Tramwaj (Franky) is back ;-)
No i testuję od 2 tygodni następcę "Czerwone Tramwaju".
Trudno to już nazwać "Czerwonym Tramwajem" ponieważ zewnętrznie nie jest już podobny do pierwowzoru. Teraz bardziej przypomina grobowiec Frankensteina niż jakiś tramwaj. Jest to spory kloc, którego wrażenie postrzeganej wielkości i wagi potęguje płyta czołowa i nadstawka wykonane z granitu (chyba, nie znam się). Nie wiem ile dokładnie "Frankenstein" waży ale oceniam go na jakieś 50-60 kg. Całość robi wrażenie lekko przytłaczające aczkolwiek niektórym (grabarze, firmy kamieniarskie, pracownicy prosektorium) może się podobać. Wrażenie jest na tyle "subtelne", że ma się uczucie bezpośredniego obcowania ze zmarłymi. Wystarczy 1 listopada postawić na wzmacniaczu znicz i można uznać, że święto zmarłych ma się zaliczone. Kolega który widział ten wzmacniacz, bezpośrednio zapytał "Kogo w tym pochowałeś ?" :) Tak narzekam na stylistykę ale się przyznam, że trochę mi się jednak podoba. Cóż, każdy facet marzy o "czymś" wielkim :D
Do rzeczy. Wzmacniacz jest rozwinięciem koncepcji "czerwonego tramwaju"
To konstrukcja hybrydowa, dual mono, pracująca w klasie A. Wzmacniacz ma dwa biegi. Po ustawieniu skrzyni biegów na 1 mamy do dyspozycji 4W, które zupełnie wystarczają do 95% odsłuchów (trójdrożne, spore kolumny, 90db, pokój 22m2).
Na drugim biegu mamy do dyspozycji 12W, oczywiście wszystko w klasie A. Drugi bieg pozwala poszaleć i poprzestawiać meble w pokoju, tylko za pomocą dźwięku :-) Pewnym minusem tego ustawienia jest to, że radiatory stają się na tyle gorące, że ich dotykanie nie należy do czynności przyjemnych.
W środku wzmacniacza siedzą 4 spore trafa i......100 (słownie: sto) kondensatorów po 10000 uF. Jak łatwo policzyć "Franky" ma na pokładzie drobny 1.000.000 (milion) mikrofaradów :D.
Nie wiem czy ma to tylko grać czy konstruktor przewidział jakieś inne funkcje dla tego urządzenia związane np. ze spawaniem :) Wielkość jest zawrotna i chyba tylko Hiraga bawił się większymi pojemnościami. Jeżeli chodzi o lampki (4 sztuki) to są one umieszczone z tyłu, dla draki ;-), zamontowane są góry nogami, jak nietoperze. ;-). Radiatory umieszczone są w układzie poziomym, co pewnością nie pomaga im oddawać ciepła w optymalny sposób. Terminale głośnikowe są pojedyńcze, aczkolwiek dobrej jakości. Terminale IC, podobnie jak lampy nie są również zamontowane standardowo. Otóż - konstruktor zdecydował się zamontować je....na górze wzmacniacza. Założenie było takie aby nie stosować zbyt długich kabli, maksymalnie skracając odległość między konektorami wzmacniacza a konektorami źródła dźwięku, postawionego na górnej płycie wzmacniacza. Najlepsze kable do maksymalny brak kabli ;-) Do tego pomysłu akurat nie do końca jestem przekonany ponieważ znacznie ogranicza możliwości ustawienia klocków względem siebie.
No a jak to gra ? Hmmmm........nie nie wiem jak to napisać aby nie być posądzonym o jakieś niezdrowe egzaltacje.
To co mi się nasuwa to ........ "Franky" gra naturalnie, gra muzykę, gra równo, bez jakiegoś uwypuklania pasma. Kontrabas nie ma wielkości kamienicy a uderzenie w trójkąt nie przypomina borowania zęba. Jest też dokładniejszy od pierwowzoru.
Po wokalu, bardzo lekko wystawionym przed linię głośników, słychać czy ktoś przyszedł odbębnić tylko dniówkę do studia czy też przejmuje się robotą i wkłada emocje w to co robi. "Franky" ma jakieś naturalne możliwości wyłapywania dźwięków w tła. One się nie gubią w głównej linii melodycznej tylko
stanowią rozróżnialne uzupełnienie. Te "dzyń-dzyńki" i inne audiofilskie "bimbajki" potrafią być tak gładkie i naturalne można się w nich prawie zakochać (Yoko Hasegawa - Norwegian Wood - nagranie Scarborough Fair) :)
Sporą zaletą "Franka" jest reprodukcja przestrzeni. Nie chodzi mi tutaj o ustawienie muzyków co do milimetra tylko o symulację pomieszczenia. Słychać, że coś jest nagrywane w kościele (Gregorian Chants) a nie w 10 metrowej kańciapie. Gitara w mojej, przesłuchanej tyle razy do znienawidzenia, Karri Bremnes - Lorsivelse, jest odpowiednio dogrzana a bas, który w 14 nagraniu wykłada większość zestawów, jest trzymany (za proszeniem) za ryj.
Co do basu to jest tak , że zjawia się tylko jeżeli jest na nagraniu. Nie ma już "buuu, buuuu" przy każdym mlaśnięciu językiem Patrici Barber. Nie ma już tego burczybasowego "łoouuuuuup, łooouuuuup" na pierwszym nagraniu na płycie "UP" Petera Gabriela. Można mieć pewne obiekcje co do "grania" basu i jego zróżnicowania ale sądzę, że można to dopieścić odpowiednimi kabelkami (np. Arkowymi). Nie jest też tak, że wzmacniacz wszystko upiększa. Kilka moich płyt niestety stało się ciężkostrawnymi a inne pokazały swoje inne, lepsze oblicze.
Na dzisiaj to chyba wszystko o moich subiektywnych odczuciach w stosunku do "Frankiego". ;-)
Mi się ten wzmacniacz cholernie podoba i wpisuje się w moje gusta. Słyszę z niego muzykę do tego stopnia, że staram się wcześniej wracać do domu aby go posłuchać. Nie chcę tworzyć tutaj legend i dlatego stwierdzę krótko - bardzo mi się podoba ........i chyba u mnie zostanie (z pewnym optycznymi poprawkami).
P.S. Przy okazji napiszę coś o kondycjonerze w którym w zasadzie wzmacniacz powinien być używany.
Przepraszam za byki, literówki i niegramatyczne "blubrania" ale jest już późno :-)
P.S. 2 W normalnych warunkach (bez lampy błyskowej) wzmacniacz wygląda na prawie czarny.