No cóż, są sprzęty na tym świecie, do których nie ma sensu podpinać więcej niż SR60i od Grado, ale mnie takie systemy nie interesują. Masa informacji w internecie? Masa - owszem, ale nie informacji, raczej dezinformacji, coś jak nauka czytania na głos. Ktoś tam raczkuje w temacie słuchawek i na bieżąco zalewa Internet swoimi kolejnymi objawieniami. Ja już nie mam na nie czasu. Coraz częściej zdarza mi się przerwać czytanie "recenzji" po kilku, kilkunastu pierwszych zdaniach. Plagą wręcz recenzji jest brak nazywania zjawisk po imieniu, chęci rozłożenia obserwacji na czynniki, nawiązań, opisu skojarzeń z czymś znanym. Jest głównie analiza ilościowa i zastępowanie informacji ocenami, nachalne wartościowanie podparte subiektywnym punktem widzenia arbitralnie rzutowanym na słuchawkowy wszechświat i z domyślnym nadaniem mu charakteru absolutnego. Nie ma informacji co jest jakie, tylko że jest dobre, albo złe; za mało, za dużo, albo w sam raz. Więcej niż u tego, a mniej niż u tamtego. Taką recenzję można napisać bez słuchania, wystarczy pogooglać kilka wykresów z pomiarów i poczytać dane techniczne producenta. Tak sobie teraz patrzę z perspektywy paru lat czytania i słuchania na to, którzy opiniotwórcy są szanowani po latach i cały czas stanowią autorytet. To są właśnie Ci, którzy potrafili opisać naturę urządzenia, znaleźć cechy osobnicze i je nazwać, a nie poszeregowali najszybciej nasuwające się i mało istotne na wysokim poziomie osłuchania parametry. W Internecie jest już to samo co na półkach sklepowych. Utworzyła się kategoria masówki. Masówki opiniotwórczej zbudowanej przez napalonych aspirantów, ludzi pozbawionych skromności i dystansu do siebie albo zwyczajnych geeków, którzy muszą ogłosić światu, że znów przeżyli audiofilskie uniesienie, a poza tym potrzebują nabić licznik odwiedzin na Facebooku, albo się wspiąć o kolejną pozycję w wynikach wyszukiwania. Czuję w kościach, że niedługo nadejdzie globalny kryzys słowa pisanego (lub mówionego, recytowanego przez Youtube, itp.), straci ono nie tylko wartość merytoryczną, ale i zwykłą siłę przyciągania uwagi. Ja już coraz mniej odróżniam wchodzenie na youtube od klikania pilotem TV, i nie mam tu na myśli siebie tylko moje obserwacje innych, bo jedno i drugie czynię rzadko. Znudzi się YouTube, znudzi się Facebook, znudzą się internetowe recenzje. I niech się znudzą jak najszybciej, bo tylko ktoś utalentowany będzie w stanie przywrócić im wartość, i wtedy znowu się będzie chciało je czytać.
HE-500 najlepsze od Fanga? Chyba kogoś pogięło. :) HE-6 to słuchawki o klasę lepsze od nich, a wniosek wysnuwam z tego 1% wzmacniaczy słuchawkowych, które pozwalają ich posłuchać. Natomiast nie zamierzam polemizować z porównaniami, gdzie ktoś wyszczególnia przewagi HE-500 nad HE-400 lub równowagi między nimi. Nie znam tych ostatnich.
Niestety ja cierpię na syndrom Jasona Morina, który polega na tym, że jak się zbilansuje wszystkie cechy znanych słuchawek, to Grado PS1000 wychodzą najlepsze. Najbliższe im w mojej przestrzeni wartości są HiFiMany HE-6. Są bardziej zmysłowe, milsze, ale wolniejsze i ciut mniej kawę na ławę. Nie wiem też jaką krotnością Pro 2900 są Edition 9, ale różnica dla mnie między nimi jest taka, że Pro 2900 nie miałbym ochoty posiadać, bo w ogóle bym ich nie używał, a brak posiadania Edition 9 tłumaczę tylko niedostatkiem funduszy, bo gdybym miał ich nieograniczoną ilość, to Editon 9 do kolekcji słuchawkowej na pewno bym zaprosił. Z moich wyliczeń wychodzi więc, że realna wartość Pro 2900 dla mnie to 0zł co wyklucza mówienie o jakichkolwiek krotnościach, bo operacja mnożenia zawsze dałaby zero, a np. Edition 9 są dla mnie warte sporo więcej niż 0zł.