W kategorii "nudne" u mnie znajduje się przede wszystkim twórczość gitarowych onanizatorów: Yngwie Malmsteen, Steve Vai, Joe Satriani. I nawet, jeśli ostatnio mniej się onanizują na gryfie (dwaj ostatni, bo pierwszemu nigdy nie przejdzie), to i tak nadal jest to nudne do potęgi. Czasem im się trafi jakiś lepszy utwór, ale ogólnie to przykro mi się robi jak ich słucham.
Nudny jest też po prostu współczesny pop, który nie wiedzieć czemu stara się skręcać w stronę wokalnych zawijasów, brzmiących jakby wokalistka (zazwyczaj), miała ostry ból brzucha i wściekliznę macicy jednocześnie. Konkretnych wykonawców nie pomnę, w każdym razie jest to chyba to, o czym pisał kolega na poprzedniej stronie - w tle jakaś prostacka melodyjka i obowiązkowo cool beat basowy yo yo elo ziom, a na tle tego dogorywa w konwulsjach melodia, która składa się z samych ozdobników.
Ponadto jest jeszcze taki niezwykle nudny i irytujący twór, który zwie się indie rock. Kuriozum absolutne, bo największe muzyczne koncerny promują z wielką pompą ubranych w drogie ciuchy, wystylizowanych pieczołowicie młodych pseudo muzyków, a dzieciaki myślą, że oni są niezależni. Do tego np. tacy The Strokes jakiś czas temu ogłosili się królami rocka, co gawiedź indie dzieciaków przyjęła z entuzjazmem, chociaż muzyka tych panów to jest żenada do entej potęgi. Niestety, komponować to oni nie potrafią, piszą sobie melodyjki w stylu dzwonków do starych komórek, pan wokalista śpiewa jakby się bał że mamusia wejdzie do pokoju, a to wszystko okładają miarowym pam pam pam pam gitary i szemraniem tandetnej elektroniki i to podobno jest wspaniała muzyka i wielka sztuka. Takich zespołów niestety jest więcej, generalnie większość w tym wspaniałym nurcie. Jeszcze powiedzmy White Stripes da się jakoś słuchać, może Libertines chwilami, może Franz Ferdinand. Ale większość z tego to nie dość że nuda, to jeszcze irytująca.