Jest opcja, że pojemności sprzęgające, które używałem (rzędu setek nF równolegle do przetornika, nie w szeregu) powodowały stabilniejszą pracę wzmacniaczy: czy to stacjonarki, czy np. telefonów. Teraz też je stosuję razem z pojemnościami rzędu kilku uF, dławików kilka mH, itp. do wymodelowania płaskiej słyszalnej charakterystyki słuchawek za pomocą filtrów szeregowych RLC równolegle do przetwornika i samego C równolegle.
Natomiast jak widzę, to wina może być po stronie i słuchawek, i wzmacniacza. Słuchawki nierówne pasmo (rozbieżności o kilka dB) lub dodatkowe harmoniczne, które zmieniają widoczną impedancję. Słuchawki rezonują na ok. 2 częstotliwościach na średnicy oraz na górze do końca. Kompensuję to elektrycznie. Na początku kompensowałem to jedną pojemnością. Po obecnych kompensacjach mogłem niżej przestroić bass-reflex.
Druga opcja, to wzmacniacz, który silnie reaguje na zmiany impedancji i wtedy na takich rezonansach, gdzie impedancja rośnie, mógłby szybko osłabiać prąd. Układ, gdzie powiększanie rezystancji w zakresie 10-100 omów poprawia dźwięk przeczy takiej zasadzie. Dodatkowo, ale nie jestem tego pewien, układ z 10 omów na wyjściu nic sobie nie robił z filtra równolegle do słuchawek, czyli filtr nie miał czasu zadziałać i potencjały na zaciskach przetwornika słuchawek były zbyt zgodne z tym, co wzmacniacz dał.
Kolejna sprawa jest taka, że zacząłem odsprzęgać zasilanie we wzmacniaczu. Zacząłem od większości opampów, które odsprzęgnąłem przy układzie, by nie ruszyć karty. Efekty są. Każdy poprawił pasmo, za które był odpowiedzialny. Zmniejszyło ślad dźwiękowy, zawęziło pasmo: wiadomo, o co chodzi, jest lepiej i wyraźniej. Podejrzewam, że może poprawiło stabilność i na niskiej rezystancji wyjściowej będzie działać normalniej.