Pozwolę sobie odświeżyć ten mój wątek, albowiem, jak mawia staropolskie przysłowie, do pięciu razy sztuka!
Przypadkowo trafiłem na opis wzmacniacza Valentine Projektu Nostromo - postanowiłem dać jeszcze jedną szansę producentom i sobie, kupiłem i... nie oddam :-)
To co się rzuca w uszy najbardziej, to dużo lepsza kontrola skrajów pasma w porównaniu z tym, co oferuje dziurka w Denonie 520. Grado 225 wprawdzie tytanem basu nie jest, jednak w paru nagraniach dzięki Valentine aż trochę się tego basu przestraszyłem: urządzenie go nie uwydatnia, ale dzięki poprawie jego punktualności ten zakres robi lepsze wrażenie.
Poza tym dźwięk nabrał większej ogłady, już tak nie męczy przy gęstych i/lub głośnych momentach muzycznych - to pewnie konkretnie zasługa lepszej kontroli sopranów właśnie.
Scena wprawdzie nie uległa powiększeniu w płaszczyźnie poziomej, ale mam wrażenie, jakby było lepiej w pionowej: lepsza możliwość śledzenia poszczególnych grup instrumentów, np. w głośnych tutti orkiestrowych.
Szczegółowość - też chyba na plus. Przytoczę ciekawy przykład. Słucham sobie akustycznego, spokojnego utworu jazzowego. Wstęp solowego fortepianu. Słyszę w tle jakieś szuranie. Trochę nie pasują mi tutaj te miotełki na werblu - myślę sobie - bo ani zbyt rytmiczne, ani pasujące do charakteru muzyki. Po pewnym czasie jednak, eureka! Przecież to dźwięki mechanizmu uruchamianego przez prawy pedał - przy odsłuchu poprzez "dziurkę" nie zwróciłem na nie uwagi.
W kontekście oddania barwy raczej nie zauważyłem wpływu Valentine.
Cóż, mam nadzieję, że te wszystkie pozytywy, które opisałem, nie są efektem działania autosugestii oraz zmęczenia poprzednimi doświadczeniami i podświadomą potrzebą przekonania się w ogóle do idei wzmacniacza słuchawkowego w systemie audio. 100-procentową pewność co do poprawy jakości dźwięku mam jedynie w elemencie lepszej kontroli skrajów pasma. Nawet jeśli realny wpływ Valentine ma miejsce tylko tutaj, to ze względu na przyjazną cenę urządzenia, nie będę go oddawał.
Ciekawy jest też wątek "wzmacniacz a źródło" - czy fakt słyszenia przeze mnie różnicy świadczy dobrze o Valentine czy źle o "dziurce" Denona? I wątek pokrewny, pewnie już nie raz na forach przerabiany: skoro mój wzmacniacz Denon serii 520 jest na oko jakieś 35 razy większy od Valentine, nie można było za jego dziurką umieścić podzespołów porządnie wzmacniających dźwięk słuchawkowy, co wcale nie podniosłoby znacząco ceny wzmacniacza, patrząc na cenę Valentine? Czy tu naprawdę chodzi tylko o takie zjawisko, że dla przemysłu audio im więcej możliwych urządzeń do produkowania, tym lepiej?
Zastanawiam się jeszcze i proszę o poradę, czy w kontekście mojego CD Denon 520, mam jakieś pole manewru przy IC. Obecnie używam QED Performance Audio za ok. 100 zł. Czy lepszy wniósłby coś do mojego "toru"? W brzmieniu cenię przede wszystkim przestrzeń i rozróżnialność planów.