców, jak na lekarstwo. Któż w przeciwnym razie zapełniałby audiofilskim fora prośbami o radę i kupował pisma audio? Odpowiedzią na zalew przemysłowej tandety są konstrukcje zapaleńców-indywidualistów, mające stanowić namacalny dowód, że można nie ponosząc horrendalnych kosztów usłyszeć brzmienie piękne, sycące audiofilskiego ducha.
I właśnie trzy takie przykłady indywidualnej inwencji dotarły do mnie i czekają na werdykt, a sprawa jest tym ciekawsza, że dają one zarazem niejaki przekrój tego rynku. Najdroższy z nich jest bowiem ponad trzy razy droższy od najtańszego, a środkowy lokuje się z szerokimi bocznymi marginesami pomiędzy nimi, będąc dwa razy droższym od najtańszego i półtora raza tańszym od najdroższego. (Ech, ta arytmetyka.)
By móc dokonać właściwej oceny zrobiłem użytek z posiadanych przez siebie konstrukcji firmowych, wkładając niejako w ich nawias recenzowane urządzenia. Dolny skraj stanowił znany i dobrze oceniany przez fachową prasę Pro-Ject Head Box, który kosztował mnie swego czasu ponad siedemset złotych, a audiofilskie wzorce wytyczał tuningowany ASL Twin-Head, wart po przeróbkach ponad dziesięć tysięcy, czyli przeszło pięć razy tyle, co najdroższy z testowanych.
W teście wzięły też udział oba moje odtwarzacze CD: stareńki, ale niewątpliwie reprezentatywny dla licznej rzeszy mniej zamożnych audiofili Sony 222ES, oraz grający dźwiękiem z co najmniej pogranicza, a jeśli traktować serio gazetowe standardy, to nawet z głębokiego wnętrza high-endu, tuningowany Cairn Soft Fog V2. Za interkonekt posłużył zaś pożyczony od Audio Systemu Fadel Reference One, będący niewątpliwie kablarskim osiągnięciem najwyższej klasy, o zgodnej z nazwą referencyjnej rozdzielczości, neutralności i swobodzie gry.
Trzeba jeszcze zaznaczyć, że wzmacniacze Piotrka i Stefana przybyły wprost od ich twórców, natomiast dzieło kolegi Paradoxa pojawiło się bez zgody autora i niejako podstępem, uknutym przeze mnie i zasiedziałego posiadacza - kolegę Inżyniera. Wypada też nadmienić, że z kolegą Paradoxem mamy niejako na pieńku, co w imię obiektywizmu trzeba mieć na uwadze.
A teraz do rzeczy.
Opis przedstawię w kolejności od najtańszego do najdroższego, czego w żadnym razie nie należy utożsamiać z jakością, chociaż najczęściej w praktyce tak właśnie bywa. Czy jednak i tym razem, to się dopiero okaże. Zatem recenzencie - do dzieła.
FORUM II - wzmacniacz słuchawkowy autorstwa Piotrka608
Wzmacniacze Piotrka są znane od dawna i bez wątpienia cenione. Forum I został wyprodukowany w bardzo pokaźnej jak na tego typu konstrukcję ilości i cieszy się renomą bardzo udanego słuchawkowego akceleratora. A jego następca? Dopiero co się pojawił, wzbudzając wielką ciekawość - oczywiście także i moją. Zaznaczam na wstępie, że jego poprzednika nie dane mi było słuchać, toteż pod tym względem nie mam żadnego punktu odniesienia. Nowy model jednakże przybył, jest i gra.
Powiedzmy sobie szczerze - przybysz wygląda siermiężnie. Czarne metalowe pudełko rozmiarów normalnego klocka nie może cieszyć wzroku urodą. Nie jest wprawdzie szpetne i stoi na ładnych, srebrnych nóżkach, niemniej ogólnie rzecz biorąc prezentuje się raczej topornie, aczkolwiek jest bardzo solidne i waży swoje. Tu na pewno nie płacimy za pustą przestrzeń i parę kabli. Jeden wtyk, jedna para wejść RCA, twardo chodzące pokrętło potencjometru i na plus zapisany podpinany kabel zasilający. Zwyczajnie, oszczędnie, skromnie, ale z wielce obiecującym bogatym elektronicznym nadzieniem. Jest wszakże i coś w zamian owej estetycznej skromności, i to coś, co tygrysy, zwłaszcza te młode, ogromnie lubią - niezwykle niska cena. Wchodzimy w posiadanie już za 600 zł! Wiem, zawołacie - można jeszcze dużo taniej! Fakt - można, ale pytanie, czy warto?
Powiedzmy sobie szczerze po raz kolejny - z tą jego aparycją, zwłaszcza w porównaniu z pozostałymi dwoma, to mi się go słuchać za bardzo nie chciało. Skromny taki, a ubogim krewnym, jak wiadomo, poświęca się mało uwagi. Lecz nadeszła i jego pora, i podpięty został, i zagrał, i ja z lekka naonczas zbaraniałem. To można tak grać za 600 zł? Aż się nie chce uwierzyć. Ale po kolei. Najpierw go podpiąłem do Sony i od razu usłyszałem, że gra dużo lepiej niż wejście itegry, dla którego mam naprawdę spory szacunek. Postanowiłem w tej sytuacji nie tracić czasu i od razu uprzytomnić sobie, jakie w tej skrzynce drzemią możliwości. Zatem Cairn, zatem Fadel, zatem podrasowany stabilizatorem, UPS-em i audiofilską listwą prądzik - no i jedziemy.
O, ba! Ależ to przygrywa. Przede wszystkim dźwięk jest pięknie wypośrodkowany, całkiem tak samo jak w niedawno opisywanym wzmacniaczu Q-Audio i prawdę powiedziawszy mam poważne wątpliwości, czy w ślepym teście umiałbym te urządzenia odróżnić. Jedyna odmienność, którą udało mi się w tym niebezpośrednim porównaniu wychwycić, to o szczyptę ostrzejsza w Forum góra, wcale jednak przez to nie gorsza, tylko nieco inna - dosadniejsza. Całościowo rzecz ujmując brzmienie Foruma jest zaś bardzo klarowne i bezpośrednie. Uprzedzając fakty powiem od razu - z wszystkich trzech najbezpośredniejsze.
Ponieważ Piotrek o to prosił, przemógłszy wrodzone lenistwo (z najwyższą niechęcią) dokonałem bezpośredniego porównania jego dzieła z Head-Boxem. Z góry wiedziałem, jak to się skończy, bo wejście integry jest od Head-Boxa bezdyskusyjnie lepsze, ale niech tam. Chce chłopak, niech ma! Powiem zwięźle: nie ma o czym gadać; na Forum jest lepiej pod każdym względem o klasę albo dwie. Jest życie, jest bezpośredniość, jest otwartość, lepsza barwa, dynamika, polot, emocje, zwartość brzmienia, przestrzeń. Skulony Head-Box odmaszerował do kąta i niech go już więcej nie słyszę.
Teraz pora przejechać się po słuchawkach. Zaczynam znowu od cenowego dołu, czyli Sennheisera HD 600, a w napędzie ląduje pięknie nagrana płyta "Traditional Gipsy Flamenco".
Świetnie jest. Rozlega się wyśmienite brzmienie gitary, ze strunami, z pudłem i przede wszystkim z werwą. Znakomita szybkość, rozdzielczość i barwa. Ten Fadel, że przy okazji napomknę, to jest naprawdę facet. Rysuje tak wyraźnie, że aż serce z radości skacze. Że też nie ma takich IC-ków za przytomniejszą kasę.
Także wrażenie wizualizacji, jak na Sennheisery, okazuje się dzięki Forumowi naprawdę silne, a czystość dźwięku bardzo duża, chociaż jeszcze nie perfekcyjna.
Zakładam HD 650. Pojawia się nieco łagodniejsze brzmienie, a co za tym idzie większa odporność na przesterowania, o które na grającej właśnie płycie wyjątkowo jest łatwo. Wyższe ofertowo Senki grają bardziej relaksująco, a góra mniej jest dosłowna. Brzmienie okazuje się odrobinę bardziej przymglone i jakby nieco jednak przybrudzone. Ja wolę to z HD 600, ale rzecz gustu.
No i na koniec Grado RS-1. Och, ależ Forum je kocha! Od razu pojawia się większa otwartość i czystość - teraz to już niemal wzorcowa - oraz całkowita odporność na przesterowania. Granie staje się naprawdę piękne i trudno się od niego oderwać. Ssie. Ssie jak nie wiem.
Zmieniam płytę na "Themes" Vangelisa. Uwielbiam drugi utwór z tego krążka, przepojony wszechobejmującą tęsknotą. (Żona twierdz, że Vangelis to w ogóle nie jest muzyka, ale ja wiem swoje, a ona niech sobie słucha swojego jazzu i Sinatry.) Zostawiłem na głowie Grado i lecę. Lecę dzięki Vangelisowi hen ponad światem i czuję żałość za okolicami, do których dolecieć nigdy nie zdołam i tymi, które poznałem, lecz które już przeminęły. A wzmacniacz Piotrka niesie mnie i uskrzydla me Grado i razem podróżujemy poprzez te tęskne pejzaże, samotni i wzniośli.
A kiedy tak lecimy czuję też, że dysponuję technicznym zapleczem tych uczuć, zdolnym porywać i uwznioślać, którego wzmacniaczowa cząstka kosztuje tylko 600 zł. - I to mnie zadziwia.
Słuchałem jeszcze wielu płyt, ale za każdym razem historia się powtarzała, nie ma zatem powodu rozmieniać się na drobne i śmiało można przejść do konkluzji na zasadzie uogólnień.
Forum II lubi Grado i współpracuje z nimi przepięknie, ale Sennheisery też do niego pasują. Wyobrażam sobie, że nie gorzej będzie z Bayerdynamikami, z AKG i z wszystkim innym, co się ubiera na głowę.
Wzmacniacz gra szczegółowo, dźwiękiem otwartym, czystym i bezpośrednim. Ma solidny bas, piękną średnicę i górę z nutką pikanterii, którą ja osobiście lubię. Jego rodowym zawołaniem jest bezpośredniość. Zmierza do celu najprostszymi środkami, ukazując muzyczny spektakl w żywych, dynamicznych i wyrazistych kształtach. Nie zwalnia, nie myszkuje, nie goni za akcydensami, tylko całym sobą wchodzi w granie, czyniąc je radosnym obcowaniem z muzyką. Szczegółowość, niemniej, raz jeszcze podkreślę,ma znakomitą i nie można tego przeoczyć. Resztę doczytacie sobie w recenzji wzmacniacza Q-Audio, bo te urządzenia są bardzo dźwiękowo zbliżone.
Na koniec sprawa estetyki obudowy i ewentualnych upgradów. Zacytuję list Piotrka:
"Niestety obudowa Foruma jest jaka jest i inna nie będzie, nie jestem w stanie wykonać ładniejszej. Dla mnie to temat nie do złamania.
Ewentualny tuning to już nie problem; koszt nie jest znaczny, po prostu trzeba wstawić 32 kondensatory Panasonic FC po 8 zł sztuka i do tego 4 dodatkowe MKT po 6 zł. Ewentualnie zmienić jeszcze 4 rezystorki, ale to koszty rzędu kilku groszy...W akcie desperacji można też wymienić przewody sygnałowe z płytki do gniazdka słuchawkowego na miedź w teflonie. Koszt żaden, poprawa dźwięku może jest, za to nastrój audiofila poprawia się znacznie."
Doprawdy żałuję, że ta obudowa jest nie do przejścia. Z ładniejszą byłby Forum prawdziwą audiofilską perełką. Ale nie jest źle, nawet ogólnie bardzo dobrze, bo przecież chodzi tak naprawdę o brzmienie. Niemniej ta złota na zdjęciach w necie wygląda lepiej, więc może taką?
Rozmawiałem o tych obudowach z Darkiem Kuleszą i oczywiście nie ma sprawy, takie choćby "Kęty" mogą wykonać każdy model, wszakże pod jednym warunkiem - zamówicie kilka tysięcy sztuk. Ot, drobnostka. Pytałem też o stolarzy. Podobno nie chcą, bo wolą robić drogie meble. A małe warsztaty dawno już temu padły ofiarą rewolucji ustrojowej. Dobrze je pamiętam, nawet w Wieliczce był taki - tokarki, frezarki, prasy. Zrobili co chciałeś. W tym lokalu gdzie był jest teraz sklep z obuwiem. Gdzieś w kraju pewnie jeszcze się jakiś ostał. Może ktoś słyszał? Są też w Krakowie takie na przykład "Zakłady Obróbki Skrawaniem"; muszę kiedyś do nich zadzwonić, może oni? Ale pewnie też będą chcieli minimum kilka tysięcy...
O wzmacniaczu Piotrka powiem jeszcze na zakończenie, że wzorcowo potwierdził to, co napisałem kiedyś w recenzji słuchawek Grado i Sennheiser, której podstawą były odsłuchy na wzmacniaczu Twin-Head. To chyba o czymś świadczy, nieprawdaż?
AMADEUS - wzmacniacz słuchawkowy autorstwa StefanaB
Miedziana plakietka na froncie obudowy dumnie ogłasza: "Dual Monoaural Class A AMADEUS Carefully Handkrafted Headphone Amplifier. Nos Topology."
Robi wrażenie, no nie? Reszta też. Wielka obudowa, elegancko na czarno polakierowana, z dwoma wejściami RCA przełączanymi skobelkowym przełącznikiem i z ostro świecącą niebieską diodą pracy oraz dwoma pokrętłami potencjometrów, przywołującymi natychmiast wspomnienie Vincenta. Krótko mówiąc - kawał byka: ciężki, wielgachny, solidny i w dodatku estetyczny.
O istnieniu tego wzmacniacza nic nie wiedziałem. Poinformował mnie, że jest taki, kolega Gutekbull w prywatnej rozmowie, zaznaczając, iż miał go u siebie i jest pod wrażeniem, i czy ja bym ewentualnie też nie posłuchał. Pewnie, że bym posłuchał, ja bym miał nie chcieć posłuchać wybitnego słuchawkowego wzmacniacza? Powołując się na Gutka napisałem tedy do konstruktora Stefana, który nic nie miał przeciwko takim posłuchom, a to tym więcej, że dysponował właśnie egzemplarzem, który i tak do Krakowa miał jechać na odsłuch do potencjalnego klienta. Rada w radę, wymiana adresów, kurier i już mam wzmacniacz u siebie.
Także jego podpiąłem najpierw do synowskiego Sony, bo syn sępi i już się do Darkulowca zdążył przyzwyczaić, skutkiem czego własna integra mu nie w smak, a ja jak raz roboty masę miałem i ledwie się na odsłuch Staxa dałem radę wyrwać. Niemniej nowoprzybyłego chwileczkę posmakowawszy zdążyłem zauważyć, że smakuje smakowicie nadzwyczaj.
Ale teraz czasu mam sporo i mogę sobie smakować niemal do woli. Podpinam przeto klienta w miejsce Foruma i co słyszę? Słyszę, że gra bardzo wyrafinowanym i wciągającym dźwiękiem. A powiedzmy sobie jeszcze zawczasu jedną rzecz bardzo istotną, mimo wielkich rozmiarów, wyszukanej architektury i eleganckiego wykończenia wzmacniacz wcale nie jest drogi. Stefan życzy sobie za niego jedynie 1300 zł.
Drodzy moi, ten wzmacniacz, mimo iż tranzystorowy, gra lampowym dźwiękiem. Lampowym jak wszyscy diabli. Jest ciepło, gładko, pieniście, bogato, nie bez sporej dawki słodyczy i oczywiście całej góry emocji. Dźwięk zachwyca od pierwszego taktu i jak na "za 1300" jest rzeczywiście wspaniale. Obraz muzyczny stoi na solidnym basie, a brzmi barwnie, głęboko i ma niezawodny chwyt za serce. To jest, obrazowo mówiąc, słoneczna strona ulicy w piękny, letni dzień; bez upału i z lekkim wiaterkiem. W aspekcie barwowym urządzenie jest z całą pewnością hi-endowe. Ale i w aspekcie emocjonalnym o hi-end niewątpliwie się ocieramy, bo grzeje nam duszę jak piec kaflowy w mroźne wieczory. Gdyby jeszcze Stefanowi udało się odrobinę podciągnąć szczegół, nie tracąc przy tym żadnego z już posiadanych walorów, oraz posłuchawszy wzmacniacza Forum, przenieść na swój teren tego rodzaju spontaniczną bezpośredniość, to byłby to bez wątpienia nadzwyczajny wyczyn. Ale i tak jest nadzwyczajnie, a już zwłaszcza w muzyce jazzowej. Puszczony z niego na nauszniki Grado pomnikowy dla tego gatunku "Kind of Blue" zabrzmiał po prostu fenomenalnie. Wsłuchiwałem się i nie mogłem uwierzyć - otaczali mnie żywi muzycy, a saksofony, instrumenty perkusyjne i trąbka Milesa grały zachwycająco. Nic, tylko słuchać i słuchać. Czysty jazz...
No tak, podsumowanie właściwie już mamy, ale trzeba jeszcze przywołać na świadków inne odsłuchowe szczegóły.
Powróćmy w takim razie do płyty "Traditional Gipsy Flamenco", której wczoraj słuchałem na nim bezpośrednio po wzmacniaczu Piotrka. Po przejściu na Stefana słychać większą kulturę, a brzmienie staje się bardziej miękkie, słodsze i większe. Przestrzeń, która w wykonaniu Foruma idzie prosto przed siebie, tutaj rozlewa się szeroko na boki, jakby chcąc dać niezbity dowód, że mamy do czynienia z afiszowanym na froncie "dual mono", a kanały nigdzie się nie krzyżują. Każdy, panie, sam sobie i ma nawet swój potencjometr…
Przejedźmy się teraz po słuchawkach.
Sennheiser HD 600, a chwilę potem i jego brat, udowodnili, że to stefanowe brzmienie bardzo im odpowiada. Taki trochę zakochany w sobie, wypatrujący muzycznych smaków i omiatający bardzo szeroką przestrzeń dźwięk, to na pewno coś dla nich. Słuchawki te nie mają wszak wybitnego drajwu i muszą to kompensować czymś innym. No a niejaka niemrawość sprzyja spokojnemu wędrowaniu i podziwianiu pejzaży. HD 600 ma od brata dźwięk twardszy i bardziej neutralny, co ja, jak już wiele razy mówiłem, wolę. Amadeus wspaniale natchnął jednak i audiofilskiego ducha misiowatych cokolwiek z natury HD 650. Napełniwszy ich mrukliwą osobowość tęczą barw i wielką przestrzenią, uczynił im niewątpliwie wielką przysługę. Tak więc różnica pomiędzy Sennheiserami a Grado nie jest na tym wzmacniaczu taka dobitna, chociaż Grado oczywiście wypadają znacznie lepiej. Zaryzykuję nawet tezę, że ze wzmacniaczem Stefana Sennheisery grają lepiej niż z Cayinem HA-1A, a już zwłaszcza 650-tki. Ten "lampowy" tranzystor w większym stopniu niweczy ich przymglenie, niż tamta prawdziwa lampa.
Przestrzenność Stefana, nieco, przyznajmy, sztuczna, jako że separacja kanałów może ciut za daleko tutaj jest posunięta, pięknie uzupełniła naturalną przestrzenność HD 650 w muzyce symfonicznej. Gdyby nie to, że barwy instrumentów są na Grado dużo prawdziwsze, a wokale lepsze o klasę, to można by nawet myśleć o zaliczeniu tych słuchawek do jednego poziomu.
Względem dwa razy tańszego konkurenta "ulubieniec boga" pokazał zaś nie tylko większą kulturę, ale i ciekawszą wokalizę. Brzmienie ludzkiego głosu jest w nim piękne i strojne, i właśnie o tę strojność ciekawsze. W zamian Forum ma twardszy bas, co basowi, jak wiadomo, bardzo na dobre wychodzi. Napisałem sobie podczas odsłuchów, że dźwięk Foruma jest jak wykuty z metalu, a Amadeusa, jak wyrzeźbiony z alabastru. Ten pierwszy jest zatem bardziej praktyczny i grotem trafiający w serce, a drugi ma bogatszą fakturę i jakiś taki wewnętrzny blask. Jest cieplejszy, słodszy i bardziej wyrafinowany, ale mniej męski.
Należy jeszcze koniecznie dopowiedzieć, że na lepsze źródła wzmacniacz Stefana niebywale jest łasy, o wiele bardziej, niż dwa pozostałe.
Podsumowując: ogromnie mnie ten Amadeus zaskoczył (podobnie jak wcześniej Forum), chociaż po doświadczeniach z Audio Dynamikiem i Q-Audio, takie pisanie, to już trochę oklepana rutyna. Niemniej radością napełnia mą duszę fakt, że koledzy konstruktorzy tak dobrze sobie radzą i że nie muszę ich besztać.
Amadeus jest nade wszystko zjawiskowo muzykalny i jeśli ktoś sobie właśnie ten walor szczególnie ceni, to musi się z nim zapoznać. Zabawne, ale jak na jego przykładzie wyraźnie widać, urządzenia zaopatrzone w podwójny potencjometr wcale nie muszą być ostre. Nie mam nawet cienia wątpliwości, że dzieło Stefana stanowi skrajne przeciwieństwo ostrego i niemuzykalnego Vincenta.
A skoro już jesteśmy przy tym nietypowym potencjometrze, jedna uwaga. Pewną wadą, którą, jak sądzę, Stefan może łatwo usunąć, jest zbyt lekka praca pokręteł. A że jego wzmacniacz, tak samo zresztą jak i Forum, ma potężny zapas mocy, można przeto niechcący zawadziwszy o gałkę oberwać w ucho rozsadzającego mózg kopa. To trzeba koniecznie poprawić, tym bardziej, że małe i bardzo miękko chodzące pokrętła utrudniają precyzyjne ustawienie głośności, co tym jest trudniejsze, że przecież trzeba ustawić równo oba kanały. Na tle całości to jednak nieistotny drobiazg. Całość jest po prostu znakomita i gotowa do pokochania.
PARADOX - wzmacniacz słuchawkowy autorstwa Paradoxa
Jak już wiecie z konstruktorem tego wzmacniacza mam nieco na pieńku, toteż siłą rzeczy podchodzę do jego wyrobu trochę jak pies do jeża. O co tak właściwie poszło? Kolega Paradox zarzucił brak fachowości moim ocenom, ale ma przecież w najoczywistszy sposób święte prawo do takiego stawiania sprawy. Ja wszak wcale nie pretenduję do narzucania swojej opinii wszystkim, czy nawet choćby tylko jakiejś części audiofilskiej społeczności. Piszę jak słyszę, starając się być na miarę swych możliwości rzetelnym - i nic ponad to. Nie jestem ani muzykiem, ani inżynierem elektronikiem, ani też muzykologiem, czy nagraniowcem. Krótko mówiąc, nie posiadam żadnych kwalifikacji. Czysta to w takim razie amatorszczyzna. Dawno temu znałem wprawdzie zapis nutowy i potrafiłem co nieco grać na gitarze, ale to było 30 lat temu i teraz mogę najwyżej zagrać komuś na nosie. - Wszelako na prośbę, by zechciał mi wskazać miejsca, w których jego zdaniem pobłądziłem, kolega Paradox odpowiedzieć nie raczył, a to już nieco jest podejrzane, czyniąc jego zarzuty gołosłowiem. Być może tylko nie chciał sprawiać mi przykrości, ale ja się za niego nie będę tłumaczył. W każdym razie jakaś doza nieufności pomiędzy nami narosła i pozostała. Napisałem nawet, iż w tej sytuacji sprawę opisu jego wzmacniacza uważam za ostatecznie zamkniętą, aliści życie przekornym jest. Zaraz następnie zgłosił się bowiem do mnie weteran naszych słuchawkowo-wzmacniaczowych wojen - kolega Inżynier - który jest posiadaczem stale ulepszanej przez siebie we współpracy z konstruktorem topowej wersji paradoxowego wzmacniacza. Kolega Inżynier zapragnął ni mniej, ni więcej, tylko abym ten jego wzmacniacz opisał, bo wprawdzie zdania o nim zmieniać nie zamierza, ale, jak to ujął, moje recenzje "przyjemnie się czyta". Mile połechtany tym komplementem (zawsze lepszy niż żaden), na fali wywołanego tym dobrego humoru przystałem na ów zamysł, i tym sposobem uknuliśmy z Inżynierem antyparadoxowy spisek, niepomni faktu, iż sam konstruktor poddawać się moim ocenom nie zamierzał. A że kolega Inżynier posiada cenny zwyczaj wywiązywania się z branych na siebie zobowiązań, przeto w czasie obopólnie ustalonym wzmacniacz PARADOX zawitał w me skromne progi.
Zanim przejdę do opisu tego, com usłyszał z jego słuchawkowych gniazdek (dwa ma takie), pozwolę sobie na małą inwokację technologiczną.
Tak, wiem, w przypadku obu pozostałych tego nie zrobiłem, a to z tego prozaicznego powodu, że nie jest to moją domeną. Niemniej bardzo zgrubne opisy techniczne wszystkich wzmacniaczy oraz obszerny komentarz jednego z twórców zamieszczę na końcu recenzji, tu natomiast chciałbym się skupić na czymś innym.
Otóż w trakcie sporu wokół paradoxowego wyrobu zaistniała kwestia, czy jest on zmodyfikowaną, ulepszoną wersją dobrze znanego wzmacniacza Musical Fidelity V3, czy też nie. Nie wchodząc w szczegóły napiszę, iż moim niefachowym zdaniem tak właśnie jest. No chyba, że wzmacniacz Paradoxa i MF V3 są klonami jakiegoś ogólniejszego schematu. W każdym razie wewnętrzna architektura obu wzmacniaczy jest tak podobna, że nic innego raczej nie wchodzi w rachubę. Tu jednakże pojawia się kwestia kolejna - ja mianowicie wzmacniacza MF V3 słuchałem, i to w niebagatelnym zestawieniu, bo z odtwarzaczem Krell SACD Standard, po kablu Audioquest Panther i ze słuchawkami Grado RS-1. Można sobie wieszać psy na tym Krellu, czego niektórzy (łącznie ze mną) nie omieszkali zrobić, ale jest to na pewno bardzo solidne źródło, a kabel Audioquesta też należy do bardzo porządnych, że o Grado nie wspomnę. Zatem warunki MF miał naprawdę niezłe. I co? No i zagrał bardzo przyzwoitym, ale na pewno nie imponującym dźwiękiem, czego potwierdzeniem jest całkowicie niezależna od mojej fachowa opinia kolegi Petera Daniela, którą zechciał się ze mną podzielić w zamierzchłych czasach, kiedy to jeszcze rozmawialiśmy ze sobą. (Z przyczyn mi nieznanych kolega Peter już się do mnie od pewnego czasu nie odzywa. Wielka szkoda.) W każdym razie zdaniem Petera MF V3 to zwykły średniak; przyzwoity, lecz nic poza tym. Tak więc zarówno w jego fachowej, jak i w amatorskiej mojej opinii, MF V3 nie zasługuje ma miano choćby tylko przedsionka hi-endu i od obu opisanych już wzmacniaczy z całą pewnością jakościowo nieco odstaje. Dobrze pamiętam, że jakieś pół godziny przed jego odsłuchem słuchałem Cayina HA-1A napędzanego kilka razy tańszym od Krella odtwarzaczem Ushera po najtańszych bodaj kablach Tary - i grało to dużo lepiej. Czy w tej sytuacji ulepszona wersja Musicala może w sposób zadowalający spełniać konkurencyjne względem Forum II i Amadeusa kryteria o wiele droższego wzmacniacza?
By odpowiedzieć na tak postawione pytanie przywołam dwa przykłady. W Ameryce działa z wielkim powodzeniem firma o swojsko brzmiącej nazwie Pink Floyd, zajmująca się między innymi modyfikacją MF V3. Zabieg taki kosztuje u nich sporo dolarów, ale w zgodnej opinii tych, którzy z niego skorzystali, przynosi bardzo zadowalające efekty. Nie brak osób wręcz zachwyconych rezultatem. Ale przecież nie trzeba sięgać aż za ocean. Sam jestem właścicielem tuningowanego sprzętu i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że takie zabiegi potrafią dać znakomity wynik. Pomiędzy moim Cairnem a tym ze sklepowej półki, jak już wiele razy pisałem, jest naprawdę wielka różnica. Nie ma zatem fundamentalnej przeszkody stojącej na drodze od MF V3 do high-endowego słuchawkowego wzmacniacza; w każdym razie teoretycznie. Ale i praktycznie rzecz wydaje się całkiem prawdopodobna. Przecież kolega Inżynier nie jest słuchawkowym pierwszakiem i, co więcej, gościł jakiś czas temu u siebie mojego T-H, grającego wprawdzie wówczas dalece gorzej niźli obecnie, niemniej niewątpliwie o niebo lepiej, niż MF V3. Na podstawie przeprowadzonych odsłuchów Inżynier stwierdził wówczas, że wzmacniacz Paradoxa jest wprawdzie od T-H słabszy, niemniej w stopniu umiarkowanym, przy czym jednocześnie w bezpośrednim porównaniu okazał się lepszy od Foruma I (dostarczonego przez Arka67) oraz wzmacniacza Q-Audio, którego dawniejszej wersji kolega Inżynier jest posiadaczem. A trzeba dodatkowo mieć jeszcze na względzie, iż od tamtego czasu inżynierowy Paradox uległ istotnym modyfikacjom.
Zatem wielka niewiadoma - tak to przed odsłuchami widziałem.
Nagadałem się co niemiara, niemniej chciałem zdać wyczerpującą relację z zaistniałego stanu rzeczy.
Przechodząc do konkretów zacznę tradycyjnie od opisu zewnętrznego. W zasadzie wiecie, jak to się przedstawia, bo są na forum stosowne widoki, niemniej napiszę, iż pod względem wykonania, przy całym szacunku dla staranności Amadeusa, Paradox ma się najlepiej. Jest zgrabny, elegancki, masywny i perfekcyjnie wykończony. Panel czołowy wykonano z drapanego aluminium, a na nim dominują dwa budzące sympatię wielkie pokrętła. Delikatnie temu przyświeca niebieska dioda pracy, a masywne nóżki podtrzymują całość, względem której z pewnością nikomu by nie przyszło do głowy, że nie jest to wyrób profesjonalnej firmy. Z tyłu mamy trzy pary wejść RCA, a z przodu dwa wyjścia dla słuchawek, niemniej gdy korzystamy z obu naraz dźwięk przycicha. Nie ma funkcji przedwzmacniacza, za to jest zdalne sterowanie głośności pilotem. Technicznie rzecz biorąc to oczywiście, tak jak MF V3, hybryda z wyjściami na parze lamp ECC88.
Za wzornictwo i wykonanie należy się bez wątpienia piątka z plusem i tylko Audio Dynamik był pod tym względem nie gorszy, a konstrukcyjnie rzecz biorąc - z uwagi na symetryczność całego toru - to nawet lepszy. W każdym razie póki co najwyższa cena Paradoxa znajduje pokrycie w faktach i nie ma się czego czepiać. No ale, jak już wiele razy pisałem, nie wygląd jest najważniejszą rzeczą.
Pora zatem zrelacjonować odsłuchy, co, niestety, okazało się dalece nieproste.
Jest bowiem tak, że wzmacniacze Forum II i Amadeus grają wprawdzie odmiennie, niemniej w gruncie rzeczy dosyć podobnie: dźwiękiem bliskim słuchaczowi i raczej lub (w drugim przypadku) nawet bardzo ciepłym oraz emocjonalnie w obu przypadkach zaangażowanym. Natomiast wzmacniacz Paradox gra od nich odmiennie - i w gruncie rzeczy, bardzo odmiennie.
Kiedy pierwszy raz go usłyszałem był tak jak pozostali podpięty do Sony, a odczuciem, które wówczas mi się objawiło, była niejaka ambiwalencja. W żadnym razie nie było to, jak w dwóch wcześniej opisywanych przypadkach, radosne zaskoczenie. Zaskoczenie - tak, ale zaskoczenie swego rodzaju dwuznacznością tego, co słyszę. Z czego to wynikało? Ano z tego, że do Paradoxa nie wchodzi się jak do rzęsiście oświetlonej sali balowej, gdzie gra orkiestra i słychać śmiechy uczestników zabawy. Nie jest to także słoneczna strona ulicy, do której przyrównywałem brzmienie Amadeusa, ani dźwiękowa zawadiacka prostolinijność Foruma. Paradox gra z pewnym dystansem, chłodnym, analitycznym spojrzeniem obrzucając podany mu dźwiękowy materiał. Jest jak nieco zimniejszy dzień, ale z dostrzegalnie czystszym powietrzem. I dlatego nie ma mowy o rzucaniu mu się na szyję - to nie jest ten typ prezentacji. Czy gra wobec tego źle, albo w każdym razie gorzej od dwóch pozostałych? - Na całe szczęście nie.
To co teraz napiszę jest wynikiem odsłuchu z Cairnem i po kablu Fadela. Na początku przedstawię jak gra z podstawowymi dla niego lampami ECC88 Elektro Harmonix Gold, w które wyposaża go producent i z którymi przysłał mi go Inżynier.
W Paradoksie pierwszoplanową sprawą okazuje się kultura. Jest bardzo wysoka. Sprzyja jej lekko ochłodzona, niemniej przyjemna barwa oraz bardzo, naprawdę bardzo spójna scena. Scena ta jest raczej wąska (zwłaszcza względem Amadeusa), natomiast idzie daleko w głąb i jest znakomicie zorganizowana. W ślad za tym pojawia się oczywiście wyśmienita, całkowicie wolna od sztuczności, stereofonia. Pasmo Paradox ma wyrównane, a jego dół wyraźnie zaznaczony, krótki, zwarty i mocny. Prezentacja całości z wyraźnym akcentem na precyzję i spokój, pozbawiona wyczuwalnych ograniczeń. Zero w tym jest podbarwień, nie ma narzucającej się spektakularności ani sztucznego patosu - jest bardzo dokładnie i konkretnie, jakby z nutką nostalgii i w pewnej perspektywie.
W efekcie wchodzi się w to wszystko pomału, niemniej z czasem robi się coraz przyjemniej. Świat Paradoxa otwiera się powoli, ale kiedy się już otworzy, potrafi zaimponować.
Przejdźmy w takim razie do konkretnych płyt i poszczególnych słuchawek.
Ubieram HD 600 i puszczam "Kind of Blue".
Objawia się brzmienie czyste, eleganckie, nie pozbawione emocji, a przy tym bardzo szczegółowe i pod tym względem, to nawet wybitne. Poziom ogólny jest bezdyskusyjnie wysoki i tylko brakuje nieco bezpośredniości.
Zakładam HD 650.
Dźwięk się cofnął i stał oszczędniejszy barwowo, cichszy, czy może raczej mniej dosadny i odrobinę mniej szczegółowy. Złagodniał, podążając ku relaksowi. Scena podobna, tylko trochę dalsza i mniej rozciągnięta na boki. W sumie jest nieco mniej prawdziwie i mniej bezpośrednio. Kolejny raz w moim odczuciu wygrywa HD 600.
No i Grado.
Teraz jest oczywiście najczyściej, najprawdziwiej i z najlepszą sekcją rytmiczną. Niemniej na wszystkich słuchawkach było bardzo dobrze, a różnice nie okazały się duże.
Zmieniam płytę na Cohena.
Tym razem HD 650 są względem tańszego brata górą, bo wokal zabrzmiał cieplej i w lepszej przestrzeni. Grado oczywiście znowu najlepsze - najsoczystsze, najbardziej ujmujące, ale różnica znów nie jest duża.
W takim razie experimentum crucis - Vangelis i jego "Themes", a z nich "Missing" i Grado, bo tylko one tutaj naprawdę rządzą.
Ten utwór, to dla mnie prawdziwa wykładnia: czy pięknie zabrzmi, czy wzruszy, ujmie, pokaże metafizyczną przestrzeń?
Pięknie zabrzmiał. Subtelnie, harmonijnie, nośnie, szczegółowo. Względem T-H brakuje tylko głębi i potęgi brzmieniowej, no i barwa jest nieco skromniejsza. Ale ogólnie - rewelacja. Coś jednak przy okazji odkryłem, co już wcześniej wiedziałem, a tu wyszło szczególnie wyraźnie. Brakuje zapasu mocy i kiedy podnosimy głośność do poziomu zdolnego nas porwać swoją potęgą, kiedy wszystko w postaci ostatecznej ma się nam nareszcie ukazać, następuje załamanie spowodowane przesterowaniem. To na pewno da się poprawić, a wtedy powinno być extra.
Aplikuję jeszcze "Czarodziejski flet" Mozarta (gdyby ktoś nie wiedział), w bardzo chwalonej kreacji Johna Eliota Gardinera. Tu, niestety, Grado dokopały Sennheiserom w sposób nokautujący, prezentując bezdyskusyjnie wyższy poziom każdego aspektu i nieporównanie bardziej zbliżając nas do wykonawców. Tylko na nich Papageno był prawdziwy i do Sennheiserów po prostu nie chciało się wracać. Ale w muzyce rozrywkowej było Senkom całkiem niedaleko, całkiem, całkiem.
Przyzwyczajony do lampowych kombinacji z góry sobie zakładałem, że Paradoxa pod tym względem porządnie przećwiczę, ale Inżynier ostudził mój zapał. Lampy według niego tkwią w podstawkach niczym trzonowce mamuta w zębodołach i wyciąganie ich to prawdziwa katorga pomieszana z ryzykiem złamania płytki drukowanej i groźbą zniszczenia lampy. Niemniej podumawszy nieco nad pewną niebezpośredniością brzmienia i mając na względzie niejaką banalność procesu wymiany lampy, przemogłem się i zdjąwszy obudowę dalejże działać. Poszło wcale nie tak ciężko, a na pierwszy ogień zaaplikowałem paradoxowej hybrydzie wykwintne E188CC Mullarda, które brzmienie T-H przeistaczają w świetlistą głębinę dźwięków.
Rozczarowanie. Paradox zagrał wprawdzie nieco lepiej, ale jedynie odrobinę, minimalnie ciemniejszym, troszkę żywszym i ciut bliższym słuchaczowi dźwiękiem, o którym można powiedzieć, iż był na samej granicy oczekiwań eksperymentatora na poprawę. Nawet nie wiem, czy bym przeszedł ślepy test. Wkurzyłem się i wpakowałem te badziewne EH do T-H, by sprawdzić, czy przypadkiem nie zwariowałem. Posłuchałem przez chwilę, po czym podmieniłem je Mullardami. Wrogowie muszą jeszcze poczekać, bo jednak nie zwariowałem. Na T-H różnica jest ogromna. O rzesz w dzioba, jak mawiał szef pingwinów (kto wie, w której bajce?) - taki ten Paradox nieużyty? Pchać Tesli już mi się za bardzo nie chciało, bo grają podobnie do Mullardów, tylko cokolwiek gorzej, a poza tym Inżynier je ma i wie, co i jak. Wygrzebałem natomiast z czeluści swej lampowej spiżarni ruskie 6H23 - dość sławne NOS-y, co to były wsadzone do oryginalnego T-H. Może się ten Paradox jednak odetka? No i się odetkał. Zagrało żywiej, bliżej, szczegółowiej i wyraźniej. O tyle lepiej, że aż na wszelki wypadek wpakowałem te 6H23 w miejsce Mullardów swojemu dwugłowemu spaślakowi, lecz tam nie ma zmiłuj, do Mullardów nawet się nie umywają. Ki czort? W sumie guzik mnie to obchodzi i niech się inni nad tym głowią, a ja te ruskie NOS-y Inżynierowi w dowód audiofilskiej przyjaźni sprezentuję, bo u mnie i tak by tylko na półce leżały. W każdym razie poszukiwania lepszego brzmienia poprzez podmianę lamp nie są na Paradoksie skazane na porażkę, niemniej jakiejś zasadniczej poprawy raczej nie należy oczekiwać. Ale kto wie, może Simensy albo Telefunkeny zdołają go przeistoczyć? Lecz może wszystko to jest spowodowane jedynie niedostatkiem mocy, a 6H23 mają tylko większy, jak to mówią lampowcy, gain? (Współczynnik wzmocnienia.) To by sprawę wyjaśniało i otwierało drogę do radykalnej przemiany. Kategorycznie w tej sytuacji zalecam wzmocnić Paradoxa. To jest z pewnością recepta na uczynienie go wzmacniaczem już bardzo wybitnym.
Cóż, pora zbierać owoce odsłuchów i porównań. Dolny zwornik firmowego zawiasu, w który włożyłem trzy opisywane rękodzielnicze wzmacniacze - Head Box - nie jest w stanie sprostać im jakością pod żadnym poza użytecznością względem, toteż możemy o nim zapomnieć. Zwornik górny - Twin-Heada - zostawię sobie na koniec, a teraz skupmy się na wzajemnych relacjach pomiędzy uczestnikami testu. Porównanie Foruma z Amadeusem już się odbyło i trzeba jeszcze tylko oba je odnieść do Paradoxa. Trochę już o tym mówiłem, pisząc że Paradox jest chłodny i analityczny, a tamci ciepli i spontaniczni, przy czym Amadeus w większym stopniu ciepły, a Forum bardziej spontaniczny. Ale coś jeszcze trzeba dopisać. Przede wszystkim, czy warto za Paradoxa zapłacić (w najdroższej, testowanej tu wersji) półtora raza tyle, co za Amadeusa i trzy razy więcej niż za Foruma?
Nie potrafię na to odpowiedzieć. Nie umiem i nie chcę. Coś jednak powiem. Podpiąłem Amadeusa i Paradoxa jednocześnie do Sony, bo tylko on ma dwa wyjścia RCA. Jedno jest wprawdzie regulowane, ale ja nie widzę pomiędzy nimi jakiejś makroskopowej różnicy, jeżeli jest, to marginalna. Zresztą, żeby było uczciwiej, podpiąłem je naprzemiennie i zamieniłem także kablami (Tarą i WdH). Odmienność prezentacji tak dalece w obu przypadkach górowała nad resztą, że te inne kable i wyjścia można spokojnie zignorować. Poprosiłem następnie żonę i syna, by się wypowiedzieli. Przełączenia to tylko kwestia kilkusekundowego wyjęcia i włożenia wtyku słuchawek więc lepiej już być nie może. Żona zdecydowanie wybrała Amadeusa, jako dźwięk bardziej naturalny i spektakularny. Syn natomiast uznał wyrazistszą artykulację i prawdziwszą scenę Paradoxa za do jego rockowego repertuaru odpowiedniejsze. Tyle mogę powiedzieć. Foruma już tak nie testowałem, bo chodziło mi jedynie o różnicę stylu, a ten z Amadeusem mają podobny.
Od siebie jeszcze dodam, aby dokładniej zagmatwać sprawę, iż mnie z kolei gitarowa prezentacja flamenco najbardziej przypadła do gustu na wzmacniaczu Forum, a wokaliza Cohena i jazz na Amadeusie. Vangelisa najpiękniej chyba oddał, pomimo pewnego muzycznego dystansu, Paradox.
Pozostaje na sam koniec odnieść kwalifikacje testowanych zawodników do umiejętności T-H. Cóż, ponad pięć razy droższy od Paradoxa i siedemnaście (!) razy od Foruma, dotrzymał kroku Staxowi Omedze; musi, powinien i jest wyraźnie lepszy. Ma dużo głębszy oddech, znamienitszą barwę, potężniejszą dynamikę, a szczegóły lepsze nawet od Paradoxa. Kiedy się go zapuszcza po tamtych odnosimy wrażenie, jakby ktoś po długotrwałych wysiłkach znalazł wreszcie właściwy sposób ułożenia układanki. Wszystko ląduje na swoich miejscach, usensawnia się i wyrazisty, pełen przepychu obraz całości nareszcie w ostatecznej postaci się ukazuje. Dominuje uczucie spełnienia, nasycenia, bogactwa. No właśnie, dobrze mi się powiedziało, dzięki T-H w końcu jesteśmy bogaci. Nie chcę się dalej znęcać, ale i nie mam prawa. Te wzmacniacze grają naprawdę znakomicie i są ze wszech miar warte swojej ceny i waszej uwagi. Chyba, że kogoś stać na Staxa Omegę, to wtedy nie ma się nad czym zastanawiać. Kogo stać?
Dopiszę jeszcze finalną dygresję. Czytałem ostatnio powtórzoną przez jakiegoś amerykańskiego audiofila starą prawdę: Audiofilizm? Zatem jesteśmy w krainie, gdzie mała poprawa oznacza wielkie pieniądze. No właśnie, żeby przejść na pod każdym już względem zadowalający poziom Twin-Heada, czy Staxa Omegi trzeba monstrualnie dużo więcej zapłacić. Ale może ktoś w końcu skonstruuje wzmacniacz słuchawkowy o podobnym potencjale brzmieniowym za rozsądne pieniądze. Kolega Kulesza się odgraża, a ja dobrze mu życzę. Nic nie mam przeciwko temu, by ukazał się na rynku wzmacniacz za powiedzmy dwa tysiące, grający lepiej niż T-H. Synowi od razu bym kupił. Najbliższy temu był jak na razie chyba Tomek Barwiński ze swym Audio Dynamikiem, ale nie mogąc posłuchać jego dzieła na Grado, nie mogę być tego całkiem pewny. A trzej recenzowani tutaj muszkieterowie z pewnością zmierzają w dobrym kierunku i uszli bardzo spory kawał drogi.
No to jeszcze dane techniczne:
Forum II
Tranzystorowy wzmacniacz słuchawkowy z dużą, jak widać na zdjęciach, ilością wewnętrznej elektroniki. W porównaniu z nim Head Box jest w środku pusty. Jedno wejście, jedno wyjście, bardzo duży zapas mocy. Mimo prośby więcej danych Piotrek mi nie dostarczył.
Cena wersji podstawowej - około 600 zł.
Amadeus
Słowo od autora:
• Konstrukcja wewnętrzna to dwa całkowicie niezależne wzmacniacze przez co uzyskano duże tłumienie przesłuchów miedzykanałowych.
• W torze sygnałowym znajduje tylko jeden (na kanał) kondensator-NOS papierowy frako o podwójnej obudowie i dodatkowej, wewnętrznej amortyzacji tłumiącej przenoszone drgania, zbaypassowany kondensatorem 10 000 pF silver mica (NOS), w celu polepszenia przenoszenia wysokich.
• Stopień końcowy pracuje w czystej klasie A i oparty jest o tranzystory końcowe o częstotliwości granicznej 120 MHz f-my Toshiba (alternatywnie Hitachi)!
• Układy wejściowy to Burr-Brown OPA604 kostka z audiofilskiej serii SoundPlus. (po jednej kostce na kanał. Alternatywnie: LT1115, AD797). Użyto pojedynczych wzmacniaczy operacyjnych do sterowania, ponieważ mówi się, że maja praktyczne "wyższe osiągi" od podwójnych i konfiguracja jest wtedy rzeczywiste dual mono. BB wymagają wygrzewania około 1 miesiąca. Zastosowano egzemplarze o ok. dwóch tygodniach wygrzewania.
• Brak typowej potencjometrycznej regulacji głośności, która nawet w przypadku drogich potencjometrów wprowadza szumy. Jest zastosowana mutacja drabinki rezystancyjnej o nazwie "shunt potentiometer". W torze sygnałowym zamiast potencjometru znajduje się tylko jeden rezystor. To rozwiązanie posiada dla inżynierów braki- niezadawalająca charakterystyka impedancji. wejściowej w całym zakresie, ale za to brzmi rewelacyjnie. (Opcjonalnie alps "blue velvet")
• Podwójne zasilacze. Wzmacniacz zasilany jest zaawansowanym układem Dwa transformatory o rdzeniach zwijanych, 50W każdy, ekranowane miedzią (alternatywnie tr. na rdzeniach toroidalnych). Wysokiej klasy kondensatory Gold Roederstein 12szt. x 2200uF. .Łącznie 26 400 uF. Pojemności "składane" są z małych kondensatorów w celu zmniejszenia ESR. Wszystkie kondensatory blokujące napięcie zasilania to foliowe, legendarne NOS Roederstein 1813 (8szt.). Kondensatory bezpośrednio zasilające układ to niskoimpedancyjne Panasonic FM 105stC (4 szt.). Szybkie diody Schottky\'go w prostownikach i 4 stabilizatory monolityczne na niezależnych, potężnych radiatorach, zamykają układ.
• Rezystory zastosowane w konstrukcji są dobierane parami na ok. 0.5% tolerancji. Zastosowano typy NOS uznawane za znakomicie brzmiące. Część r. wyjściowych bezindukcyjnych.
• Wszystkie elementy na płytkach zalane mieszaniną elastycznych polimerów tłumiących drgania.
• Płyta sygnałowa na tulejach z tworzywa tłumiącego.
• W celu eliminacji zakłóceń wszystkie bloki: transformatory, zasilacze i właściwy wzmacniacz są niezależnie ekranowane.
• Japońska obudowa z techniki pro o dobrym tłumieniu elektrycznym i mechanicznym. Dodatkowo wytłumiona wewnątrz rodzajem syntetycznego filcu na podłożu z PVC. Gumowe nogi pro (alternatywnie kolce) .Lakier "half piano lack" kładziony elektronicznie i wypalany w temperaturze paruset stopni. Część montażowa obudowy pokryta lakierem (j.w.) o dużej zawartości miedzi.
• Stare, ponad trzydziestoletnie okablowanie sygnałowe: silver platted w teflonie. Używane kiedyś przez Klein Hummela. Mówi się, ze stare srebro gra lepiej.
• Gniazda RCA toczone, gold platted, no name
• Gniazdo słuchawkowe angielskie, gold platted, NOS pro
• Przełącznik wejść, NOS, silver platted
• Masa, NOS pro, silver platted
• Śruby, tuleje z mosiądzu
Z racji impedancji wyjścia 50 ohm można używać go zarówno z niskoimpedancyjnymi, jak i wysokoimpedancyjnymi słuchawkami. Moc pozostaje mniej więcej jednakowa. Szerokie spectrum rynkowych słuchawek - też jest to jego zaleta. Jako preamp studyjny pomyślany był właśnie tak, by "szedł" na wszystkim, co się podłączy. Nie mówimy oczywiście o super dziwnych wynalazkach.
Ja Amadeusa, który do Ciebie dotarł, odważyłbym się nazwać co najwyżej bardzo przyzwoicie wykonanym preampem, czyli wersją high-end standard plus, ale bez kokieterii.
Do topu możliwości tego projektu brakuje mu sporo. Można jeszcze naprawdę dużo z niego wyciągnąć. Taki egzemplarz już niejednemu co nieco urwał. Ale nie proponuję go do odsłuchów, bo wiem, że większość kolegów poszukuje wyrobów o porządnej relacji jakości do ceny. A oszukiwać nie chcę, jak niektórzy koledzy na reżyserowanych odsłuchach.
Ale poziom jakościowy egzemplarza, który jest u Ciebie, znajduje się blisko spełnienia tzw. złotej zasady minimalizmu i prostoty. To przyjąłem jako jedno z założeń przy budowie. Jest to poziom graniczny ekonomicznego podnoszenia jakości urządzenia. Do osiągnięcia go, wkładane pieniądze bardzo słychać, a później każde 10% jakości, to prawie 100% ceny.
Jako główne założenie przyjąłem zbudowanie w jednej obudowie relatywnie taniego słuchawkowego wzmacniacza mocy z prawdziwego zdarzenia (o nie oszczędzonej, klasycznej konstrukcji) + pasywny preamp, spełniających wymagania stawiane high-endowi przez osłuchanych audiofili. Z prawdziwego zdarzenia, czyli nie na jakichś tanich, biednych prądowo scalaczkach przewidzianych przez projektanta raczej do podsłuchu, niż odsłuchu, co jest często standardem w pre do kilku kilo zł.
Przekroczył natomiast mój prywatny poziom minimum przyzwoitości i mogę się pod nim podpisać bez wstydu. Można powiedzieć, że ma typową sygnaturę, dla całej mojej filozofii budowania brzmienia w oparciu o pewne elementy NOS.
Topologia Nos daje inną muzykalność, choć podnosi, ze względu na problemy ze zdobyciem elementów, koszty. Ja uważam, że warto w nią zainwestować i udaje mi się powoli przekonywać coraz więcej kolegów.
Nie mam przygotowanych wielu wersji. Praktycznie dwie: z pojedynczym, wspólnym zasilaczem i zasilaczami dual mono. Obie oparte na tych samych podzespołach, bo poniżej pewnego poziomu schodzić nie planuję…
Buduję klocki dla radości swojej i tych, którzy wierzą w moja filozofię dźwięku. Uważam więc, że powinno być zrobione to porządnie. Nieuczciwe jest budować wyrób słaby i mamić nie znających techniki ludzi, np. ewentualnością upgradeu, byle zostawił u mnie tyle kasy, ile akurat może. Co niestety jest częste wśród kolegów dity-owców. Niektóre wyroby politechniczne na audiostereo urastają do miana high-endu.
Cena tej mojej zabawki to 1300 (poj. zasilacz) i 1500zł. Zależnie od zasilacza i transformatorów. Cała reszta w tym standardzie wykonania jaki jest u Ciebie.
Ilościowo jest ich niewiele, bo nawet płytki staram się rysować indywidualnie ręcznie pod stosowane podzespoły i bez tego całego komputerowego wydłużania ścieżek.
Do wyboru: kolce, lub gumowe nogi. Lakier: "half piano lack" lub czarny mat strukturalny (jakby trójwymiarowy) - na sprzęcie te kolory podobają mi się najbardziej. Ponieważ korzystam z usług nowoczesnej, profesjonalnej lakierni robiącej dużo do Niemiec, więc praktycznie możliwa jest ogromna gama kolorów.
Autor recenzji od siebie oczywiście nie ma już nic do dodania.
Paradox
Hybrydowy wzmacniacz słuchawkowy na bazie znanego firmowego wyrobu Musical Fidelity V3. Względem oryginału poprawione zasilanie i lepsze podzespoły, w tym sławne kondensatory Black Gate. Zdalnie sterowany potencjometr, dużo większa obudowa, trzy wejścia RCA i dwa wyjścia na słuchawki.
O reszcie niech się wypowiedzą konstruktor i posiadacz.
Ja powiem tylko, że poprawa brzmienia względem oryginału jest bardzo istotna.
Cena wersji "top" - około 2 tys. zł.