Po meetingu jest tak, że ktoś musi zacząć pierwszy... No to garść myśli nieuczesanych na temat Yamamoto HA-02, z kilkudziesięciogodzinnym stażem.
Wygląd: lepszy niż na zdjęciach. Ciemny odcień drzewa różanego, nie taki okrągły kształt jakby się wydawało. Dzięki transformatorom nieco waży jak na swoje gabaryty, choć nie jest ewidentnie ciężki. Nóżki bym mu podkleił przynajmniej jakimś kauczukiem lub filcem, bo są twarde. Lampki napędowe są malutkie, nie dziwne więc, że korzysta z transformatorów wyjściowych. Przełącznik źródeł - można wpiąć dwa na raz - jest w tylnej części "dachu". Jak dla mnie mógłby być bardziej siermiężny. ;)
Dźwięk: spójny, przyjemny, gładki, dobrze wypełniony, raczej jasny. Głównym źródłem przyjemności słuchania jest barwa wyższej połowy zakresu średnicy. Dobrze służy słuchawkom Grado i Creative Aurvana Live! z wymienionym kabelkiem. RS2 grały spójnie, łagodnie i przyjemnie. Na wzmacniaczu Rolandsingera było więcej zróżnicowania przestrzennego, jak i zasięgu samej przestrzeni, większa dynamika, ale mniejsze wypełnienie, nieco kanciasto i nierówno - podkreślam, na RS2. Sprzęt komponowany pod CAL, i tu kanciastości nie słyszałem. Nie porównywałem też z używanym przez właściciela na codzień Acrolinkiem, żeby uchwycić różnice między wzmacniaczami, i wyciągnąć z tego jakieś wnioski dla siebie. Ogólnie, Yamamoto mnie jednoznacznie, pozytywnie zaskoczył. Nie gra samym środkiem, a skraje pasma nie są wcale takie ewidentnie lampowe. Bas mógłby być ciutkę bardziej sejsmiczny. ;) No i nie ma takiego rozmachu w dźwięku, jakim się może pochwalić ASL TwinHead. Jak trzeba, to i szorstka faktura na sopranie może się w HA-02 pojawić, choć tu dobór interkonektu ma spory wpływ. RCA-mini od Yamamoto nie ma takich zapędów, co sprawdziłem w porówaniu z IC DIY na przelotce i dwóch odtwarzaczach iRivera. Tak więc trzeba się liczyć z tym, że Yamamoto nie zlampizuje dźwięku całego systemu całkowicie i ostatecznie. On się wręcz nie bardzo lubi ze źródłami grającymi na technicznie-neutralną stronę. Więcej przyjemności ze słuchania dał analogowo grający przenośny iRiver niż Theta V. DC-1 był jeszcze troszkę lepszy niż grajki przenośne, ale przeskok mniejszy. Śmieszne, ale prawdziwe. Tak na marginesie - nierozgrzana Theta gra koszmarnie. Trzeba jej dać chyba z 20 minut co najmniej po włączeniu. Gdybym szukał źródła do Yamamoto, to poszedłbym w szkołę grania Naima - gęsto, ciężko, z potęgą i kulturą, bez krzykliwości i wyostrzeń.