Gigant wyrobił się przed Wielkanocą i dostałem dzisiaj "Membra Jesu Nostri" Buxtehudego w wykonaniu Gardinera. Zespół viol to na tej płycie oczywiście ... Fretwork. To chyba jeden z takich "dyżurnych" zespołów jeśli Anglicy zabierają się za nagranie materiału z udziałem viol.
Refleksje po pierwszym odsłuchu? Olbrzymie kontrasty dynamiczne. W concerto pojawia się potężny chór a po nim kameralne arie. Nagranie Fasolisa pomimo tego że całkowicie oszczędne nie było, to jednak przy porównaniu z Gardinerem można powiedzieć, że do monumentalności ma całe lata świetlne. Gardiner stosuje nieco wolniejsze tempa. Po pierwszym odsłuchu mam wrażenie, że wolniejsze tempo lepiej służy atmosferze skupienia. Jednak w niektórych momentach tempo u Gardinera aż się prosi jednak o odrobinę przyspieszenia (to może po moich dotychczasowych przyzwyczajeniach;)).
Co do głosów. U Fasolisa bardzo podobała mi się Roberta Invernizzi. Myślę, że w jej głosie było więcej emocjonalności a zarazem słodyczy. Podobał mi się bas Carnovicha. Caterina Trogu - gdyby nie interpretacyjna maniera jaką przybrała dla wykonania u Fasolisa mogłaby się także podobać. Jednak stosuje jakieś dziwne falowanie i w dodatku mam wrażenie, że nie potrafi zaśpiewać otwartym głosem (jak np Invernizzi). Coś jakby ją trochę "ściskało za gardło". Nad pozostałymi głosami u Fasolisa przechodzę do "porządku dziennego" choć przyznam, że jeśli te głosy pojawiają się w ariach z partiami trzech śpiewaków to efekty są dla mnie ciekawe. Ale u Gardinera znalazłem także irytujący głos (i to znacznie bardziej niż Trogu u Fasolisa) w I kantacie "Ad pedes". W drugiej arii "Clavos pedum, plagas duras". Moim zdaniem Susan Hemington Jones wykonująca tę partię śpiewa jak uczennica a nie zawodowa śpiewaczka i wydaje mi się, że pojawiały się u niej wyraźne problemy z dykcją. Dla mnie kompletna wpadka.
Muzyka w obydwu wykonaniach moim zdaniem stoi na wysokim poziomie. Jednak u Fasolisa czasem dostrzegam nieco większe zróżnicowanie. Np. w IV kantacie "Ad latus" zagranej przez Sonatori de la Gioiosa Marca i Fasolisa inicjująca kantatę sonata została zagrana szybciej, rytmicznie z wykorzystniem lutni której gra wyraźnie podkreślała rytm i wyszło to moim zdaniem interesująco. Ten sam fragment u Gardinera - zastosowano wolniejsze tempo bez jakiegokolwiek podkreślania rytmu i bez wykorzystania lutni. Jeszcze jeden z framentów - piękna aria (choć wszystkie w tym utworze są piękne;)) z V kantaty "Ave, verum templum Dei". U Fasolisa aria była dobrze zaśpiewana przez Carnovicha, u Gardinera mamy w tym samym fragmencie grupę śpiewaków. Wiele miejsc u Gardinera (poza oczywiście ogólnie dobrym wrażeniem) mnie urzekło. Np. początkowa sonata i concerto z III kantaty znacznie bardziej podoba mi się u Gardinera. Jest tam wrażenie najpierw większego skupienia które ulega potem wzniosłości. Ten początek III kantaty dobrze oddaje ducha samego utworu przypominając, że w utworze mowa o sprawach pozaziemskich.
Wykonanie Gardinera jest inne. Nie sprawiło, że od dziś Fasolis będzie się kurzył na półce. Obydwa są ciekawe i obydwa z równą częstotliwością będą cieszyły ucho tym pięknym zbiorem Buxtehudego. Dodam tylko, że Gardiner jest niewątpliwie znacznie lepiej zrealizowanym nagraniem niż płyta z Fasolisem.
Spokojnych, rodzinnych Świąt wszystkim życzę i ... czas włączyć Gardinera po raz drugi;).